Recenzja: "Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt" - Mikołaj Łaski

Tytuł: Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt.
Autor: Mikołaj Łaski
Wydawnictwo: Sierra Madre
Wydanie: 2013-10-08
ISBN: 978-83-932547-6-7
Objętość: 60
Cena: 29,90 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała.

„Twoje dziecko straciło przytomność? Co zrobić, jeśli ma udar lub duszności? Widzisz dziecko lub niemowlę, które się zadławiło? Chciałbyś pomóc, ale nie wiesz jak? Poradnik „Pierwsza Pomoc dla dzieci i niemowląt” zawiera opis 30 najczęstszych nagłych wypadków, na które narażone są niemowlęta i dzieci. Autorem jest wieloletni ratownik – Mikołaj Łaski.” – Taki opis znajdziecie na wielu portalach promujących tę lekturę. Ile z tego prawdy? Sporo. Jak dla mnie to małe kompendium wiedzy przydane dla każdego. Ale o tym może za chwilę.

Od czasu, gdy postanowiłam, że zacznę studiować na Uniwersytecie Medycznym, kręciło mnie wszystko, co z medycyną związane. W każdej innej dziedzinie życia poszukiwałam w sobie swojego „małego ratownika”. Dlatego też nie dość, że aktualnie kontynuuję swoje studia na UMP, to w dodatku ukończyłam harcerską szkołę ratowniczą, oraz jestem dodatkowo ratownikiem na różnych imprezach masowych. Nic, więc dziwnego, że gdy tylko mam okazję, to poszukuję książek związanych z medycyna – nie tylko ratunkową. Jedną takich pozycji jest książka, a raczej skoroszyt autorstwa pana Mikołaja Łaskiego pt. „Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt. 30 nagłych wypadków od A do Z.”

Na pierwszy rzut oka mamy niewielką książeczkę, spiętą w solidny i mam nadzieję przemyślany sposób. Według mnie taka forma jest o wiele wygodniejsza w przypadku nagłej potrzeby znalezienia odpowiedzi na nurtujące pytania – zwłaszcza podczas mniej lub bardziej groźnego wypadku. Nie trzeba wertować niepotrzebnie książki. Po pierwsze wygoda. Po drugie już sam prosty i logiczny spis treści na pierwszej stronie wiele nam ułatwia. Dodatkowo nie ma tutaj numeracji stron, a numeracja kart (i jednocześnie przypadków), co jest dodatkowym ułatwieniem.

Trzydzieści mniej lub bardziej inwazyjnych wypadków, których mogą się dopuścić dzieci – i nie tylko – w końcu dorosłych dotyczy to w takim samym stopniu, a postępowanie jest praktycznie takie same.
„Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt” zawiera proste i jasne instrukcje postępowania, jakiego należy się podjąć w razie określonego problemu taki, jak np. ból brzucha, czy pogryzienie przez psa, ale i nie tylko. Logiczny schemat, przedstawiony w sposób łatwy, logiczny i przede wszystkim uporządkowany. Dodatkowa grafika działa tylko i wyłącznie na plus. Tak samo zresztą, jak ciekawostki zamieszczone na odwrocie kart.

Uważam, że taka książka powinna znaleźć się w każdym domu – nie tylko tzw. „laika”, ale naprawdę u każdego. W końcu działanie pod wpływem stresu może być zupełnie odmienne, od tego „na spokojnie” – a co jeśli np. wielki szanowny pan doktor pod wpływem strachu, stresu, czy po prostu adrenaliny, zapomni, jakie jest postępowanie w przypadku zwykłego opatrzenia złamanej kończyny? Dlatego też jak dla mnie powinna ona się znaleźć w każdym domu – najlepiej w pobliżu dobrze wyposażonej apteczki. A jeśli ktoś nie wie, jak taka apteczka powinna być wyposażona, to autor i o to zadbał. Na samym początku mamy wykaz, co powinno się w takiej apteczce znaleźć – a na dodatek z drugiej strony jeszcze informacje na temat AED.

Uważam, że wiedza zebrana w „Pierwszej pomocy dla dzieci i niemowląt” to minimum, jakie powinien znać każdy człowiek. Dlatego tym bardziej uważam, ze tego typu pozycje powinny się znaleźć w każdym domu – nie tylko tym, gdzie są dzieci. Ogólnie rzecz biorąc nie mam chyba żadnego, „ale” oprócz jednego, – jakiego? Mam tutaj na myśli fakt, że poszczególne „wypadki” powinny być posegregowane w zależności od częstości występowania – te, które na ogół zdarzają się często, powinny znaleźć się na początku książki i odwrotnie. Poza tym? Jak dla mnie świetna lekturka – w godzinkę przypomniałam sobie kilka dość istotnych rzeczy, których zresztą sama uczyłam się już dawno. Ale przecież nigdy nie zaszkodzi sobie przypomnieć, co nieco, prawda?

Za egzemplarz dziękuję Portalowi Sztukater.

Recenzja: "Poczytaj mi mamo. Księga czwarta." - Autor zbiorowy


Tytuł: Poczytaj mi mamo. Księga czwarta.
Autor: Zbiorowy
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2013-11-06
ISBN: 978-83-1012-452-4
Objętość: 280
Cena: 49,90 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Kolekcja „Poczytaj mi, mamo” to niezwykły upominek dla kilku pokoleń czytelników z okazji dziewięćdziesiątych urodzin „Naszej Księgarni”. W „Poczytaj mi, mamo. Księdze czwartej” po raz kolejny otwieramy drzwi do pełnego magii i nostalgii królestwa naszego dzieciństwa…

Na dzień dobry wita nas kolorowa okładka. Patrząc na nią, od razu zrobiło się mi w koło jakby słoneczniej. Kolorowa, ale nie przesycona, jak dla mnie idealna. Aż chce się po nią sięgnąć. W dodatku, porównując ją z poprzednimi częściami, muszę przyznać, że bardzo podoba mi się zachowanie tej samej grafiki, jednak w odmiennej kolorystyce. Z jednej strony widać, że należy ona do jakiejś serii, z drugiej, pozwala się nieco wyróżnić na tle innych – nie są w końcu jednakowe, a co ważniejsze łatwiej będzie ją można znaleźć na półce – sugerując się kolorem, a nie tylko numeracją.

Zaglądając do środka, muszę przyznać, że tutaj grafika zmienia się całkowicie, o sto osiemdziesiąt stopni. Barwy są bardziej stonowane, a grafika tworzona na wzór starych bajek dla dzieci, które sama miałam okazję czytać, jako dziecko. Co prawda jedyne co mnie w takich książkach denerwowało to nie treść, bo ta była wspaniała, ale właśnie owa grafika. Widocznie ja już byłam bardziej przyzwyczajona do tych „nowszych” wersji bajek, co mi poniekąd zostało do teraz, gdyż trochę mi te rysunki przeszkadzają. Uważam jednak, że to kwestia gustu, bo gdy powiedziałam to swojej mamie i siostrze, to tylko się obruszyły, wychwalając książkę ponad niebiosa.

Jeśli chodzi o treść – to fakt. Tutaj mogę wychwalać. Dlaczego? Ponieważ nie jest to zbiór pierwszych lepszych opowiastek dla dzieci, a kompozycja najsłynniejszych i najbardziej kochanych historii i bajek autorstwa takich osobistości, jak chociażby Maria Konopnicka i jej „Stefek Burczymucha”, Stanisław Jachowicz w wykonaniu „Chorego kotka” czy bajeczka o „Piernikowym rycerzu” pani Hanny Łochockiej.
Styl i język jest tutaj naprawdę różnorodny. Każdy z autorów ma swój odrębny styl, którym zachęca i przyciąga czytelnika – nie tylko dzieci, ale i dorosłych. W dodatku tych, którzy się na tych bajkach wychowali.

Przyznaję, że najmilej wspominam dwie bajki z całego tego zbioru. Mam oczywiście na myśli słynny tekst „Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku” oraz wspomniany wcześniej „Stefek Burczymucha”. Fakt – sama się na tych bajkach wychowałam i wspaniale je wspominam, dlatego też uważam, że to właśnie takie bajki powinny być czytane dzieciom przed snem, a nie te wszystkie „Auta” czy „Monster High”. No przyznajcie sami – które z nich bardziej uczą? A które mają głębsze przesłanie? Które pozostają w pamięci na lata? I przede wszystkim – dzięki którym dzieciakom nie śnią się jakieś wilkołaki i inne potwory? Ja rozumiem, że wszystko idzie z duchem czasu, ale mimo wszystko stare bajki mają w sobą to coś, co należy przekazywać kolejnym pokoleniom.

Osobiście jeszcze przez długi czas będę przeglądać i podczytywać tę lekturę. Jak znam siebie, to zapewne jeszcze zakupię pozostałe części do kolekcji. A może i nadejdzie taki dzień, że będę je czytać własnym dzieciom? Kto to wie. Jak dla mnie idealna na dobranockę. I dla małych i dla dużych. Nie ograniczana jest wiekowo tylko dlatego, że to książka z bajkami. Dla każdego i o każdej porze. Dlatego też zachęcam, bo warto.

Za egzemplarz dziękuję Portalowi Sztukater.

Recenzja: "Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka." - Autor zbiorowy


Tytuł: Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka.
Autor: Zbiorowy
Wydawnictwo: Sierra Madre
Wydanie: 2011-05-08
ISBN: 978-83-9325-471-2
Objętość: 12
Cena: 19,90 zł

Moja ocena: 4/10 pkt.
Szufladka: Słaba.

Dzieci. Nasze słodkie pociechy. Kochane przez wszystkich – zwłaszcza przez własnych rodziców. Nic, więc dziwnego, że to głównie oni starają się na wszelki możliwy sposób umilić im dzieciństwo na wszelkie możliwe sposoby. Przeważnie maluchy od pierwszych dni życia ogarnia gama barw – nie tylko otaczającego ich świata, ale i również różnokolorowych zabawek. Nie każdy jednak wie, że taki maluszek przez pierwsze miesiące swojego życia uwielbiają kontrasty. Dlatego też naukowcy, lekarze, psycholodzy i inni uczeni twierdzą, że najlepsze dla ich rozwoju są książeczki, które właśnie owe kontrasty zawierają. Głównie czerń i biel, a w późniejszym okresie również czerwień. Wielu z nich uważa, że to dzięki nim dziecko lepiej się rozwija, czy nawet łatwiej przyswaja sobie poszczególne kształty.

Dlatego też dzięki wydawnictwu Sierra Madre powstała seria książeczek dla najmłodszych. I nie mam tutaj na myśli bajek dla dzieci, a właśnie książeczki, które zawierają w sobie rysunki w kontrastujących barwach. Seria „Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka” to zbiór trzech książeczek.

Każda z nich posiada nawet własny tytuł. „Banan”, „Sztućce, czy nawet „Ślimak”. Przeglądając je nijak nie potrafiłam dojść do tego, dlaczego akurat taki, a nie inny tytuł. Gdyby jeszcze były wewnątrz obrazki mniej więcej do tego nawiązujące, to bym jeszcze zrozumiała, ale tak to oprócz tytułowego ślimaka, sztućców, czy banana na okładce nic się ze sobą nie zgadza. Mamy w niej i zwierzęta, i pojazdy, i owoce, warzywa, instrumenty, czy rzeczy, takie jak chociażby czapka i rękawiczki, a naw
Uważam, że lepiej by było, gdyby wszystkie et zwierzęta rolne.
obrazki były w jakiś sposób ze sobą powiązane, dzięki czemu rodzice mogą stworzyć dziecku wspaniałą historię na podstawie oglądanych przez dziecko obrazków. Ale cóż, – jak kto woli. Może niektórzy „eksperci” uważają, że dziecku w zupełności wystarczy samo wpatrywanie się w białe obrazki na czarnym tle, czy też odwrotnie. Jedyne, z czym mogę się zgodzić to fakt, że przy takich książeczkach dziecko łatwiej skupi na nich uwagę, co może być jednocześnie dobrym sposobem na uspokojenie go. Co do całej reszty? Mam mieszane uczucia, tak jak i do tego, że o wiele lepiej wpływają na rozwój dziecka.

„Oczami maluszka” to książeczka przeznaczona dla dziecka do szóstego miesiąca życia – i z tym się zgodzę. Starsze dziecko po prostu szybko by się nią znudziło. Plusem jest dla mnie fakt, że owa seria została okrzyknięta „Super produktem 2012” magazynu „Mam dziecko”.

Ogólnie rzecz biorąc mam dość „kontrastujące” mniemanie o tej serii. Z jednej strony podoba mi się to, że książeczki0 zostały wykonane z tworzywa solidnego, co dla takiego malucha jest istotne. Rysunki nie są „byle, jakie”, mimo, że trzeba rozwinąć wyobraźnię, ażeby dostrzec coś więcej niż kontury postaci i
poszczególnych rzeczy. Z drugiej zaś strony jest niepasujące tytuły, czy brak jakiejkolwiek wzmianki o autorach (chociażby tyle, że jest to opracowanie zbiorowe). Kolejną i chyba ostatnią dość bolesną dla mnie sprawą jest niestety cena. Wybaczcie, ale osobiście nie wydałabym dwudziestu złotych za kilkustronicową książeczkę (Jedną! A są przecież trzy…), która nie ma ani słowa o tym, kim są autorzy, posiada kilka niepowiązanych ze sobą rysunków czy chociażby tylko, dlatego, że rzekomo pozwala dziecku o wiele lepiej się rozwijać już od pierwszych dni. I nie mówię tego tylko tak, bo sama nie mam dzieci, ale dlatego, że jak sądzę każda rodzina z małym dzieckiem (lub nie daj Boże kilkoma) liczy się z każdym groszem, a ceny takich książeczek nie powinny być aż tak kontrastujące w porównaniu do ich zawartości. Jak dla mnie to tylko i wyłącznie niemiarodajna cena, ale być może znajdą się i tacy, którym to nie przeszkadza, no cóż.

Książeczki te, jak widać mają swoje wady, mają też zalety. Co o nich myśleć? Sama nie wiem. A co wy o nich sądzicie?

Za egzemplarze dziękuję Portalowi Sztukater!

Z cyklu: Czas na informacje - Ogólnopolska Zbiórka Darów Kulturalnych

Jak zapewne niektórzy już wiedzą, portal Sztukater prowadzi w tym roku Ogólnopolską Zbiórkę Darów Kulturalnych. Dlatego mam zamiar zając Wam chwilę - mniejszą lub większą - by ową akcję trochę "nagłośnić" i zachęcić rzesze czytelników [i nie tylko!] do wspólnego zaangażowania i współpracy. Ale może od początku:

Portal Sztukater działa pod opieką Stowarzyszenia Sztukater, które zajmuje się przede wszystkim walką z wykluczeniem społecznym. Więcej informacji na temat działań możecie znaleźć >>tutaj<<. Jak sami zapewne widzicie - niesie pomoc. Wszystkim. Bez wyjątku. Każdemu w inny sposób.

Od 1 grudnia ruszył więc z Ogólnopolską Zbiórką Darów Kulturalnych, która na celu ma wspomaganie m.in. świetlic wiejskich. Każdy z nas zna placówki, w których brakuje praktycznie wszystkiego - książek, mebli, materiałów biurowych, pieniędzy na wyposażenie... A jak powszechnie wiadomo - wystarczy tak niewiele, aby to zmienić.

Jeśli wszyscy połączymy siły to będziemy w stanie obdarować wiele bibliotek, których półki świecą pustkami. Każdy z Nas posiada pozycje literackie, do których nigdy więcej nie wróci. Warto więc pomyśleć o tym, że książki przyniosą ogromną radość dla tych, którzy nie mają praktycznie niczego.Wystarczy tak niewiele, by uszczęśliwić ludzi, dla których przeczytanie jakiegokolwiek utworu jest jedyną rozrywką.

Szczegóły akcji można znaleźć tutaj: https://www.facebook.com/events/1377562132482389/ . Zarówno ja, jak i cały portal prosimy, abyście dołączyli do wydarzenia, zaprosili do niego swoich znajomych, opowiadali o tym, jak ważny problem zostaje poruszony. Zbiórka będzie trwała cały rok i przez ten czas Sztukater chce obdarować jak najwięcej placówek, które są w zastraszającym stanie.

Tylko spójrzcie:



Robią wrażenie, prawda?

Ta zbiórka pozwala nam skopić się na wielu problemach, jakie będziemy poruszać w najbliższym czasie. Proszę, abyście zapoznali się z poniższymi filmikami, jakie zwracają uwagę na rzeczy, jakie często pomijamy każdego dnia. Więc jak? Pomożecie?

Co zbieramy?
*Książki ( wszelkiego typu, każdej ilości i tematyki… nie muszą być nowe!)
*Pieniądze (Dzięki dobrowolnym wpłatom ufundujemy wyposażenie wnętrza, w którym będzie znajdywał się księgozbiór, każda kwota się liczy!)
*wszelkiego typu artykuły biurowe (kredki, mazaki i co wam tylko przyjdzie do głowy!)
*oraz wszelkiego typu produkty (materiały), które wspomogą przeprowadzenie akcji

Ważne terminy:
Rozdysponowanie darów co kwartał!
Oficjalne rozliczenie zbiórki 10 grudnia 2014!

Podoba Ci się akcja, chcesz się przyłączyć? Opublikuj na swojej stronie plakat i info o akcji, zaproś znajomych, tak nie wiele wysiłku kosztuje a tak wiele znaczy!

Jak przekazać dary?
Wystarczy nadać paczkę z zawartością w środku na adres korespondencyjny poniżej.
Na stronie http://sztukater.pl/stwowarzyszenie.html na bieżąco będziemy informować o darach oraz ich ofiarodawcach!

Adres Korespondencyjny:
Stowarzyszenie Sztukater
Z dopiskiem: „Święta z Książką”
skr. pocz. Nr 6
50-950 Wrocław 68

Jak przekazać wpłaty pieniężne?
Wystarczy przelew, każda kwota się liczy…
Akcja: „Święta z Książką”
konto bankowe: Bank Millennium SA
03 1160 2202 0000 0002 2944 5132
tytułem: „Święta z Książką”

Instytucje, firmy oraz wszelkiego typu organizacje, chcące przyłączyć się do Naszej proszone są o kontakt: stowarzyszenie@sztukater.pl

Wierzcie mi - wystarczy tak niewiele... Osobiście swoja paczkę właśnie spakowałam i na dniach wędruję na pocztę, ażeby ją nadać. Nie pozostańmy obojętni na problemy innych - nie tylko w okresie świąt, ale przez cały rok... Bo naprawdę warto.

Recenzja: "Cień żywiołu" - Leigh Fallon


Tytuł: Cień żywiołu
Autor: Leigh Fallon
Wydawnictwo: Galeria Książki
Wydanie: 2013-09-25
ISBN: 978-83-6429-705-2
Objętość: 272
Cena: 34,90 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godne polecenia.

Jakiś czas temu zaczytywałam się w „Córce żywiołu” autorstwa pani Leigh Fallon, która to przenosiła czytelnika w świat magii żywiołów i naznaczonych. Przyznaję, ze nie mogłam przeżyć zakończenia, które to według mnie było zbyt drastycznie i nagle urwane. Nic, więc dziwnego, że gdy tylko dowiedziałam się o tym, że w księgarniach pojawia się tom drugi, od razu zapragnęłam go zobaczyć w swojej biblioteczce.

„Cień żywiołu” opowiada dalszą historię rodziny Naznaczonych, oraz Megan. Każde z nich posiada moc władania nad jednym konkretnym żywiołem:, Megan – powietrzem, Adam – wodą, jego siostra Aine – ziemią, praz brat Raine – ogniem. Ich dzieje w znacznym stopniu okrywa tajemnica, ale jedno wiadomo na pewno: romans między dwojgiem Naznaczonych jest zakazany. Niekontrolowane połączenie żywiołów sprowadziłoby na świat chaos i zniszczenie. Jednak Megan i Adam postanawiają zaryzykować. Wiedzą, że jest to niebezpieczne, ale dla miłości są w stanie zrobić wszystko. Na dodatek, żeby było tego mało zbliża się okres Pogodzenia…

Przyznaję, że zabierając się za kontynuację „Córki żywiołu” liczyłam na wartką akcję od samego początku. Koniec końców, stwierdzam, że początek nie jest ciężki, czy nad wyraz nudny, ale też nie porywa. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że w przypadku drugiego tomu, akcja rozwija się trochę wolniej, aniżeli w tomie poprzednim. Koniec końców fabuła i tak zaczyna porywać czytelnika, a gdzieś w połowie książki sama nie mogłam się od niej oderwać, wręcz pochłaniając treść ze strony na stronę. Może poniekąd wynikało to z tego, że dopiero, co skończyłam „Córkę żywiołu” i byłam „na świeżo” z problematyką powieści, a może też poniekąd też wynikało to z obycia się z samymi bohaterami.

Już sama okładka wprawiła mnie w niemały zachwyt. Nie mam tutaj na myśli tylko i wyłącznie grafiki, która w zasadzie jest wzorowana na tomie poprzednim, ale raczej dobór odpowiedniej kolorystyki. Oj no dobrze, przyznaję – mam wielką słabość do fioletu…

Patrząc na styl pisarski autorki praktycznie niczym się nie różni, jeśli chodzi o oba tomy. Właściwie to nic się w nim nie zmieniło. Czyta się szybko i bez najmniejszych problemów. Język pisarski jest prosty i bez zbędnych udziwnień – nawet imiona nowych bohaterów przypadły mi do gustu, co zdarza się bardzo rzadko w moim przypadku.

Jeśli chodzi o bohaterów powieści, to muszę przyznać, że chyba obyłam się z nimi już na dobre. W trakcie czytania mam wrażenie, że znam ich niemal na wylot. Szkoda tylko, że chwilami na myśl przychodził mi fakt, że chyba nie są tak właściwie do końca dobrze dopracowani. Dlaczego? Głównie, dlatego, że chwilami miałam wrażenie, że czegoś mi w nich brakuje, że są albo nazbyt ułożeni, czy podlegli danym sytuacjom. Trudno to wytłumaczyć, ale chodzi mi o to, że według mnie powinni być oni o wiele mniej przewidywalni, aniżeli są naprawdę.

Ogólnie rzecz biorąc uważam, że książka jest ciekawa i godna polecenia. Jak na powieść młodzieżową jest naprawdę dobra? Jedynym minusem w zasadzie jest jedynie słabe dopracowanie bohaterów. Poza tym chyba nie mam żadnych większych, „ale” co do powieści pani Fallon. Czyta się naprawdę szybko – sama połknęłam ją w kilka godzin. Martwi mnie jedynie fakt, iż po dłuższym czasie mogę zupełnie zapomnieć, o co chodziło w fabule powieści, co jest dla mnie dość trudne, jeśli mam zamiar – a mam – przeczytać kontynuację.

Za możliwość przeżycia kolejnej przygody z Naznaczonymi dziękuję Wydawnictwu Galeria Książki!

Recenzja: "Córka Stalina. Chciała być kochaną" - Elwira Watała


Tytuł: Córka Stalina. Chciała być kochaną.
Autor: Elwira Watała
Wydawnictwo: Videograf
Wydanie: 2013-08-07
ISBN: 987-83-7835-211-2
Objętość: 304
Cena: 29,90 zł

Moja ocena: 4/10 pkt.
Szufladka: Słabiutko.

Lubicie historię? A biografię? Jeśli tak, to chyba znalazłam coś, co się Wam spodoba. Mam oczywiście na myśli najnowszą biografię Swietłany Allilujewej - jedynej córki Stalina…

Dostęp do zamkniętych wcześniej radzieckich archiwów umożliwił autorce stworzenie pełnego obrazu tej kontrowersyjnej kobiety. Wychowana w luksusach "czerwona księżniczka", a z drugiej strony nieszczęśliwa dziewczyna, która nie zaznała miłości rodziców, przez całe życie bezskutecznie poszukiwała swojego miejsca na ziemi. Autorka przedstawia fakty, które naznaczyły jej życie: samobójstwo matki, samotne dzieciństwo na Kremlu, skomplikowane relacje rodzinne, czystki w najbliższym kręgu dyktatora, nieudane małżeństwa, niespodziewana ucieczka na Zachód i równie niespodziewany powrót do ojczyzny, trudne lata ponownej emigracji.

Szczerze powiedziawszy, to zabierałam się z lękiem z tę lekturę. I nie, nie mam na myśli tego, że opowiada o takiej, a nie innej osobie, czy też o tym, jakie przykre miała życie. Chodzi mi raczej o to, ze z historii zawsze byłam słaba – mimo wszystko wolałam w szkole albo matematykę, albo nauki bardziej „medyczne”. Tak czy siak, postanowiłam się zawziąć i przeczytać historię Swietłany.

Czego się dowiedziałam? No na pewno sporo. Autorka nie bawi się tutaj w żadne, gdybania – podaje naprawdę rzeczowe fakty, co do jej życia. Dodatkowo czytelnik ma możliwość zobaczenia kilkunastu starych fotografii, które tylko nadają całości jeszcze większej realności. To nie są tylko plotki, a realia tamtych czasów. Co prawda, więcej tutaj jest informacji, na temat samego Stalina, aniżeli jego córki, o której ta książka jest, przez co ma się wrażenie, że tytuł i opis z okładki nijak się ma do treści. Nie wiem, czy to było zamierzone przez autorkę, czy nie, jednak, jeśli tak, to muszę przyznać, że tym mi, zaminusowała. W końcu czytelnik zabierający się za lekturę pt. „Córka Stalina” – liczy, że będzie czytał jej biografię, a nie koniecznie jej ojca.

Jeśli chodzi o bohaterów – cóż tutaj nie mam, co się wypowiadać, gdyż moja znajomość historii jest na tyle słaba, że nie potrafiłabym jej odnieść do bohaterów książki. W każdym bądź razie mogę powiedzieć coś, na temat samego stylu pani Watały…

Może i jest to książka historyczna, tudzież biograficzna, jednak z przykrością stwierdzam, ze styl autorki pozostawia wiele do życzenia. Wiem, że zapewne trudno jest stworzyć pozycję o takiej, a nie innej tematyce, jednak mimo wszystko odpycha mnie ten monotonny tekst wręcz na siłę wylewający się z kartek. Bardziej przypomina mi on wpis do encyklopedii. Zapewne znajdą się fanatycy takiego stylu pisarskiego, ja jednak jestem temu przeciwna. W końcu nie trzeba wiele, by zachwycić czytelnika, prawda?

Jeśli chodzi o okładkę, to jestem absolutnie zachwycona. Nie tylko kolorystyką, ale i dobraniem obrazów, czy chociażby ogólną pracą grafików. Idealnie wpasowuje się w temat – nie jest to „coś” narysowane i przerobione w programie graficznym, a prawdziwe fotografie, które zresztą możemy oglądać w całej swej okazałości wewnątrz książki.

Ogólnie rzecz biorąc lektura „Córki Stalina” nie należy do łatwych i lekkich. Jeśli ktoś lubi biografie i historyczne notki, to jak najbardziej mu się spodoba. Pozostałym jednak radziłabym się jednak zastanowić – w końcu nie chodzi o to, by porzucić lekturę po kilkunastu stronach w kąt, czy też się z nią męczyć prawda? Z góry mówię, że mój egzemplarz przypodobał się bardzo mojej przyjaciółce, która, jako osoba lubująca się w historii, w przeciwieństwie ode mnie pochłonęła ją w jeden dzień i bardzo sobie ją chwali. Tak, więc sami widzicie – kwestia gustu ;)

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Videograf!

Z cyklu: Stosik na grudzień

Za trzy tygodnie święta... A potem Nowy Rok i od nowa. Szczerze? Przyznaję, że w tym roku naprawdę sporo się zmieniło w moim życiu - głownie pozytywnie oczywiście! Ale na same podsumowania przyjdzie czas za miesiąc xD Tymczasem mam dla was nowy stosik! :D Cieszycie się? Bo ja bardzo! :P No ale do rzeczy...

Chcąc, nie chcąc musiałam podzielić go na dwie części - i nie, nie dlatego, że jest taki potężny ;) Zresztą sami widzicie po prawej, jaki jest =D  Podzieliłam go ze względu na to, iż jedną z pozycji wyczekiwałam chyba najbardziej na świecie - naprawdę!
Jestem szurnięta? Może troszkę, ale tak mam zawsze, gdy chodzi o moje pasje :D Dlatego też jedną z nich jest ta książka (chociaż ja "książką" bym jej nie nazwała" tak do końca, a raczej mini podręcznikiem, albo lepiej coś na miarę repetytorium. Mam tutaj na myśli:

1) "Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt. 30 nagłych wypadków od A do Z" - autor nieznany -> ten egzemplarz otrzymałam od portalu Sztukater. I wiecie co? Przeczytałam cały w godzinę :D Na dodatek zabrałam go ze sobą na uczelnię, przez co został porwany i rozchwytywany przez moje koleżanki z roku - ach ta medycyna :P Potem się dowiedziałam, że jedna z nich zdążyła sama go przeczytać, całkowicie ignorując wykład - chyba powinnam się cieszyć, prawda? :P Recenzja już niedługo i w dodatku szczegółowa - ale co się dziwić, skoro pierwsza pomoc, to mój konik :D

Druga część stosu jest już bardziej powieściowa, aniżeli podręcznikowa :D Muszę przyznać, że w tym miesiącu stos miał być jeszcze większy, niestety jedna z paczek w niewyjaśniony sposób zaginęła na poczcie... Dobrze, że nie ta z moimi zakupami ;D


Od góry:
2) "Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka. Banan" - autor nieznany -> egzemplarz od portalu Sztukater. W dodatku pozycja, którą moja siostra próbuje mi podkraść na własność - zresztą tak, jak i dwie kolejne :P

3) "Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka. Sztućce" - autor nieznany -> egzemplarz od portalu Sztukater.

4) "Oczami maluszka. Pierwsza książeczka twojego dziecka. Ślimak" - autor nieznany -> j.w.

5) "Cień żywiołu" - Leigh Fallon -> od Galerii Książki. W zasadzie już skończona i zabieram się za recenzję ;)

6) "Łza" - Lauren Kate -> również od Galerii Książki. Aktualnie czeka w kolejce do przeczytania.

7) "Przysięga smoka" - P.C. Cast + Kristin Cast -> pozycja od Grupy Wydawniczej Publicat. Już przeczytana, recenzja napisana w połowie. Szczerze? To liczyłam na coś lepszego...

8) "Ukryta" - P.C. Cast + Kristin Cast -> również od Publicatu - czeka na swoją kolej.

9) "Gorączka" - Dee Schulman -> efekt kolejnej już wymiany na LC. Aż dziw, że w tym miesiącu byal tylko jedna! No nie poszalałam :P

10) "Tymczasowa" - Małgorzata Hayles -> prezent od samej autorki, który otrzymałam na spotkaniu autorskim pani Małgosi, organizowanym przez akcję "Poznań w Matrasie. Lubię to!"

11) "Studnia wieczności" - Libba Bray -> wreszcie mam cała trylogię! Jak nic niedługo ją przeczytam i wystawię recenzję. A egzemplarz trzymałam od Publicatu.

12) "Kalendarz dobrych myśli 2014" - Beata Pawlikowska -> prezent z okazji urodzin i zarazem obrony od mojej kochanej mamy <3

13) "Poczytaj mi mamo. Księga 4" - autor zbiorowy -> i na koniec egzemplarz od Sztukatera :D

I jak się wam podoba moja szczęśliwa trzynastka? :D Macie na coś ochotę? ;)

Recenzja: "Urodzona bogini cz.1 i 2" - P.C. Cast


Tytuł: Urodzona bogini cz.1 i 2
Autor: Phyllis Christine Cast
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Wydanie: 2013-09-27
ISBN 1: 978-83-238-9089-8
ISBN 2: 978-83-238-9090-4
Objętość: 236/364
Cena: 32,99 zł

Moja ocena: 4/10 i 6/10 pkt.
Szufladka: Słaba / Ciekawa.

Phyllis Christine Cast. Zna ją wielu. Chociaż osobiście nie zdziwiłabym się, gdyby większość nie tyle bloggerów książkowych i recenzentów, co zwykłych czytelników znało jej nazwisko. Autorka swoją sławę zawdzięcza głównie serii o Zoey i jej przyjaciołach w Domu Nocy w Tulsie. Ale to przecież nie jedyna jej wydana i znana seria. Nie należy również zapominać o tajemniczym Partholonie…

„Urodzona bogini” to dwie księgi wchodzące w owy cykl powieściowy znany wszystkim pod nazwą „W kręgu mocy Partholonu”. Fabuła opowiada o Morrigan Parker w dniu osiemnastych urodzin poznaje prawdę o swoim pochodzeniu. Nie jest zwykłą dziewczyną z Oklahomy, lecz córką potężnej Rhiannon, kapłanki bogini Epony. To, dlatego nie umiała znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami. Podczas wycieczki do pobliskich jaskiń Morrigan ścigają tajemnicze szepty. Nazywają ją Nosicielką Światła, przekonują, że posiada boski dar odziedziczony po matce. To dzięki niemu jej dotyk rozświetla kamienie i leczy rany. Oszołomiona Morrigan traci przytomność… Budzi się w Sidethcie, podziemnym królestwie na obrzeżach mitycznego Portholonu. Witają ją, jako Nosicielkę Światła, obdarzoną niezwykłą mocą wybrankę bogini Epony. Tylko władcy, Sidethy nie są jej przychylni. Chciwi i bezwzględni, od dawna lekceważą kapłanki bogini i potajemnie czczą Pryderiego, boga ciemności. Próbują zabić Morrigan, złożyć ją w ofierze złym mocom. Ale Pryderi nie chce odebrać jej życia, pragnie zawładnąć jej duszą. Nie grozi, tylko kusi i uwodzi…, Jeżeli Morrigan mu ulegnie, zło zaleje świat Partholonu i świat ludzi…

Ogólnie rzecz biorąc sam zarys powieści jest dobry. Ciekawy. Bardzo mocno zakrawający o mitologię, co jest w zasadzie dobre. Zabierając się za te części, miałam nadzieję, ze, chociaż w porównywalnym stopniu będą tak ciekawe (o ile nie bardziej), co poprzednie. Niestety tutaj się trochę zawiodłam. Dlaczego? Głównie, dlatego, że w przypadku tomu pierwszego, mimo że jest szalenie krótki, strasznie się męczyłam. Za nic nie potrafiłam się skupić na fabule, bohaterach, ani ogólnym zarysie i poszczególnych wydarzeniach. Książka wydawała się po prostu nudna. Zbyt długie, żmudne i niepotrzebne opisy, prawie żadnej akcji. Szczerze powiedziawszy myślałam, że poprzestanę już w połowie. Niemniej zawzięłam się, głownie, dlatego, iż w dalszym ciągu liczyłam, ze w części drugiej, chociaż trochę sytuacja się rozwinie i ubarwi. Czy tak było? Poniekąd tak, ale dla mnie i tak za mało.

Mimo wszystko muszę to przyznać – druga część jest o wiele lepsza. Szkoda tylko, że pierwsza część obniża jej ocenę i to dość sporo. W drugim tomie wreszcie się dzieje – akcja nabiera, jako takiego tempa, koniec opisów nudnych, jak flaki z olejem (no może nie koniec, ale wreszcie jest ich mniej). Zaczyna się po prostu dziać. Jeśli ktoś przy czytaniu pierwszej części, postanawia sobie odpuścić, to muszę powiedzieć, że traci. Osobiście cieszę się, że przymusiłam się do pierwszego tomu, bowiem z drugim poszło mi o wiele sprawniej. Niestety nie zakrawa to na miana, bestselleru, ale i tak jest dobrze.

Niestety, chcąc nie chcąc, to czytając kolejne powieści pani Cast mam wrażenie, że pisze ona już tylko „dla zasady” i coraz to bardziej wymuszenie. Gdzie się podziały te wszystkie wciągające historie, tajemnice, ci przyciągający do siebie bohaterowie? Kiedyś nie potrafiłam się oderwać od jej książek, a teraz mam wrażenie, że mogłabym ze spokojem odłożyć je w kąt bez wyrzutów sumienia, – co dla mnie, jako osoby, która nie pozostawia nigdy niedokończonej książki jest straszne – niestety jednak prawdziwe. Wszystko jest tworzone pod jeden konkretny wzór, który to coraz bardziej jest przejrzysty i przewidywalny. Osobiście niejednokrotnie dopowiedziałam sobie dalszą część, która koniec końców się sprawdziła.

Nie dość, że podupada ten niesamowity styl pisarski, to i sami bohaterowie tracą na swoich osobowościach. Większość z nich jest po prostu albo niedopracowana, albo po prostu nudna, czy nawet niepotrzebna. Przykre? Dla mnie na pewno. Zwłaszcza, że właśnie przez coś takiego bardzo szybko zapominam ogólną fabułę książki.

Na koniec muszę przyznać, że nie rozumiem, dlaczego książki są dzielone na dwie mniejsze części. Ze spokojem widziałabym je połączone, zwłaszcza, że fabuła się łączy, nie ma jakiegoś przeskoku czasowego, ani nic takiego, co by wskazywało jedynie na to, że trzeba je podzielić. Zwłaszcza, że patrząc na ich objętości, można wysnuć wniosek, że o wiele lepiej sprawdziłyby się, jako jeden, a nie dwa tomy. Ale cóż – przynajmniej okładki są godne pozazdroszczenia. A kto wie – może pani Cast nas jeszcze kiedyś czymś zaskoczy? Ja chętnie poczekam.

Za egzemplarze dziękuję Wydawnictwu Mira Harlequin!
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka