Tytuł: Rozkosz nieujarzmiona
Autor: Larissa Ione
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2012-07-05
Tom: I
ISBN: 978-83-61386-14-8
Objętość: 406
Cena: 35,90
Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała!
Uwierzylibyście, że istnieje szpital dla demonów? Nie? No właśnie. Tyla też nigdy by w ten fakt nie uwierzyła. Co prawda jest okrzyknięta mianem Zabójczyni Demonów, pracując dla tajnej organizacji Aegi i żyje z ich zabijania, ale nigdy by nie dopuściła do swoich myśli, że demony mogą być na tyle ludzkie i „dobre”, by otwierać szpitale i tym samym ratować się nawzajem.
Cała historia zaczyna się od tego, że Tyla trafia do owego demonicznego szpitala po jednej z nieprzyjemnych sytuacji i zostaje uratowana przez niezwykle seksownego doktorka Eidolona, który okazuje się… Inkubem. Tuż przed przemianą, a co za tym idzie – niezwykle napalonego. Z sekundy na sekundę, ciało dziewczyny zaczyna płonąć od zmysłowych rozkoszy, które nie dają jej spokoju, które w dodatku owy „doktorek” pobudza samym swoim istnieniem… Niestety Tyla musi wybierać między uczuciem do demona, a lojalnością wobec swoich towarzyszy, a konsekwencje jej czynu są ogromne. Eidolon zaś porywa się na niemożliwą misję – pozwala dziewczynie posiąść zarówno swą dusze, jak i ciało, co może być nieodwracalne w skutkach.
Jak to się skończy? Oczywiście, że wam nie powiem. Liczę jednak, że w najbliższym czasie sami się o tym przekonacie. Zwłaszcza, że książka jest fantastyczna. Naprawdę! Mnie, jako osobę strasznie wybredną – mało, co zadowala na tyle, że nie pozwala spać – a historia Tyli i Eiolona właśnie do takich należy. Akcja nakręca czytelnika od samego początku. Wiecznie coś się dzieje i nie ma chwili na nudę. W dodatku sceny owych „rozkoszy” tylko nakręcają cały mechanizm i porywają czytelnika bez reszty w ten demoniczny i zawiły świat. Jak na tematykę paranormal romance książka skrojona jest wręcz idealnie i uniesposób jest się tutaj czegoś przyczepić. Oczywiście znając mnie i tak znalazłam jakieś, „ale”, lecz o tym później.
Gdybym miała napomknąć o samym wydaniu, to przyznaję, że wykonane bardzo profesjonalnie. W szczególności przypadła mi do gustu okładka, która z jednej strony w bardzo dobitny sposób ukazuje treść książki, z drugiej zaś dodaje całości charakteru i animuszu. Jedynym minusem, co do okładki jest brak jej usztywnienia – nie mam na myśli twardej oprawy, a raczej dodania chociażby „skrzydełek”, dzięki którym oprawa aż tak by się nie niszczyła na rogach.
Fabuła jest bardzo dobrze skrojona, wszystkie wydarzenia w bardzo szczegółowy sposób ze sobą powiązane. Mimo, że wszystko jest napisane prostym językiem, to nie ma w powieści przewidywalności i nudy, a wręcz przeciwnie. Z każdą stroną historia wciąga coraz to bardziej. Zapewne jest to poniekąd zasługa stylu, jakim posługuje się pani Ione. Jest on bowiem prosty i nieprzesadzony, ale również bardzo dobitny. Dialogi i opisy są krótkie, acz treściwe – niestety nie można tego już powiedzieć o samych rozdziałach, które ciągną się niekiedy przez kilkadziesiąt stron. Według mnie krótsze rozdziały byłyby tutaj bardziej odpowiednie.
Gdybym miała napomknąć coś o bohaterach to stwierdzam, że są wykreowani w taki sposób, jaki trzeba. Niczego im nie brakuje. Każdy, nawet bohater epizodyczny posiada wady, jak i zalety. Jedyne, co poniektórym może się nie spodobać, to fakt, że Eidolon oraz jego bracia zostali pokazani, jako chodzący bogowie seksu – zwłaszcza Eidolon. Chwilami jest aż na zbyt idealny, ale koniec końców ma tez sporo słabości i wad, które nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka. Do pozostałych chyba nie mam żądnych zastrzeżeń, szczerze powiedziawszy.
Podsumowując, książka jest naprawdę warta ceny, jak i czasu nad nią spędzonego. Porwie niejednego czytelnika w taki sposób, że nawet nie zauważy, gdy dobrnie do jej końca i będzie czuł spory niedosyt i chęć przeczytania kontynuacji. Zwłaszcza mogę ją polecić fanatykom paranormal romance z dużą dawką scen paranormalnych, oraz erotycznych. Chociaż wszystko jest tutaj w pewien sposób przez autorkę dawkowane, to i tak ma się wrażenie, że większość kręci się wokół uczucia Eidolona i Tyli – a nie jest to przecież jedyny wątek powieści. Tak, czy siak ja mam nadzieję na szybką kontynuację, ponieważ nie mogę się doczekać, jak wszystko się dalej potoczy, a Was mogę jedynie ze szczerym sercem zachęcić do jej przeczytania, bo jest, co czytać – to na pewno!
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania "Rozkoszy nieujarzmionej" dziękuję
Mam coraz większą ochotę na tę książkę, chociaż jest kompletnie nie w moim stylu :)
OdpowiedzUsuńOooo super! O książce parę razy słyszałam, ale jakoś niekoniecznie zwróciła moją uwagę. A szkoda... widzę, że sporo mnie ominęło! Twoja recenzja tak bardzo mnie zachęciła, że gdybym miała książkę pod ręką, od razu zaczęłabym ją czytać ;)
OdpowiedzUsuńMam w planie :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie za bardzo podchodzi mi przeczytanie tej książki...
OdpowiedzUsuńChyba powiem pas;/
Pozdrawiam!
nie czytalam ;d
OdpowiedzUsuńTeż bardzo mi się spodobało.
OdpowiedzUsuńJest taka seria - Osobiste demony Stacii Kane. Czytałaś? Jak momentami przeglądam recenzje o Rozkoszy, to mimowolnie nasuwa mi się to porównanie. Nie wiem, czy trafne, ale jeśli Rozkosz Nieujarzmiona jest choć w połowie tak dobra, jak seria Kane, to jestem na tak :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie czytałam, ale jak najbardziej mam tę książkę uwzględnioną w czytelniczych planach :) za dużo dobrego o niej się naczytałam, żeby jej odpuścić :)
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na tą książkę :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam :D Tym bardziej, że gdzie nie spojrzę tam książka zbiera same pozytywne recenzje :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnego tomu :)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka. Czekam na drugi tom:)
OdpowiedzUsuńSkoro tak zachwalasz.. czemu nie? :D
OdpowiedzUsuńNa mnie "Rozkosz" jeszcze czeka. Myślę, że zabiorę się za nią już niedługo. :)
OdpowiedzUsuńPs. Miałam na oku inny szablon, ale okazało się, że już wykorzystywany przez inna blogerkę, i padło na ten. Nawet nie wiedziałam, że kiedyś był taki u Ciebie :)
Chociaż Twoja recenzja jest naprawdę pozytywna, ja mam dość tego typu książek... Albo może nie tyle dość, co po prostu nie mam na nie czasu :(
OdpowiedzUsuńhej ;) jestem tłumaczką, która zrobiła przekład tej książki. czytając Twoją recenzję pierwsze co rzuciło mi się w oczy to błędna pisownia imienia głównej bohaterki. to Tayla, nie Tyla. dostałaś egzemplarz do recenzji, więc wydawało mi się, że zapoznałaś się z postaciami. to taki mały minus. twoja recenzja podobała mi się. fajnie, że ta książka ma taki dobry odbiór wśród czytelników :) pozdrawiam, Kinga Składanowska
OdpowiedzUsuńCzuję się zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńOoo :)
OdpowiedzUsuńCoś wręcz idealnego dla mnie ;]