Z cyklu: Stosik na styczeń

No i przyszedł ten magiczny 2015 rok. Dla mnie będzie na pewno wspaniały, a zarazem strasznie stresujący - tyle się będzie działo, że wątpię, iż za wszystkim nadążę :P Ale na to, co to będą za cudne wydarzenia, to musicie poczekać jeszcze kilka miesięcy :)

Póki co mam dla Was stosik na nowy miesiąc, a zarazem rok! Od góry:

1) "Dziennik podróżnika" - Beata Pawlikowska -> zakup w biedronce na wyprzedaży. Szczerze powiedziawszy to niezbyt mnie zachwyciła, ale kto wie - może się przyda w wakacje :)

2) "Moja dieta cud" - Beata Pawlikowska -> zakupione w komplecie razem z "Dziennikiem podróżnika". Póki co czeka na swoja kolej.

3) "Obsydian" - Jennifer L. Armentrout -> spontaniczny zakup podczas jednej wypraw do Empiku. Wciąż czeka na swoja kolej, ale z tego co słyszałam - zapowiada się nieziemsko :)

4) "Black ice" - Becca Fitzpatrick -> również spontaniczny zakup w Empiku; kupiona głównie dlatego, iż poprzednia seria pani Fitzpatrick zachwyciła mnie w każdym możliwym tego słowa znaczeniu i liczyłam, że kolejna seria również odniesie taki skutek.

5) "S.E.K.R.E.T" - E.M.Adeline -> kolejny wypad do Empiku. Tym razem zakup na poświątecznej wyprzedaży :)

6) "Endgame. Wezwanie" - James Frey -> jak wyżej. Długo się nad nią zastanawiałam, ale przy takiej przecenie, po prostu musiałam się skusić :D

7) "Niemoralna gra" - Jolanta Kosowska -> egzemplarz recenzencki dla Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają. Już przeczytana, teraz tylko trzeba naskrobać recenzję.

8) "Naucz się uczyć" - Sebastian Leitner -> egzemplarz od Wydawnictwa Cztery Głowy. Recenzja zapewne jeszcze w tym tygodniu.

9) "Logika praktyczna" - Zygmunt Ziembicki -> mój kolejny niekontrolowany zakup - tym razem w Księgarni Dobre Książki. Tak to jest, jak chce się ukończyć magisterkę w dobrym stylu :P

10) "Fiszki. Gramatyka. Język angielski" - Cztery Głowy -> i moja największa perełka tego stosiku również od Wydawnictwa Cztery Głowy do recenzji, która ukaże się na dniach

To by było na tyle. Zapewne w następnym miesiącu będzie tego więcej i o wiele ciekawiej. Póki co jednak przyszedł czas na pozamykanie starych spraw i zabranie się do czytania!

Recenzja: "Miasto niebiańskiego ognia" - Cassandra Clare

Tytuł: Miasto niebiańskiego ognia
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG
Wydanie: 2014-09-24
ISBN: 978-83-7480-444-8
Objętość: 702
Cena: 39,90 zł
Moja ocena: 10/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała!

„W Bogu jest chwała: a gdy ludzie po nią sięgają,
To jest iskra za dużo niebiańskiego ognia”.

„Miasto niebiańskiego ognia” to już szósty i zarazem ostatni tom przygód Clary i Jace’a napisanych przez Cassandrę Clare. To właśnie dzięki „Darom anioła” autorka podbiła wydawniczy świat na wszelkie możliwe sposoby. Nic, więc dziwnego, że zna ją niemalże każdy nastolatek (i nie tylko) na tym świecie. Na dodatek jej powieści już od początku uplasowały się w czołówce bestsellerów New York Timesa – nic, więc dziwnego, że „Miasto niebiańskiego ognia” również się tam znalazło.

Książka ta należy przede wszystkim do literatury fantastycznej i poniekąd młodzieżowej, – chociaż w moim mniemaniu z każdym kolejnym tomem seria „Darów Anioła” coraz mniej pasuje do znanych nam wszystkim „młodzieżówek” – głównie ze względu na dość trudną i co tu dużo mówić – niekiedy też krwistą i bardzo waleczną akcję.

Tematyka i fabuła praktycznie niczym się nie różni od swoich poprzedniczek ukazując dalsze losy przygód Clary, Jace’a i ich przyjaciół. Nefilim zostają obezwładnieni przez chaos i destrukcję. Nasi młodzi przyjaciele wyruszają do kolejnej walki, by pokonać złe siły. Brat Clary, Sebastian zmienia Nocnych Łowców w istoty z koszmaru, rozdzielając bliskich, powiększając tym samym szeregi swojej armii Mrocznych. Dlatego też wszyscy wyruszają do królestwa demonów, co jest dla nich ostatnią deska ratunku na uratowanie świata i Nefilim. 

Nie jest to lektura lekka, pod względem tematyki i problematyki. Co prawda czyta się ją w zastraszającym tempie, ale walka, śmierć, i wojna jest tam na porządku dziennym. Wyjątkowym plusem jest jednak fakt, iż autorka nie zatraca się w długim i nudnawym wstępie, a od razu pozwala nam porwać się akcji, dzięki czemu nie sposób się przy niej nudzić. Osobiście przepadłam. Gdy tylko rozpoczęłam lekturę, nie mogłam się od niej oderwać przez długie godziny. To oczywiście ogromna jej zaleta – przynamniej dla mnie, bo dla reszty rodziny niekoniecznie, gdy nie ma ze mną jakiegokolwiek kontaktu. 

W „Mieście niebiańskiego ognia” akcja goni akcję i to warto podkreślić – a co najważniejsze – nawet czytelnik, który uważa, że przez tyle części historii dowiedział się o bohaterach dosłownie wszystkiego, może się miło zdziwić, bo wcale tak nie jest – na każdym kroku dowiadujemy się coraz to nowszych i bardziej zaskakujących rzeczy, które, bądź, co bądź nieźle mieszają w fabule powieści. 

Jeśli chodzi o analizę stylu, to przyznaję, że zbytnio nie mam się, czego przyczepić. Już sam fakt, że pochłonęłam ją niemal od razu, daje wiele do myślenia. Książka pani Clare czyta się naprawdę łatwo i z ogromną przyjemnością. Nie sposób się od niej oderwać, o czym mówiłam już wcześniej. Sam język jest bardzo przystępny i naturalny. Nieudziwniony, ale i nie banalny. Mogłabym rzecz wprost idealny.

To, co mnie jednak najbardziej zaintrygowało w tej części, to stosunek Clary do reszty bohaterów – zwłaszcza Sebastiana, oraz jej pochodzenie. Nawet bardziej, aniżeli stosunki Clary-Jace. Co prawda był to jeden z głównych wątków poruszanych w lekturze, jednak osobiście zagłębiając się coraz bardziej w jej historię, próbowałam doszukać się tak zwanego „drugiego dna”. Niestety nie udało mi się – a szkoda.

Według mnie „Miasto niebiańskiego ognia to wprost idealna kontynuacja, a zarazem zwieńczenie historii Clary i Jace’a. Dlatego też nie zdziwi mnie fakt, jak za kilka tygodni ponownie sięgnę po nią z półki i ponownie zanurzę się w ten fantastycznie dopracowany świat Nocnych Łowców. Na koniec muszę jeszcze dodać, że zwieńczeniem tejże wspaniałej historii jest niesamowita okładka, która ukazuje wszystkie walory powieści. Co prawda mam tutaj na myśli nowszą wersję okładkową, ale tak, czy siak jest naprawdę niepowtarzalna. Tak samo, jak treść, dlatego eż zachęcam każdego do zapoznania się z tą cudowną i niezapomnianą historią.

Książka została przeczytana dzięki portalowi Sztukater.pl

Recenzja: "Dziennik pisarza 2015" - E-bookowo.pl


Tytuł: Dziennik pisarza
Autor: E-bookowo.pl
Wydawnictwo: E-bookowo.pl
Wydanie: 2014-10-01
ISBN: 404-71-9601-469-1
Objętość: 378
Cena: 43 zł
Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa.

„Wielu pragnęło zostać pisarzami przede wszystkim, dlatego, że mają ochotę żyć, jako pisarze. To stawianie wszystkiego na głowie. Przede wszystkim się żyje, a dopiero potem można ewentualnie ocenić, czy ma się coś do przekazania, ale decyduje o tym samo życie. Zapis jest owocem życia, nie zaś życie – owocem zapisu.”

Wydawnictwo E-bookowo wpadło na wspaniały pomysł, aby wydać własny (papierowy!) kalendarz książkowy. Ale nie taki zwykły kalendarz, bowiem miał on w sobie zawierać perełkę pisarstwa, nie tylko polskiego. Dlatego też po jakimś czasie powstał „Dziennik pisarza” na rok 2015, który to miał zostać ideałem dla każdego mola książkowego i tytułowego twórcy.

Osobiście, gdy tylko moje oczy zobaczyły zapowiedź tej wspaniałej książki na portalu Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają, którzy są jednymi z kilku patronatów medialnych, a gdzie i ja od jakiegoś czasu działam, miałam tylko jedną myśl i jedno postanowienie – muszę go zdobyć niezależnie od ceny. Cóż, jeśli o ową „cenę” chodzi, to muszę przyznać, że do tanich kalendarzy to on nie należy. Ale czego się nie robi, dla ideału. Nawet to mnie nie odstraszyło.

Do premiery coraz bliżej, a ja stawałam się coraz to bardziej niecierpliwa, wypatrując go praktycznie w każdej możliwej księgarni, czy na stronie wydawnictwa. Być może w wielkim stopniu przyczyniła się o tego okładka, która, bądź, co bądź wygląda naprawdę imponująco. Gdybym miała możliwość, coś w niej zmienić, to zapewne i tak zostawiłabym ją tak, jaka jest obecnie. Oczywiście wiem, że nie ocenia się książki po okładce, niezależnie od tego, jaka by ona nie była, ale tak porwała mnie całkowicie. Ta grafika, no i te barwy! Nic dodać, nic ująć. I w dodatku w twardej oprawie prezentuje się niemal wytwornie.

Dlatego też nie uwierzycie, jakim zdziwieniem dla mnie był fakt, iż w środku już tak kolorowo nie jest. I nie mam tutaj na myśli kolorowych stron, a wszystko inne. Śnieżnobiałe strony z minimum tekstu (i to w dodatku minimalistyczna czcionką) przerosło moje wszelkie oczekiwania – i niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zanim „Dziennik pisarza” trafił w moje ręce, naczytałam się wielu zapowiedzi na temat tego, co znajdziemy w środku. Może też to był błąd, bowiem głównie przez to się przeliczyłam i niemiło zaskoczyłam. Miały być cytaty znanych autorów – fakt cytaty były. Minimalnym druczkiem na końcu strony, prawie, że niewidoczne na pierwszy rzut oka. Miały być opinie o książkach – i tu się pytam – gdzie one są? Przejrzałam kalendarz niemalże strona po stronie i jakichkolwiek sensownych opinii nie znalazłam. Zamiast tego masę pustych linijek tekstu na każdej stronie.

Według mnie ten „kalendarz” wcale kalendarza nie przypomina. To, że ktoś wstawi cyfrę i dzień tygodnia w górnym roku, to nie robi z książki kalendarza. Osobiście bardzo się zawiodłam na tym wydaniu. Być może w przyszłym roku będzie lepiej, ale póki, co brakuje mi tutaj prawie wszystkiego. Jakiś opinii, ciekawych recenzji, zapowiedzi na rok 2015, istotnych dat niekoniecznie dla nas, ale dotyczących pisarzy, jak np. ich urodziny, lub ważne czytelnicze święta – to by było coś. Naprawdę dodanie do tego czegokolwiek sprawiłoby o wiele lepsze wrażenie. W dodatku zastąpienie tego białego tła i pustych linijek, jakim tłem, chociażby szkicem w tle książki ociepliłoby jego wizerunek w znacznym stopniu.

Póki, co mogę przyznać jedno – może to nie jest kalendarz, na który liczyłam, ale być może, jako dziennik sprawdzi się o wiele lepiej. Dużo – a raczej masa – wolnego miejsca czeka tylko, aby ja zapełnić – w moim przypadku moimi własnymi opiniami o książkach, które osobiście przeczytam z najbliższym roku, ewentualnie cytatami, które wpłynęły na mnie i na moje życie. Poza tym nie pozostaje mi nic innego, jak liczyć na to, iż w przyszłym roku całość okaże się o wiele lepsza – zwłaszcza za taką, a nie inną cenę. Bo jak już mówiłam wcześniej – nie tylko okładka się liczy, a wnętrze – nie ważne czy chodzi tu o książkę czy kalendarz, bądź zwykły dziennik.

Za egzemplarz dziękuję portalowi Sztukater.pl

Recenzja: "Nigdy nie gasną" - Alexandra Bracken


Tytuł: Nigdy nie gasną
Autor: Alexandra Bracken
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie: 2014-08-11
ISBN: 978-83-7515-313-2
Objętość: 456
Cena: 36,90 zł

Moja ocena: 10/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała!

"Nie masz wpływu na działania innych bez względu na to, czy są dobre, czy złe. Każdy dokonuje własnych wyborów, by przetrwać."

"Nigdy nie gasną" to kontynuacja wspaniałej powieści "Mroczne umysły" napisanej przez fenomenalną (przynajmniej moim zdaniem) autorkę - Alexandrę Bracken. Obie te książki opowiadają historię Ruby - zwaną też, jako Liderka, która musi się zmierzyć z tajemniczą chorobą OMNI. Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia dotyczące pierwszego tomu, to możecie o nich poczytać >>tutaj<<. Natomiast wszystko co się tyczy kontynuacji, to mam zamiar dzisiaj na ten temat Wam trochę popsioczyć.

Na początku muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się pomysł z połączeniem tytułów poszczególnych części w taki sposób, aby powstało jedno zdanie idealnie odnoszące się do treści książki. Jest to dość niespotykany zabieg, przez co zyskał on jeszcze większe uznanie z mojej strony. Co prawda to dość ryzykowne, ale w tym wypadku jak najbardziej udane.

Kolejny wielki plus należy się w tym wypadku Wydawnictwu Otwarte za (nie bójmy się tego słowa) boską okładkę. Po pierwsze idealnie współgra z poprzednią częścią, a po drugie kolorystyka powaliła mnie na kolana. Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam, że użycie zaledwie dwóch odcieni może spowodować tak fantastyczny efekt. Muszę przyznać, że w tym wypadku okładka "Nigdy nie gasną" o wiele bardziej mi się podoba, aniżeli ta z "Mrocznych umysłów" - a przecież tak niewiele się od siebie różnią.

Ale zostawmy już te okładki i tytuły - bo przecież nie o to w lekturze chodzi. Liczy się przede wszystkim treść - a tutaj z mojej strony zachwytów nie było końca po skończeniu czytania. Zwłaszcza, ze gdy zaczynałam przygodę z "Mrocznymi umysłami" to naprawdę nie wierzyłam w to, że mi przypadną do gustu. Natomiast obecnie nie mogę się doczekać, gdy na naszym rynku wydawniczym ukaże się ostatnia, finałowa już część losów Ruby i jej przyjaciół.

Gdyby kazano mi wymieniać wszelkie możliwe wady tejże książki, to faktycznie miałabym niezły orzech do zgryzienia. Głównie dlatego, że po przeczytaniu całości nie mogłam się skupić na niczym innym, jak tylko na wspominaniu tej niesamowicie wartkiej akcji, która ma miejsce w "Nigdy nie gasną".

Do tej pory uważałam, że w przypadku praktycznie każdej serii każdy kolejny tom jest gorszy od poprzedniego. W tym wypadku tak nie jest. Akcja nakręca akcję. Cały czas coś się dzieje - czytelnik praktycznie nie ma chwili wytchnienia. Tutaj fabuła jest skrojona na miarę jednego z najlepszych bestsellerów.

To samo się tyczy bohaterów -  im dalej w las tym bardziej ciekawsi i bliżsi się stają. Wierzcie lub nie, ale takiego typu książki da się pochłonąć dosłownie w jeden dzień. Osobiście ani trochę nie żałuję czasu spędzonego nad lekturą - co więcej- wprost nie mogę doczekać się kontynuacji. Dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Was do lektury, która (mogę to obiecać) będzie wspaniałym przeżyciem dla każdego.
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka