Recenzja: Fiszki. Język angielski - red. Martyna Kubka


Tytuł: Fiszki.
Redakcja: Martyna Kubka
Wydawnictwo: Cztery Głowy
Wydanie: 2014-03-01
ISBN: 978-83-7843-178-7
Poziom: średnio zaawansowany / zaawansowany
Cena: 9,99 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Wspaniałe!

Dzisiaj recenzja dość nietypowa. Głównie dlatego, że nie jest to recenzja książki, a w tym wypadku fiszek do nauki języka angielskiego. "Najczęstsze błędy", "Amerykański kontra brytyjski", "Wyrazy zdradliwe" oraz "Konstrukcje egzaminacyjne" to jedne z dziewięciu fiszek, które wchodzą w skład serii "100 naj...". Każdy komplet zawiera 100 kart do nauki języka wraz z kompletem nagrań, prezentując tym samym zagadnienia gramatyczne bądź leksykalne na różnych poziomach trudności. W tym przypadku dwa pierwsze wymienione zestawy są to fiszki na poziomie średnio zaawansowanym, natomiast pozostałe dwa na zaawansowanym.

Muszę przyznać, że z początku podchodziłam do tego typu nauki z bardzo dużym dystansem, a nawet niekiedy niechęcią. Głównie dlatego, iż wychodziłam z założenia, że co podręcznik, to podręcznik i tylko dzięki niemu mogę się poprawnie i w wystarczającym stopniu nauczyć tego, co powinnam. Nic bardziej mylnego. Odkąd rozpoczęłam swoja przygodę z fiszkami, zrozumiałam, że to właśnie dzięki nim nauka przychodzi z większą łatwością i przede wszystkim jest o wiele szybciej przyswajalna. Fiszki podzielone na działy to wspaniały pomysł, który tylko to wszystko w jeszcze większy sposób ułatwia. 
Tak po prawdzie to przekonała mnie do nich moja nauczycielka od angielskiego, która kazała nam nawet samemu próbować takie fiszki stworzyć i się z nich przygotowywać do różnorakich sprawdzianów. Dlatego też tak, jak nauki języków nienawidziłam, tak od tej pory sama próbuję "dokształcać" się w domu.

Plusem tego typu fiszek jest przede wszystkim przejrzystość. Na pozornie małych i niepozornie wyglądających kartonikach znajduje się wszystko czego nam potrzeba - hasło, numer nagrania, przykład zdania, w jakim możemy je użyć, kategorię fiszek i tym podobne. Dodatkowo w zestawie znajdują się jeszcze dwa kartoniki, dzięki którym możemy łatwo odznaczyć część słów, które już umiemy od tych, których się dopiero uczymy. Dodatkowym plusem jest ich rozmiar. Można je zabrać ze sobą praktycznie wszędzie. Mieszczą się nawet w małej torebeczce. Można je czytać w domu, parku, tramwaju, autobusie, a nawet na nudnym wykładzie (to ostatnie w przeciągu ubiegłego semestru wykorzystywałam wręcz nagminnie). Dzięki fiszkom nauka jest o wiele przyjemniejsza i ciekawsza. Niestety nie ma na świecie ideałów, toteż i one musza mieć jakieś wady. 

Właściwie to fiszki wadę mają tylko jedną. Jeśli chodzi tylko takie poważne wady. Chodzi mi o to, że nie da się z nich uczyć nie znając żadnych podstaw językowych. Zwłaszcza, z tych, które przedstawiam, ponieważ ich poziom nie należy do najłatwiejszych. Osobiście z początku musiałam się wspierać dodatkowo swoim podręcznikiem, ale za to w późniejszym czasie mogłam się go pozbyć, ucząc tylko i wyłącznie z magicznych kartoników. Poza tym chyba nie mam do nich żadnych cięższych zastrzeżeń. No może tylko tyle, że fiszki przy wielokrotnym używaniu łatwo się niszczą - pozaginane rogi to chyba moja największa męka. Szkoda tylko, że nie są one w żaden sposób ofoliowane, ale za tak niską cenę, nie można aż tyle wymagać.

Podsumowując - fiszki do nauki języka angielskiego to fantastyczny pomysł. Dzięki nim nauka przychodzi szybciej, a przede wszystkim łatwiej. Można je zabierać ze sobą praktycznie wszędzie. Małe, tanie i super praktyczne. Nic dodać, nic ująć. Po prostu warto. Z mojej strony mogę tylko dodać, że osobiście nie mam zamiaru się z nimi rozstawać - wręcz przeciwnie - mam zamiar skompletować pozostałe części z serii i nie tylko.

Recenzja: "Antologia Toysories. Miś" - Jędrzej Bargłowski


Tytuł: Antologia Toystories. Miś.
Autor: Jędrzej Bargłowski
Wydawnictwo: Morpho
Wydanie: 2014-03-01
ISBN: 978-83-62352-17-3
Objętość: 274
Cena: 26,90 zł

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

Po raz pierwszy pokusiłam się nie o zrecenzowanie całej książki, a jedynie jej części. W tym wypadku opowiadania. "Miś" autorstwa Jędrzeja Bargłowskiego, które wchodzi w skład zbioru opowiadań "Toystories".

"Każde z nas kiedyś bawiło się zabawkami... A co by się stało, gdyby zabawki postanowiły pobawić się nami, ludźmi? Czy wówczas także uważalibyśmy to za zabawne? Czy byłby to powód do radości? Wątpię. Takim powodem jest natomiast "Toystories" - zbiór świetnych opowiadań, które pobudzają wyobraźnię i pozostają w pamięci na długo po zakończeniu lektury."

"Miś" opowiada historię pewnego pluszaka, który znalazł nowy dom i przeniósł się ze sklepowej półki do domu małej dziewczynki, gdzie postanowiła, iż pluszak zostanie jej przyjacielem. Wszystko byłoby całkowicie naturalne i normalne, gdyby nie pewne wydarzenie...

Jakie, oczywiście nie będę Wam zdradzać, bowiem czytanie tegoż opowiadania zupełnie straciłoby dla Was sens. Dlatego też postanowiłam troszeczkę pomarudzić na temat całej reszty. Tak po prawdzie to nie czytałam pozostałych opowiadań, ale sądząc po tytule wszystkie mają związek z historiami zabawek. Jak dla mnie tematyka dość niekonwencjonalna, ale ciekawa. Zwłaszcza, że w przypadku "Misia" nie jest to słodkie i niewinne opowiadanie, a wręcz przeciwne, bowiem nawet dość drastyczne i smutne zarazem. Niemniej muszę przyznać, że sam pomysł wyszedł autorowi na dobre.

Jeśli chodzi o treść, to jest naprawdę króciutka. Do połknięcia na raz. Szkoda tylko, że osobiście po skończonej lekturze miałam wrażenie, że brakuje mi jakiegoś przesłania, jakiejś życiowej rady, którą mogłabym z niego wynieść i wziąć do siebie. Tak, czy owak historia ta jest naprawdę ciekawa, żywa, a przede wszystkim zapadająca w pamięć. Głównie ze względu na dramatyzm, jaki ze sobą niesie. Chociaż mam nadzieję, że to tylko wytwór wyobraźni autora, a nie pomysł poparty realnymi sytuacjami.

Szczerze powiedziawszy to naprawdę ciężko jest mi ocenić tę lekturę. Głównie dlatego, że była ona szalenie krótka i nie miałam możliwości ani się wczuć w sytuację, ani poznać bohaterów z innej - lepszej lub gorszej strony. Może, gdybym zabrała się za całą antologię, to wyniosłabym z tego o wiele więcej, aniżeli teraz. Póki co się wstrzymam, ale być może jeszcze do tego wrócę. Póki co, zostawiam Was i zachęcam, abyście sami się przekonali co skrywa w sobie ten tytułowy "Miś".

Lekturę miałam okazję przeczytać dzięki możliwości wzięcia udziału w akcji:

Z cyklu: Stosik na lipiec

Wakacje. Cudowne wakacje - no można tak powiedzieć =P Szkoda tylko, że wolne od uczelni, ale niestety nie od pracy... W dodatku są takie upały, że aż marzy się o wyprawie nad morze. Tak czy siak w przyszłym tygodniu czeka mnie weekend w Karpaczu, a w sierpniu tydzień w Pobierowie - już się doczekać nie mogę. Wreszcie odetchnę pełną piersią. Nie zapomnę oczywiście o książkach. Mam zamiar ich zabrać całkiem sporo ze sobą na swoje małe wyprawy - i jak znam życie kilka jeszcze kupię na miejscu, jak zwykle zresztą. No ale do rzeczy. Nowy miesiąc - nowy stos - i to całkiem spory. Jak się podoba? Jako, że wyszedł mi odrobinę większy, niż się spodziewałam, toteż podzieliłam go na części. A oto pierwsza z nich:

Od góry:

1) "Dobrani" - Ally Condie -> tak się właśnie kończy spacer z siostrą do jej biblioteki. No i przy okazji to już kolejna biblioteka w której założyłam sobie konto.

2) "Niezgodna" - Veronica Roth -> również z w.w. biblioteki

3) "Dar Julii" - Tahereh Mafi -> a oto egzemplarz, który przeważył szalę i dzięki któremu założyłam sobie konto w owej bibliotece. Jak ją zobaczyłam na półce to przecież nie mogłam jej nie wypożyczyć - zwłaszcza, że miałam zamiar ją sobie w ostateczności nawet kupić.

4) "Zabawka diabła" - Matt Michtel -> egzemplarz od Wydawnictwa Akurat. Aktualnie się czyta i póki co jest naprawdę interesująca.

5) "Toksyna" - Jus Accardo -> pozycja, która przed godziną dotarła do mnie z wymiany na LC.

6) "Przebudzona o świcie" - C.C. Hunter -> jak wyżej

7)) "Urodzona o północy" - C.C. Hunter -> jak wyżej

8) "Ujawniona" - P.C.Cast + Krostin Cast -> naprawdę zastanawiam się ile jeszcze autorki się pokuszą i ile kontynuacji wydadzą, bo według mnie coraz bardziej przypomina to telenowelę... egzemplarz od Grupy Wydawniczej Publicat

9) "W otchłani" - Beth Revis -> również od Grupy Wydawniczej Publicat; już nie mogę się doczekać, aż zacznę ją czytać

10) "Cienie na księżycu" - Zoe Marriott -> wreszcie zdobyta z wymiany na LC

11) "Strażniczka krwi" - Tessa Gratton -> kolejna pozycja od Grupy Wydawniczej Publicat; zachęcona pochlebnymi opiniami postanowiłam przekonać się na własnej skórze jaka jest ta seria

12) "Magia krwi" - Tessa Gratton -> jak wyżej

13) "Finale" - Becca Fitzpatrick -> uwieńczenie mojej ukochanej i uwielbianej serii wreszcie w moich rękach. Zakupione na znak.com.pl nie dość, że po promocyjnej cenie, to w dodatku dostałam do niej wspaniałą torbę <3

14) "Blond gejsza" - Jina Bacarr -> książka zdobyta dzięki wymianie na LC, ale jako, że moją siostrę interesuje ta tematyka, toteż książkę podarowałam właśnie jej ;)

15) "Pielęgniarstwo kardiologiczne" - Dorota Kaszuba -> nowiutkie wydanie z tego roku zakupione na medbook.com; uwielbiam wszystkie medyczne książki - ale to chyba już zboczenie zawodowo-hobbystyczne :P Zawodowo, bo medycyna, a hobbystycznie bo książki oczywiście :)

Dodatkowo mam w kolejce jeszcze dwa egzemplarze, jednak w formie e-booków. Chodzi mi oczywiście o opowiadanie "Miś" wchodzące w skład antologii "Toystories" oraz "Z poczwarek w motyle" Patrycji Żurek, które to otrzymałam w ramach przynależności do grupy i akcji "Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”.

Jak się wam podobają moje perełki? Bo ja przyznaję, że jestem nimi zachwycona. Co prawda jeszcze kilka jest w drodze, ale je już zobaczycie w kolejnym miesiącu ;)

Recenzja: "Dyscyplina" - Marina Andreson


Tytuł: Dyscyplina
Autor: Marina Anderson
Wydawnictwo: Czarna Owca
Wydanie: 2014-01-01
ISBN: 978-83-7554-643-9
Objętość: 248
Cena: 29,99 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

Marina Andreson, autorka znana ze swoich gorących powieści, postanowiła po raz kolejny zaskoczyć wszystkich swoją nową pozycją na rynku wydawniczym. "Dyscyplina" to kolejna powieść erotyczna, która może i nie jest obszerna, za to ciekawa.

Opowiada o losach młodej angielskiej zakonnicy, która odbywa nowicjat w zakonie położonym w Rio de Janeiro. Zbierając datki dla dzieci żyjących na ulicach, trafia do domu zamożnego mężczyzny, który znany jest ze swoich miłosnych podbojów i niekonwencjonalnych upodobań w tym temacie. Mężczyzna otwiera jej oczy na korupcję, która szaleje w brazylijskim mieście niczym zaraza, ale i też na miłosne rozkosze, które są dla niego codziennością. Pozbawiona złudzeń dziewczyna wraca do Anglii, by tam pracować dobroczynnie, lecz przystojny nieznajomy znowu się pojawia w jej życiu. Dzięki wydarzeniom, które mają później miejsce, kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że zbieranie funduszy na cele charytatywne może być zarówno niekonwencjonalne, jak i nadzwyczaj przyjemne...

Na pierwszy rzut oka, lektura wydaje się niezbyt wygórowana, zarówno, jeśli chodzi o samą treść, jak i o jej ilość. Niewątpliwym plusem jednak jest to, iż "Dyscyplinę" czyta się naprawdę szybko. Osobiście pochłonęłam ją prawie, że jednego dnia. Fabuła jest może trochę łopatologiczna, ale z drugiej strony przedstawia coś zupełnie nowego. W trakcie czytania nie ma się wrażenia, jakoby poszczególne wątki, osoby czy miejsca były "podkradane" z innych powieści, co to, to nie. Tematyka, jakiej podjęła się autorka jest naprawdę osobliwa. Jeśli jednak chodzi o przedstawienie bohaterów - to już jest zupełnie inna bajka. Głównie, dlatego, że nie przypadł mi do gustu dosłownie żaden z nich, przez co całość utraciła na swojej wartości. W końcu nie tylko fabuła, czy akcja się liczy, ale też bohaterowie. A z nimi naprawdę ciężko jest się utożsamić. Zwłaszcza, że w głównej mierze ich życie toczy się wokół pikantnych (niekiedy aż do przesady) scen, które chwilami mogłyby być odrobinę ocenzurowane. W szczególności tyczy się to języka - rozumiem, że słownictwo, jakie zostało tutaj użyte, jest dobrane w sposób przemyślany, jednak to ono bardziej mnie zniesmaczało, aniżeli niektóre sceny.

Samą autorkę poznałam już wcześniej, w trakcie czytanie jej pozostałych powieści i muszę przyznać, że jeśli chodzi o prowadzenie akcji, język, czy ogół fabuły nic się tutaj nie zmieniło. Ktoś, kto czytał pozostałe książki pani Anderson jest w stanie zauważyć schematy, jakimi się autorka posługuje w trakcie tworzenia poszczególnych wydarzeń. Z jednej strony to dobrze, ponieważ można o wiele lepiej poznać styl autorki, z drugiej jednak lektury stają się nazbyt przewidywalne, co niestety jest już minusem.

Gdybym miała ją jakkolwiek podsumować, to mogę wyłącznie w jeden sposób. „Dyscyplina” to ciekawa książka, trochę perwersyjna, ale mimo wszystko ciekawa. Nie jest jednak powieścią, do której chętnie wrócę – według mnie to „jednorazowa” lektura, a nie taka, którą można czytać bez końca. Coś innego, coś nowego, a mimo wszystko trochę przewidywalne. W tej chwili mogę jedynie liczyć, że pani Anderson w końcu spróbuje wyjść poza utarte do tej pory przez siebie schematy i stworzy powieść naprawdę wartą zachodu – niezapomnianą i pełną wrażeń, od której nie będzie można się wręcz oderwać. Póki, co nie pozostaje nam jednak nic innego, jak tylko czekać.

Egzemplarz miałam możliwość przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka