Recenzja: "Mięsa, najlepsze potrawy i marynaty" Anneka Manning


Tytuł: Mięsa, najlepsze potrawy i marynaty
Autor: Anneka Manning
Wydawnictwo: Świat Książki
Wydanie: 2012-10-12
ISBN: 978-83-273-0081-2
Objętość: 192
Cena: 39,90 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Genialna.

Anneka Manning. Studiując dziś recenzowaną książkę miałam wrażenie, że skądś to nazwisko znam, tylko za Chiny Ludowe nie mogłam skojarzyć skąd. Poszperałam trochę w Internecie i nagle mnie olśniło. Pani Manning jest jedna z bardziej znanych autorek, które wydają książki kucharskie, ale i propagują niezwykła finezję i fantazję, jeśli chodzi o samo gotowanie. „Mięsa, najlepsze potrawy i marynaty” to tylko jedno z nielicznych jej dzieł, a które warto mieć w każdym domu. Dlaczego?

Otóż… Gdybym miała zaczynać od początku to owa książka przyciąga już samą smakowitą okładką oraz fantastycznymi fotografiami mięsnych potraw, dzięki którym nawet najbardziej wybredny postanowi ich zasmakować. Przepisy w niej zawarte, zostały zebrane z całego świata, dzięki czemu nie ma tutaj zbędnego szufladkowania.

Dość istotną różnica w porównaniu d innych książek kucharskich jest fakt, ze autorka nim przystąpi do „głównego celu”, czyli jak i co gotować, zajmuje się samym (w tym wypadku) mięsem. Opisane zostały tutaj nie tylko rodzaje mięs, ale i jego podziały, jak i co kupować, co mrozić, a co nie, jak przechowywać oraz jak je przygotowywać. Dodatkowo w dziale z podstawowymi informacjami czytelnik może się dowiedzieć czegoś więcej na temat poszczególnych gatunków mięs oraz ich rodzajów. Wiadomo, – czym innym jest łopatka, aniżeli antrykot. Kolejno dowiadujemy się na temat różnych technik oprawiania i przygotowywania mięs w zależności od ich gatunku, oraz rodzaju. Szczerze powiedziawszy do tej pory nie miałam pojęcia, że można znaleźć aż tyle różnic i błędów w nieumiejętnym przygotowywaniu ich. To samo się tyczy marynowania, dodatków oraz przygotowywanych sosów.

Całość podzielona jest na kilka działów. Możemy znaleźć tutaj potrawy smażone, pieczone, duszone, grillowane, a nawet gulasz, czy zapiekanki. Jak już mówiłam – każdy znajdzie coś dla siebie i nawet najbardziej wybredny postanowi spróbować tego i owego. Tyle rozmaitych sposobów przygotowania tylko świadczą o fakcie, że w kuchnie nie musi wiać nudą, a nawet najbardziej banalna potrawa może stać się niesamowita, finezyjna a przede wszystkim wyśmienita.

Osobiście tę pozycję uwielbiam. Za co? Za ogół. Za sposób, jak wszystko zostało ukazane, za logiczny podział, za masę naprawdę smakowitych fotografii, a w szczególności tych, które pokazują potrawę w trakcie jej przygotowania. To samo, jeśli chodzi o opisy. Krótkie, zwięzłe i na temat, a równocześnie bardzo wyczerpujące. Autorka daje sporo rad, jeśli chodzi o przygotowywanie mięs, przez co widać, że zna się na rzeczy, – dzięki czemu wszystko jest naprawdę smakowite.

Dzięki takiej pozycji niejedna osoba zakocha się wręcz w gotowaniu, przez co stanie się to nie tylko nudną codziennością, ale i pasją, którą będą chcieli coraz to bardziej zgłębiać. Jedynym minusem niestety jest to, że niektóre z tych potraw są naprawdę bardzo czasochłonne i wyrafinowane, przez co nie każdy ma czas, chęci i możliwości ich „stworzenia”, oraz fakt, że w porównaniu do przyrządzania mięs, to strasznie mało informacji jest, jeśli chodzi o tytułowe marynaty.

Mimo wszystko bardzo się cieszę, że ją mam i jeszcze nie raz będzie mi (i nie tylko z tego, co widzę) towarzyszyć w kuchni. Zwłaszcza, że szybko znalazła sobie wielu fanatyków w mojej rodzinie i znajomych. Warto ją mieć, naprawdę, dlatego tez polecam z czystym sercem i od razu życzę smacznego!

Za kulinarną podróż w mięsne otchłanie dziękuję Wydawnictwu Świat Książki oraz Księgarni Weltbild!

Recenzja: "Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna" Marzena Wasilewska


Tytuł: Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna.
Autor: Marzena Wasilewska
Wydawnictwo: Świat Książki
Wydanie: 2012-10-24
ISBN: 978-83-273-0032-4
Objętość: 128
Cena: 34,90 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Święta Bożego Narodzenia to dla wielu czas niezwykły. Czas spędzony z rodziną. Pełen miłości, wspomnień i wyczekiwania na wigilijną wieczerzę. Ale cóż to byłby za wieczór bez pysznego wigilijnego jedzenia? Przecież to właśnie wtedy cała rodzina zbiera się przy jednym stole, dzieli opłatkiem i spędza wspólnie chwile.

Pani Marzena Wasilewska postanowiła stworzyć książkę kucharską, w której ukazane zostaną głównie potrawy wigilijne. Szczerze powiedziawszy miałam lekkie opory, gdy się za nią zabierałam, a mimo to się skusiłam. Dlaczego? Ponieważ w każdym rejonie Polski na wigilijnym stole można znaleźć ciekawe, ale mimo wszystko strasznie różnorodne potrawy. W książce, jak ta są one zebrane wszystkie razem, dzięki czemu można w niekonwencjonalny, a zarazem smaczny sposób przygotować nie tylko wigilię, ale i fantastyczną imprezę sylwestrową (pod względem kulinarnym oczywiście).

Z góry przyznaję, że nie jestem fanką karpia i innych tego typu potraw, dlatego też nie wszystko miałam ochotę i okazję wypróbować, ale mimo wszystko jestem wielką fanką różnorakich deserów, których i tutaj nie brakowało.

Podoba mi się sposób, w jaki książka została ukazana. Wszystko utrzymane w klimacie świątecznym, co daje jej duży plus. Dodatkową zaletą jest fakt, że autorka nie trzyma się sztywnych reguł, jeśli chodzi o przepisy, gotowanie, ale i dobór dań. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie mówię tylko o wieczerzy wigilijnej, ale i imprezie sylwestrowej. Oczywiście wiadomo, że niektóre przepisy można wykorzystać również, na co dzień, dzięki czemu książka nie będzie nam towarzyszyć tylko w okresie świąt, ale i w każdej chwili, gdy najdzie nas ochota na coś nowego, a zarazem smacznego.

Minusem niestety jest fakt, że nie każda potrawa ma swoje „fotograficzne odwzorowanie”, a wiadomo, że większość ludzi jest wzrokowcami i to właśnie smakowite i kuszące fotografie w większości namawiają ich do wypróbowania danego przepisu. Mimo wszystko grafika jest bardzo kolorystyczna, i świetnie dobrana, a przepisy mimo, ze niewyszukane to i tak cieszą nie tylko oko, ale i podniebienie.

Kolejną wadą jest niestety fakt, że nad niektórymi potrawami trzeba spędzić sporo czasu. Kilka godzin to nic, ale niekiedy dobiega to aż kilku dni. Mimo wszystko autorka skrupulatnie wyjaśnia, co i jak przygotować, jakie składniki będą potrzebne, oraz oczywiście, w jakiej kolejności wszystko wykonywać. Spodobały mi się niektóre porady, o których do tej pory nie wiedziałam, a od teraz wiem, że będę stosować przyrządzając różnorakie potrawy.

Książkę mogę polecić nie tylko paniom domu, oraz kucharkom, czy fanatykom gotowania. Przede wszystkim chciałabym ją polecić osobom, które do tej pory gotować nie lubiły – a nuż to właśnie dzięki niej nabiorą chęci i zapału do przyrządzania ładnych, ciekawych, niekonwencjonalnych i przede wszystkim smacznych posiłków niekoniecznie, na co dzień, ale i od święta.

Za możliwość zdobycia dodatkowej wiedzy kulinarnej dziękuję Wydawnictwu Świat Książki oraz Księgarni Weltbild!

Recenzja: "Dar Wilka" Anne Rice


Tytuł: Dar Wilka.
Autor: Anne Rice
Wydawnictwo: Rebis
Wydanie: 2012-01-01
Tom: I
ISBN: 978-83-7510-905-4
Objętość: 520
Cena: 35,90 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Świetna.

Co byście powiedzieli na trochę horroru? Gotyckiego w dodatku? Zainteresowani? Jeśli tak, to zaciekawi was kolejna powieść autorki bestsellerowego „Wywiadu z Wampirem”. Nie jest to przypadkowe nawiązanie do gotyku, bowiem „Dar wilka” jest nim wręcz nasycony, jednocześnie szaleńczo wciągający w ten tajemniczy i co tu dużo mówić nietypowy świat.

Książka opowiada o losach Reubena - „Słonecznego Chłopca”, lokalnego reportera, którego zadaniem jest napisać reportaż o jednej z miejscowych rezydencji. Wszystko zaczyna się na pozór niewinnie. Ale to tylko na pozór, bowiem to właśnie w tym miejscu mężczyzna zostaje ugryziony przez tajemnicze zwierzę. Zwierzę, które jak się okazało było wilkołakiem. Reuben wkrótce potem doświadcza przemiany, a na domiar złego otrzymuje nietypowy [a zarazem tytułowy] – wilczy dar, który jednocześnie fascynuje, jak i przeraża. By móc zgłębić swoją nową naturę i tajemnicę się z niej wywodząca wyrusza w podróż pełna przygód i czyhających na każdym kroku niebezpieczeństw.

Już sama okładka przykuwa wzrok. Nie wspominając już o fakcie, że idealnie wręcz oddaje temat i charakter powieści. Groza i tajemniczość aż się z niej wylewają [może bardziej to drugie, ale mimo wszystko jest zauważalne]. Zresztą, jeśli patrząc na grafikę, to na ogół powieści pani Rice są nie tyle specyficzne, co strasznie przykuwające wzrok.

Po przeczytaniu „Daru Wilka” stwierdzam, że coraz bardziej popadam w manię zdobywania i czytania książek pani Rice - ale czemu tu się dziwić, skoro autorka pisze tak porywająco, realistycznie, a w dodatku z takim zapałem, który widoczny jest już od samego początku. To samo się tyczy budowanego napięcia, gdzie punkt kulminacyjny aż wstrząsa czytelnikiem i niepewność, a równocześnie szaleńcza ciekawość aż obezwładnia i trzyma do samego końca.

Anne Rice to autorka ponad 30 książek, w większości o podobnej tematyce. Widać, że autorka bardzo dobrze czuje się w horrorach, czy nawet fantasy – wystarczy spojrzeć na niesamowity sukces jednej z jej serii o wampirach. Wiadomo – wiele książek powstało już o podobnej, jeśli nie prawie identycznej tematyce, lecz mimo to w tej jest coś odmiennego. I nie mam na myśli tutaj głównego bohatera, ale raczej jego przygody. Jedyne, co mi się nie spodobało, to chyba sam główny bohater. Jakoś nie przekonał mnie swoją osobą na tyle, bym go polubiła. Fakt, dziać się działo, ale jego charakter, zachowanie i cała otoczka wokół jego osoby chwilami drażniła.

Co mnie zaś zdziwiło? Dodanie wątku miłosnego, który moim zdaniem nie był tutaj aż tak konieczny. Osobiście rozegrałabym to inaczej, ale widocznie autorka miała konkretne powody by wykreować wszystko tak, a nie inaczej. Poza tym każdy z nas ma świadomość, że wilkołaki, wampiry i cała reszta z romansem w tle tylko dodaje animuszu i dodatkowej akcji, na która czytelnicy właśnie czekają… No, cóż – na pewno znajdą się tacy, którzy powiedzą, że był to świetny pomysł.

Obok takich powieści nie można przechodzić obojętnie. Styl i język wręcz idealny, widać, że powieść nie była pisana w pośpiechu, jak to bywa w dzisiejszych czasach – byleby zarobić i zyskać popularność. Książki pani Rice mają duszę. A „Dar Wilka” już w szczególności. Bez bicia się przyznaję, że pochłonęłam ja w jeden wieczór – aż żałuję, że nie dawkowałam sobie tej przyjemności w większym stopniu, chociaż nie wyobrażam sobie stopowania siebie samej w czytaniu przy tak wkręcającej i szybko się toczącej fabule.

„Dar Wilka” mogę polecić każdemu fanatykowi gatunku, oraz powieści Anne Rice. Jakby się zastanowić to każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Horror, śmierć, gotyk, fantastykę, a nawet miłość. Mieszanka wybuchowa? Niekoniecznie, ale jeśli ktoś tak uważa to radzę mu się na własnej skórze przekonać, że warto spędzić z książką trochę czasu. Sama wręcz nie mogę się doczekać, czy dopadnę w swoje ręce inne powieści autorki.

Za możliwość poznania warsztatu pisarskiego pani Rice dziękuję Portalowi Kostnica!

Recenzja: "Dziewiąty Mag. Zdrada" Alice Rosalie Reystone


Tytuł: Dziewiąty Mag. Zdrada.
Autor: Alice R. Reystone
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2012-09-19
Tom: II
ISBN: 978-83-10-12154-7
Objętość: 544
Cena: 32,90 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Nie od dziś mam słabość do wszystkiego, co związane ze smokami. Książki, filmy, czy różne, magiczne opowieści to tylko początek mojej pogłębiającej się fascynacji, a wręcz powiedziałabym manii. Dlatego też mając możliwość przeczytania „Dziewiątego Maga” nie zwlekałam ani chwili. Jedynym minusem był fakt, że zajęłam się tomem drugim, nim zdążyłam przeczytać pierwszą część historii. Mimo wszystko liczyłam, że tak, jak w przypadku wielu niesamowitych już serii, które wspominam z radością, tak i ta samą sobą wynagrodzi mi to zaniedbanie, a w dodatku nie będę miała problemu z dobieraniem wydarzeń i postaci do ogólnego zarysu serii.

Już sama okładka zachwyciła mnie i podbiła moje serce. Na pozór skromna, a zawiera w sobie niesamowitą magię i co tu dużo mówić idealnie nawiązuje do treści. W końcu smoki tutaj są jednym z jej głównych tematów, prawda? Nie od dziś wszyscy, którzy mnie znają, bądź czytają moje opinie, wiedzą, że nienawidzę białych okładek i ogólnie wszystkiego co białe, przez co i smutne. W tym wypadku muszę odwołać swoje słowa i bić się w pierś, bowiem grafika jest wprost idealna i lepszej bym sobie  nie wyobraziła. Należą się spore gratulacje temu, który wpadł na takowy pomysł.

Ale nie samą okładką książka żyje, wiadomo ważna jest też treść (głównie ona oczywiście). Powieść pani Reystone opowiada o dalszych losach Ariel – tytułowy Dziewiąty Mag. Ma ona jednak sporo problemów. Nadszedł czas, gdy rozpoczynane są szkolenia magów medyków i budowy szpitala na Trollowych Rubieżach, jednak społeczność miast nie daje wiary i nie potrafi zaakceptować faktu, by magiem mogła zostać kobieta. Tym samym nie chcą jej dopuścić do jej nie tyle obowiązku, co wypełnienia przeznaczenia. Tylko Severian i Teobald zgadzają się, by dziewczyna podeszła do próby. W dodatku Vivianne lada dzień ma złożyć jaja, co dodaje tylko Ariel kolejnych zmartwień. A żeby tego było mało jest jeszcze masa innych, mniej lub bardziej niebezpiecznych chwil i problematycznych wyborów, przed którymi musi stanąć…

Gdybym miała wymienić zalety książki, to przyznaję jest ich sporo. Ciekawa tematyka. Idealnie wykrojeni bohaterowie. Lekki język, czy też spore granie na emocjach czytelnika. Przy „Dziewiątym Magu” nie sposób się nudzić, to mogę zapewnić. Przykro mi jednak, że nie poznałam całej tej historii od początku zaczynając od drugiego tomu, bowiem były chwile zagubienia z mojej strony, zwłaszcza, że problematyka utworu jest dość obszerna i co tu dużo mówić – zawiła. Miłość, zdrada, przyjaźń, czy śmierć – to tylko kilka z nich. Autorka świetnie gra na emocjach czytelnika budując chwilami niesamowite napięcie, jednak momentami naprawdę przesadza z nadmiarem wrażeń, które aż przytłaczają.

Czyta się szybko i z wielką przyjemnością, a duża i przejrzysta czcionka tylko dodaje ku temu pozytywów, lecz niestety chwilami akcja nabiera takiego tempa, że łatwo się w tym wszystkim pogubić – zwłaszcza mnie, która nie zna poprzedniego tomu (chociaż liczę, że niebawem to nadrobię!). Niestety ciężko jest mi ją przyrównać do jakiegoś konkretnego gatunku, bo ni to romans, ni przygotówka, ni fantastyka… wszystko i nic, przez co też człowiek potrafi się chwilami pogubić.

Jak już wspominałam, bohaterowie są wręcz idealnie dopasowani do całości, a co ważniejsze podbili moje serce i stali się moimi ulubieńcami. Po raz pierwszy chyba nie ma w książce osoby, którą bym wychwalała ponad innych. I nie dziwota. Każdy ma swoje wady i zalety, a i tak ich ubóstwiam.

Gdybym miała to wszystko jakoś zebrać w całość, to przyznaję, iż książka jest naprawdę ciekawa  i nie żałuję spędzonego z nią czasu. Szkoda tylko, że akcja chwilami jest aż nazbyt zawiła, a zakończenie dość niekonwencjonalne i… urwane. Nie ma w nim tej niepewności wyczekiwania na kolejny tom. Jeszcze jednym (istotnym dla mnie) minusem jest fakt, że zdecydowanie za mało tutaj moich wychwalanych i ulubionych smoków. Ten temat całkowicie zszedł tutaj na drugi, a nawet powiedziałabym trzeci plan, co uważam jest sporą stratą dla całokształtu powieści. Takie są oczywiście moje odczucia i niekoniecznie każdy musi się z nimi zgadzać. Najlepiej, jeśli każdy z osobna przekona się, jak to z owa serią jest, do czego zachęcam - w końcu nie ma nic lepszego, jak przekonać się na własnej skórze o prawdziwości zdania innych.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.pl oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia!

Recenzja: "Anielskie babceczki. Klasztorne specjały. s. Aniela Garecka


Tytuł: Anielskie babeczki. Klasztorne specjały.
Autor: s. Aniela Garecka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Salwator
Wydanie: 2012-10-08
Tom: I
ISBN: 978-83-7580-304-4
Objętość: 112
Cena: 29,99 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa.

Uwielbiam wszelakie książki kucharskie. Chociaż sama do szefów kuchni nie należę, to mimo wszystko aż mnie one do siebie przyciągają. Zwłaszcza te, dotyczące wypieków. Nie od dziś wiadomo, że Estem łasuchem – na słodycze oczywiście! Poza tym to jestem strasznie wybredna. Ale do rzeczy… Jedną z ostatnich moich zdobyczy okazała się książka wydana przez s. Anielę Garecką, którą zapewne większość zna (a jeśli nie ją, to już na pewno jej wypieki).

Siostra Aniela Garecka jest salwatorianką. Na co dzień gotuje w Klasztorze i Wyższym Seminarium Duchownym Księży Salwatorianów w Bagnie. Jest znana z doskonałej kuchni. Wydała już kilka książek z przepisami („Anielska kuchnia siostry Anieli”, „Klasztona kuchnia”, „Ciasta siostry Anieli”), które od razu stały się bestsellerami i doczekały się kilku wznowień. Siostra Aniela jest też gwiazdą telewizji. Bardzo lubi gotować na wizji, ma w swym dorobku kilka programów kulinarnych, m.in. w TVP „Pytanie na śniadanie”, autorski program kulinarny w Religia.tv. Siostra gotowała także przez 15 lat dla samego kardynała Karola Wojtyły, który regularnie przyjeżdżał do domu rekolekcyjnego salwatorianów w Trzebini. Ojciec Święty nie był specjalnie wybredny. Najbardziej lubił proste potrawy. Gotowanie dla siostry Anieli jest rodzajem sztuki. Potrafi opowiadać o nim, jak o malowaniu. Nigdy nie wypuści półmiska z kuchni, gdy jest on blady. Musi być na nim dekoracja, która przyciągnie wzrok. Tym razem dzieli się z czytelnikami swoimi przepisami na pyszne i zawsze udane ciasta, desery na szybko, lody i sorbety w nowej książce pt. „Anielskie babeczki. Klasztorne specjały”.

Przyznaję, że książka, choć mała, to mnie zaintrygowała. Jakież, więc było moje zdumienie, gdy tak się na niej zawiodłam. Oczywiście nie ujmuję siostrze talentu do gotowania, bowiem wierzę, że każdy z wypieków, który został tutaj przedstawiony jest grzechu warty, jednak szczerze powiedziawszy liczyłam na coś więcej. Nie mniej porady i przepisy fajne, a niektóre efekty przepyszne (sama nawet spróbowałam swoich sił w kuchni). Szkoda tylko, że większość z wypieków jest dość protekcjonalna i w większości przeze mnie znana. Przepisy są proste, przyznaję, jednak, gdyby spojrzeć na całość od strony nie tematycznej, a wydawniczej to widać tu znaczący przerost formy nad treścią. Zdjęcia są duże, przejrzyste i ładne, a potrawy wyglądają na smaczne, jednak jest zdecydowanie za mało opisów dotyczących samego ich wykonania. Ja rozumiem, że pisanie książek kucharskich nie jest rzeczą łatwą, ale dla mnie to wygląda na zwykłe „odklepanie tematu” byleby był i byle książka poszła do druku. Na mój gust przydałoby się tutaj zdecydowanie więcej (ba! Jakichkolwiek) porad dotyczących nie tyle samych wypieków, ale czy chociażby ich dekoracji lub podania. To naprawdę nie jest takie trudne, zwłaszcza, jeśli ktoś taki jak s. Aniela trzyma się w tymże temacie od dawien dawna.

Książka jest naprawdę ciekawa zwłaszcza od strony graficznej. Testu jest tutaj zdecydowanie za mało, a porad… wiadomo. Praktycznie zero, a szkoda. Dodatkowy plus należy się za ładną oprawę i ładne fotografie, na których widok aż ślinka leci. Jak widać ma ona i swoje plusy i minusy, dlatego tez ciężko mi jest się odnieść do tego, czy warto ją polecać, czy też nie. W związku z tym zostaję bezstronna w tej kwestii.

Za poznanie kolejnego przybytku ze świata wypieków dziękuję portalowi Sztukater.pl oraz Wydawnictwu Salwator!

Recenzja: "Zespół Aspergera..." Christine Preissman


Tytuł: Zespół Aspergera. Jak z nim żyć. Jak pomagać. Jak prowadzić terapię.
Autor: Christine Preissman
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Wydanie: 2012-01-01
Tom: I
ISBN: 978-83-7489-389-3
Objętość: 236
Cena: 29,90 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa.

Podstawą naszego życia nie są książki. Nie są tez pieniądze, czy jakikolwiek inny dobrobyt. Ważne jest szczęście. Szczęście i zdrowie. Nie każdy jednak je ma. Świat nie od dziś zmaga się z milionami chorób, mniej lub bardziej intrygujących. Mniej lub bardziej niebezpiecznych. Nawet nieuleczalnych. Dla części naszego społeczeństwa wiele przypadłości to temat tabu. Coś, o czym nie powinno się rozmawiać. A szkoda. Jedną z takich rzeczy jest zespół Aspergera. Wielu z nas zapewne o tym słyszało, ale tylko nieliczni mają świadomość, czym tak naprawdę jest…

Zespół Aspergera to rodzaj autyzmu, w którym dochodzi do upośledzenia umiejętności społecznych, przez co chorzy ciężko akceptują jakiekolwiek, nawet najmniejsze zmiany w ich życiu. W dodatku występuje tutaj coś takiego, jak obsesyjne zainteresowania. Wszystko to utrudnia życie zarówno samemu choremu, jak i w głównej mierze jego otoczeniu. Dlatego też ważna jest edukacja społeczeństwa, jak żyć z taką osobą.

Jedną z form edukacji są książki, takie jak dzisiaj omawiany poradnik autorstwa Christine Preissman. Jak zapowiedział wydawca, książka opiera się na propagowania praktycznej wiedzy o zespole Aspergera, aby ułatwić zrozumienie osób dotkniętych tym zaburzeniem – zarówno ich otoczeniu, szczególnie zaś terapeutom, jak i im samym. Jako, że sama autorka cierpi na Zespół Aspergera, mamy dzięki temu możliwość poznać tę chorobę od każdej praktycznie strony, a jej doświadczenie zawodowe, jako terapeutka tylko pomaga zgrać to wszystko w jedną, logiczną całość.

Przyznaję, że tak, jak do różnorakich poradników podchodzę ze sporym dystansem, tak do tego wręcz się garnęłam. Poniekąd ma to związek z moim zamiłowaniem do medycyny, a poniekąd też z faktem, że na uczelni w trakcie omawiania tego „schorzenia” opowieść wykładowcy wciągnęła mnie bez reszty. Dlatego też postanowiłam, jak najwięcej się na ten temat dowiedzieć. Przyznaję, że książka ma w sobie sporo ciekawych treści i cennych informacji.

Nie jest to jednak coś, co można czytać jednym tchem bez przerwy. Dlaczego? Po pierwsze przez fakt, że sam temat jest ciężki. Po drugie – zawarte w niej informacje wywierają ostry wpływ nawet na psychikę czytelnika. Nie tylko poruszają, to mogę zapewnić. Zabierając się za nią trzeba mieć świadomość, że wszystko, co tam jest opisane to nie jakieś wymyślone historyjki i opowiadania, tylko czyste realia. Prawdziwy świat, który może dotyczyć każdego. A przecież nie każdy ma tyle siły w sobie by się z tym zmierzyć.

Sam język i styl autorki nie pomaga w przebrnięciu przez lekturę. Jest ciężki, a nie łopatologiczny. Medyczny, ugruntowany na wiedzę, a nie opowiadania. Tego też trzeba być świadom. Szczerze powiedziawszy to książka zarówno nużąca, jak i intrygująca. Na pewno nie zaciekawi osób, które się tego typu chorobami nie interesują ani nie wiedzą na ich temat kompletnie nic. Dla większość może wydawać się przystępna i ciekawa, ale w większości nudna. Język może nie jest nad wyraz trudny, ale uporczywy i ciężko się czyta.

Gdybym miała kogoś do niej zachęcić, to w szczególności osobom, które nawet w minimalnym stopniu się tym interesują. Nie poleciłabym jej jednak osobom, którzy czytają wszystko, co pisane jest lekkim i przyjemnym stylem, bez potrzeby wgłębiania się w szczegóły. Nie mniej jednak cieszę się, że miałam możliwość zapoznania się z nią, bowiem temat, jakie są zalecenia terapeutyczne dla osób cierpiących na Zespół Aspergera i co najważniejsze jak im pomóc, by mogły normalnie żyć jest dla mnie nie tyle istotny, co intrygujący.

Za możliwość poznania Zespołu Aspergera od podszewki dziękuję portalowi Sztukater.pl oraz GWP!

Z cyklu: Stosik na grudzień + rozwiązanie konkursu mikołajkowego

Święta tuż tuż - a ja nie dość, że z recenzjami mam przestój, dopiero co wyszłam ze szpitala [co jest też głównym  powodem braku recenzji] to w dodatku chwyciła mnie grypa i nie mam na nic siły. Recenzje o ile nie dziś, to zapewne pojawią się jakieś jutro, a póki co mam dla was nowy stosik. Nie jest niestety w całości, ponieważ wczoraj doszły nowe książki, a mój aparat urządził strajk, przez co nie mogę zrobić nowych zdjęć. Ale stwierdziłam, że pochwalę się nimi w noworocznym stosisku [coby nie był taki skromny].

Tak się ma część pierwsza - recenzencko-konkursowa:

1) "Zachcianki. Dziesięć zmysłowych opowieści" - zbiór autorów -> egzemplarz recenzencki od Świata Książki

2) "Dar wilka" - Anne Rice -> część [ta recenzencka] przesyłki od Kostnicy

3) "Ostatnia spowiedź. Tom 1" - Nina Reichter -> egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Novae Res

4) "Kroniki Nashiry. Marzenie Talithy." - Licia Troisi -> egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Zielona Sowa

5) "Skandalista" - Nicola Cornick -> od Wydawnictwa Mira Harlequin

6) "Orędzie. Tajemnica przyszłości." - Robert T. Preys -> wygrana w facebookowym konkursie od portalu Sztukater

7) "Mięsa" - Anneka Manning -> egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Świat Książki

8) "Polska kuchnia domowa" - Małgorzata Caprari -> j.w.

9) "Boże narodzenie. Kuchnia świąteczna." - Marzena Wasilewska -> j.w.


No i czas na drugą część stosu, zakupowo-pożyczeniowo-konkursowo-wymiankową:

10) "Niebezpieczna rozgrywka" - Keri Arthur -> wymiana w Empiku na punkty Payback

11) "Czaromarownik 2013" - zbiór autorów -> wygrana w facebookowym konkursie od Sztukatera

12) "Dym i lustra" - Neil Galman -> zapożyczona od siostry ;) na dniach mam zamiar ją nawet skończyć xD

13) "Bogini ciemności" - Sarwatt Chadda -> zakup na wyprzedaży w jednej z księgarni - mojej ulubionej w dodatku, która niestety jest likwidowana ;(

14) "Nefilim" - Tomas Sniegowski -> wymiana z EmilyStrange

15) "Lewiatan" - Tomas Sniegowski -> wymiana na LC

16) "Raj utracony" - Tomas Sniegowski -> również wymiana na LC

17) "Dzień gniewu" - Tomas Siegowski -> j.w.

Gdyby nie fakt, że mój aparat nie ma zamiaru ze mną współpracować, tobym pokazałabym Wam jeszcze dwie nowości na mojej półce. Mam na myśli oczywiście "Zapomniane" - Cat Patrick oraz "Anielski ogień" - Courtney Allison Moulton -> z wymiany na LC. Bądź co bądź dłuuugo się za nią naczekałam, a i mam parę "ale", które bądź, co bądź wolę przemilczeć... Same książki zaprezentuję w kolejnym stosiku - tego możecie być pewni ;)

Jeszcze jedna sprawa. Przedwczoraj o północy minął czas zgłoszeń do mojego Mikołajkowego Konkursu, który zorganizowałam razem z Wydawnictwem Novae Res. Zgłoszeń może i było niewiele, ale mimo wszystko niektóre naprawdę mnie ujęły. Niestety nie mam tyle nagród, by uszczęśliwić każdego - a szkoda! Dlatego też po ciężkich próbach, namysłach i Bóg jeden wie co jeszcze... hektolitrach zjedzonych żelków i wypitej kawy, wraz z moim bezstronnym sędzią postanowiłam nagrodzić jedną pracę, drugą zaś wylosować z pozostałych zgłoszeń [oczywiście nie losowałam ja, no ba!]. Nie przeciągając dłużej chciałam pogratulować dwóm osobom:

wera014@...
oraz
himitsu@...

Moje gratulacje! Niestety nie miałam możliwości uwiecznić losowania na zdjęciach [ach ten złośliwy aparat!], ale mogę zapewnić, że ważności i prawidłowości losowania pilnowałam!

Jest jeszcze jedna sprawa. Jako, że jeszcze jedna praca konkursowa wywarła na mnie niemałe wrażenie, postanowiłam ową "dodatkową nagrodę" z mojej strony przekazać na rzecz tejże osoby. Dlatego też moja osobista mikołajkowa niespodzianka wędruje do...

amycoll@...

Przyznaję, że powaliła mnie ta część o prysznicu x) No nic... Wszystkim oczywiście należą się ogromne gratulacje! Paczuszki z nagrodami wyślę niedługo - o czym poinformuję już mailowo. Póki co ja wracam do łóżka - może spróbuje dokończyć którąś z recenzji. Buziaki! ;*

Recenzja: "Ostatnia spowiedź" Nina Reichter



Tytuł: Ostatnia spowiedź
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Wydanie: 2012-11-12
Tom: I
ISBN: 978-83-7722-500-4
Objętość: 380
Cena: 32,90 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

„Bo, gdy mówi serce, muzyka milknie, a słowa bledną”

Ostatnimi czasy debatowałam na temat książek, które powinny, a które nie powinny być uznawane za bestseller. Zwłaszcza pod kątem tych, które owy przydomek otrzymały, lecz całkowicie niesłusznie. Dlatego też dzisiaj postanowiłam się zająć kolejną powieścią, która tym razem ze szczerym sercem na to miano zasługuje. Mam tutaj na myśli „Ostatnią spowiedź” autorstwa Niny Reichter, która podobnie jak „Klątwa tygrysa” podbiła całkowicie świat internetu.

Opowiada o losach dziewiętnastoletniego rockmanna, który wprost nie może się opędzić od wzdychających do niego dziewczyn. W wyniku nieznośnego zbiegu okoliczności zostaje uziemiony na lotnisku na całą noc, gdzie poznaje tajemniczą amerykankę, która jako jedyna nie poznaje w nim sławnego wokalisty. Wraz z rozstaniem mają świadomość, że nigdy więcej się nie zobaczą. I nie ważne jest szaleńcze uczucie rodzące się pomiędzy nimi. Mimo, iż żadne z nich nie może się z nikim wiązać, to chłopak postanawia kontynuować tą niebezpieczną znajomość. A to dopiero początek. Zwłaszcza, że każde z nich skrywa sekrety…

Gdybym miała ocenić samą okładkę, to przyznaję, że niezbyt do mnie przemawia. Z jednej strony jest kolorowa, z drugiej zaś mroczna, z zbyt wielkim przesytem. Mimo wszystko idealnie pasuje do treści – to trzeba przyznać. Nie oceniam, więc książki tylko po okładce, ale i po jej treści, co w tym przypadku jest dobre, bowiem sama treść porywa bez reszty. Wszystkie wątki są ze sobą idealnie zgrane, jedno jasko wynika z drugiego. W dodatku czytając „Ostatnią spowiedź” nie sposób się nudzić. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie – romans, sekrety, show biznes, zazdrość, a to nie wszystko. Również bohaterowie są dobrze skonstruowani, widać, że autorka się nad nimi napracowała. Zwłaszcza, że idealnie się uzupełniają [mam na myśli Bradlina oraz Ally oczywiście].

Powieść pani Reichter zdecydowanie przemawia na moją korzyść. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś zupełnie innego, lecz w tym przypadku zaskoczenie było pozytywne. Nawet bardzo. Książka wciąga bez reszty. Nim się obejrzałam, to przygoda z Ally i Bradlinem się skończyła i nie pozostało mi nic innego, jak wyczekiwać kontynuacji. Autorka pisze bardzo ładnie i z lekkością, której można pozazdrościć. Język nie jest przesycony żadnym wyrafinowanym, ale i też prostackim słownictwem, przez co czyta się o wiele szybciej i przyjemniej.

Na pozór fabuła bardzo przypomina mi jedno opowiadanie pisane niegdyś przez moją przyjaciółkę, ale trzeba oddać, że tylko w niewielkiej jej części. Zwłaszcza, że „Ostatnia spowiedź” jest książką o wiele dojrzalszą, bardziej nasycona różnorodnymi emocjami – i nie tylko tymi pozytywnymi. Może i nie jest to opowieść o kopciuszku i wspaniałym księciu rodem z Disneya, ale wiem, że poruszy serca wielu osób.  Gdybym miała zakreślić jakieś konkretne grono osób, którym miałabym ją polecić to szczerze nie potrafiłabym. Najzwyczajniej w świecie każdy powinien się dowiedzieć, co skrywa ta tajemnicza, a i wspaniała książka. Warto. Naprawdę. Zwłaszcza, że zostaje w pamięci jeszcze przez długi czas.

Za możliwość poznania chwytającej za serce powieści o miłości dziękuję Wydawnictwu Novae Res!
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka