Tytuł: Dyscyplina
Autor: Marina Anderson
Wydawnictwo: Czarna Owca
Wydanie: 2014-01-01
ISBN: 978-83-7554-643-9
Objętość: 248
Cena: 29,99 zł
Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa
Marina Andreson, autorka znana ze swoich gorących powieści, postanowiła po raz kolejny zaskoczyć wszystkich swoją nową pozycją na rynku wydawniczym. "Dyscyplina" to kolejna powieść erotyczna, która może i nie jest obszerna, za to ciekawa.
Opowiada o losach młodej angielskiej zakonnicy, która odbywa nowicjat w zakonie położonym w Rio de Janeiro. Zbierając datki dla dzieci żyjących na ulicach, trafia do domu zamożnego mężczyzny, który znany jest ze swoich miłosnych podbojów i niekonwencjonalnych upodobań w tym temacie. Mężczyzna otwiera jej oczy na korupcję, która szaleje w brazylijskim mieście niczym zaraza, ale i też na miłosne rozkosze, które są dla niego codziennością. Pozbawiona złudzeń dziewczyna wraca do Anglii, by tam pracować dobroczynnie, lecz przystojny nieznajomy znowu się pojawia w jej życiu. Dzięki wydarzeniom, które mają później miejsce, kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że zbieranie funduszy na cele charytatywne może być zarówno niekonwencjonalne, jak i nadzwyczaj przyjemne...
Na pierwszy rzut oka, lektura wydaje się niezbyt wygórowana, zarówno, jeśli chodzi o samą treść, jak i o jej ilość. Niewątpliwym plusem jednak jest to, iż "Dyscyplinę" czyta się naprawdę szybko. Osobiście pochłonęłam ją prawie, że jednego dnia. Fabuła jest może trochę łopatologiczna, ale z drugiej strony przedstawia coś zupełnie nowego. W trakcie czytania nie ma się wrażenia, jakoby poszczególne wątki, osoby czy miejsca były "podkradane" z innych powieści, co to, to nie. Tematyka, jakiej podjęła się autorka jest naprawdę osobliwa. Jeśli jednak chodzi o przedstawienie bohaterów - to już jest zupełnie inna bajka. Głównie, dlatego, że nie przypadł mi do gustu dosłownie żaden z nich, przez co całość utraciła na swojej wartości. W końcu nie tylko fabuła, czy akcja się liczy, ale też bohaterowie. A z nimi naprawdę ciężko jest się utożsamić. Zwłaszcza, że w głównej mierze ich życie toczy się wokół pikantnych (niekiedy aż do przesady) scen, które chwilami mogłyby być odrobinę ocenzurowane. W szczególności tyczy się to języka - rozumiem, że słownictwo, jakie zostało tutaj użyte, jest dobrane w sposób przemyślany, jednak to ono bardziej mnie zniesmaczało, aniżeli niektóre sceny.
Samą autorkę poznałam już wcześniej, w trakcie czytanie jej pozostałych powieści i muszę przyznać, że jeśli chodzi o prowadzenie akcji, język, czy ogół fabuły nic się tutaj nie zmieniło. Ktoś, kto czytał pozostałe książki pani Anderson jest w stanie zauważyć schematy, jakimi się autorka posługuje w trakcie tworzenia poszczególnych wydarzeń. Z jednej strony to dobrze, ponieważ można o wiele lepiej poznać styl autorki, z drugiej jednak lektury stają się nazbyt przewidywalne, co niestety jest już minusem.
Gdybym miała ją jakkolwiek podsumować, to mogę wyłącznie w jeden sposób. „Dyscyplina” to ciekawa książka, trochę perwersyjna, ale mimo wszystko ciekawa. Nie jest jednak powieścią, do której chętnie wrócę – według mnie to „jednorazowa” lektura, a nie taka, którą można czytać bez końca. Coś innego, coś nowego, a mimo wszystko trochę przewidywalne. W tej chwili mogę jedynie liczyć, że pani Anderson w końcu spróbuje wyjść poza utarte do tej pory przez siebie schematy i stworzy powieść naprawdę wartą zachodu – niezapomnianą i pełną wrażeń, od której nie będzie można się wręcz oderwać. Póki, co nie pozostaje nam jednak nic innego, jak tylko czekać.
Opowiada o losach młodej angielskiej zakonnicy, która odbywa nowicjat w zakonie położonym w Rio de Janeiro. Zbierając datki dla dzieci żyjących na ulicach, trafia do domu zamożnego mężczyzny, który znany jest ze swoich miłosnych podbojów i niekonwencjonalnych upodobań w tym temacie. Mężczyzna otwiera jej oczy na korupcję, która szaleje w brazylijskim mieście niczym zaraza, ale i też na miłosne rozkosze, które są dla niego codziennością. Pozbawiona złudzeń dziewczyna wraca do Anglii, by tam pracować dobroczynnie, lecz przystojny nieznajomy znowu się pojawia w jej życiu. Dzięki wydarzeniom, które mają później miejsce, kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że zbieranie funduszy na cele charytatywne może być zarówno niekonwencjonalne, jak i nadzwyczaj przyjemne...
Na pierwszy rzut oka, lektura wydaje się niezbyt wygórowana, zarówno, jeśli chodzi o samą treść, jak i o jej ilość. Niewątpliwym plusem jednak jest to, iż "Dyscyplinę" czyta się naprawdę szybko. Osobiście pochłonęłam ją prawie, że jednego dnia. Fabuła jest może trochę łopatologiczna, ale z drugiej strony przedstawia coś zupełnie nowego. W trakcie czytania nie ma się wrażenia, jakoby poszczególne wątki, osoby czy miejsca były "podkradane" z innych powieści, co to, to nie. Tematyka, jakiej podjęła się autorka jest naprawdę osobliwa. Jeśli jednak chodzi o przedstawienie bohaterów - to już jest zupełnie inna bajka. Głównie, dlatego, że nie przypadł mi do gustu dosłownie żaden z nich, przez co całość utraciła na swojej wartości. W końcu nie tylko fabuła, czy akcja się liczy, ale też bohaterowie. A z nimi naprawdę ciężko jest się utożsamić. Zwłaszcza, że w głównej mierze ich życie toczy się wokół pikantnych (niekiedy aż do przesady) scen, które chwilami mogłyby być odrobinę ocenzurowane. W szczególności tyczy się to języka - rozumiem, że słownictwo, jakie zostało tutaj użyte, jest dobrane w sposób przemyślany, jednak to ono bardziej mnie zniesmaczało, aniżeli niektóre sceny.
Samą autorkę poznałam już wcześniej, w trakcie czytanie jej pozostałych powieści i muszę przyznać, że jeśli chodzi o prowadzenie akcji, język, czy ogół fabuły nic się tutaj nie zmieniło. Ktoś, kto czytał pozostałe książki pani Anderson jest w stanie zauważyć schematy, jakimi się autorka posługuje w trakcie tworzenia poszczególnych wydarzeń. Z jednej strony to dobrze, ponieważ można o wiele lepiej poznać styl autorki, z drugiej jednak lektury stają się nazbyt przewidywalne, co niestety jest już minusem.
Gdybym miała ją jakkolwiek podsumować, to mogę wyłącznie w jeden sposób. „Dyscyplina” to ciekawa książka, trochę perwersyjna, ale mimo wszystko ciekawa. Nie jest jednak powieścią, do której chętnie wrócę – według mnie to „jednorazowa” lektura, a nie taka, którą można czytać bez końca. Coś innego, coś nowego, a mimo wszystko trochę przewidywalne. W tej chwili mogę jedynie liczyć, że pani Anderson w końcu spróbuje wyjść poza utarte do tej pory przez siebie schematy i stworzy powieść naprawdę wartą zachodu – niezapomnianą i pełną wrażeń, od której nie będzie można się wręcz oderwać. Póki, co nie pozostaje nam jednak nic innego, jak tylko czekać.
Egzemplarz miałam możliwość przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
Miło spędziłam czas w jej towarzystwie
OdpowiedzUsuńJa również ją czytałam .
OdpowiedzUsuńMoże jakoś niezbyt wygórowana lektura faktycznie, ale jakoś mnie zainteresowała :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie tak pomyślałam, że to jednorazówka, więc podziękuję :)
OdpowiedzUsuńTa książka jest na liście tych do przeczytania, perwersyjność i kontrowersyjny temat zupełnie mi nie przeszkadzają ;)
OdpowiedzUsuńPS. dobrze, że już się odwiesiłaś ;)
Usuńnie czytalam :)
OdpowiedzUsuńWiolka-blog KLIK
Hmm, najpierw przebrnę przez dwie inne książki p. Anderson i potem sięgnę też po tę, skoro taka dobra... ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie na książkowy konkurs: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2014/07/richard-paul-evans-michael-vey-bunt_10.html - 5 książek do zgarnięcia dla jednej osoby (do wyboru z wielu!) :)
Widzę, że autorka próbuje wywołać emocje, zestawiając skrajności, tu zakonnica, tam doświadczony uwodziciel. ;)
OdpowiedzUsuń