Autor: Izabela Sowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2012-07-25
Tom: I
ISBN: 978-83-10-12236-0
Objętość: 288
Cena: 31,90
Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa.
Polska. Lata osiemdziesiąte. Kryzys. Beznadzieja. Jedzenie na kartki. Puste półki sklepowe. Kto by chciał powrócić do tych czasów? No właśnie… Ja sama w owych latach nie żyłam, ale słuchając opowieści innych, to jakoś nie bardzo chciałabym się w nich znaleźć. Ale, jak wiadomo są i tacy, którzy by tego chcieli. Wiadomo jednak – czasu się nie cofnie. Czyżby? Otóż nie, bo dzięki książce pani Izabeli Sowy jest to po części możliwe.
„Zielone jabłuszko” to kolejna powieść z serii „Babie lato” stworzona głównie dla płci pięknej. Książka opowiada o losach Ani Kropelki, która mieszka z dziadkami i kotem w małym i na pozór nudnym miasteczku osadzonym w latach osiemdziesiątych. W miejscu, gdzie dla większości jedynym i zarazem największym marzeniem jest migracja za ocean. Do lepszego życia. Ale nie dla Ani. Dziewczyna kocha swoje miasto. Swój dom. Nie chce uciekać tak, jak jej matka, która ją opuściła, by móc uciec do USA i wieść lepsze życie, zostawiając córkę pod opieką dziadków. W dodatku nadchodzące wydarzenia nie dość, że wywracają życie licealistki do góry nogami, to jeszcze musi pokazać innym, że nie ma rzeczy niemożliwych…
Zabierając się za tę książkę przyznaję, że liczyłam na coś więcej, niż dostałam. Zwłaszcza po tych wszystkich zachwytach ze strony innych osób, oraz samego wydawnictwa. Główną bohaterkę nie sposób nie lubić, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że nie jest ona do końca dopracowana. Czegoś jej brakowało. Tak samo, jeśli chodzi o fabułę. Może i była lekka i przyjemna, ale działo się mało. Momentami Az za bardzo nużyła, a tego w powieściach nie lubię – niezależnie od tematyki. Nie przypadł mi do gustu również czas akcji, chociaż wiem, że to właśnie na nim się wszystko opierało. Mało jest książek, gdzie fabuła tworzona jest w latach osiemdziesiątych, więc potencjalnie można sporo poszaleć pisząc taką powieść. Tutaj zaś mam wrażenie, że autorka po prostu nie rozwinęła skrzydeł i nie wykorzystała swojego potencjału do cna, a szkoda. Styl i język autorki jest przyjemny, logiczny i nie komplikuje całości. Nie ma tutaj jakiś zawiłych historii, wszystko pisane jest prostym językiem, a co najważniejsze nieproblematycznie.
„Zielone jabłuszko” na pewno znajdzie wielu swoich fanatyków. Może i ja do owego grona nie należę, ale powieść pani Izabeli to jest lekka historyjka pisana na miarę czasów, którą najlepiej by się czytało wieczorami przy kominku. Albo przed snem. Jest ona skierowana do kobiet, co swoją drogą widać na pierwszy rzut oka, więc zdziwiłby mnie fakt, gdyby któryś z panów pokusiłby się na nią.
Co mnie w niej urzekło? Okładka. Naprawdę. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, co mówiłam już nie raz, ale ta zasługuje na me uznanie i napomknięcie o niej, bo jest wspaniała. Nie dość, że kolorystyka i delikatność, jaką sobą ukazuje, to idealnie oddaje nie tyle fabułę książki, co styl autorki i ogół powieści. Lekka, przyjemna, nieskomplikowana. Może i mam kilka zastrzeżeń, co do niej, to nie miałam ochoty by ją odłożyć. Gdy się ja już zacznie, to mimo wszystko chce się doczytać do końca. I to jest spory plus.
Komu bym ją poleciła? Szczerze nie wiem. Najzwyczajniej w świecie samemu trzeba się przekonać, ale jeśli szukacie lekkiej lektury na samotne [lub niekoniecznie samotne] wieczory przy kominku, to jest to. Swoją drogą z jednej strony mam ochotę zabrać się za „Części intymne” autorstwa pani Izabeli, z drugiej boję się, że autorka ponownie nie rozwinęła w niej swoich skrzydeł – a widać, że ma potencjał i to wielki. No cóż. Czas pokaże…
nie czytalam jeszcze
OdpowiedzUsuńnie czytałam, ale co nieco o niej już słyszałam
OdpowiedzUsuńz autorką również do czynienia nie miałam do tej pory
ale to nic, kiedyś się wszystko nadrobi :)
Słyszałam o tej książce, ale jak na razie nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawie sie zapowiada. ;) Trochę już o niej słyszałam i powiem szczerze, że okłądka jest mocno zachęcająca.
OdpowiedzUsuńMoże nawet się kiedyś skuszę, choć widzę, że nie jest to arcydzieło :)
OdpowiedzUsuńFajna recenzja a na książkę mam chrapkę :)
OdpowiedzUsuńHmmm akurat na odstresowanie się po szkole... ;)
OdpowiedzUsuń