poniedziałek, 31 marca 2014

Recenzja: "TV Ciało" - Jeff Noon


Tytuł: TV Ciało
Autor: Jeff Noon
Wydawnictwo: MAG
Wydanie: 2014-01-15
ISBN: 978-83-7480-411-0
Objętość: 196
Cena: 37 zł

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

Wielu z Was zapewne zna, albo przynajmniej słyszało o słynnym już cyklu powieściowym „Uczta wyobraźni” wydawanym przez Wydawnictwo MAG. Książki te są mniej lub bardziej podobne tematycznie i gatunkowo, ale mimo wszystko mają zarówno rzeszę swoich pobratymców, jak i wrogów. W moim przypadku jest tutaj różnie – czytałam kilka powieści z owej serii, które mnie nie tyle zniechęciły, co wręcz odstraszyły od kolejnych lektur, ale i takie, dzięki którym z chęcią ponownie sięgnęłam po nie – i bardzo dobrze, bo warto było.

Jedną z książek ukazanych nakładem tego wydawnictwa i owego cyklu jest książka pt. „TV Ciało” Jefa Noona, która opowiada historię Noli Blue – dziewczyny, której każdy zazdrości i pragnie jej towarzystwa – w końcu jest nikim innym, jak tylko sławną gwiazdą POP. Ma wszystko, czego jej trzeba. Życie miałaby w zasadzie ułożone do końca życia, gdyby nie to, że pewnego dnia okazało się, iż dziewczyna zaczęła odbierać własna skóra programy telewizyjne. Całe jej życie wywraca się do góry nogami – nic zresztą dziwnego, – kto z nas by chciał czegoś takiego? Ja na pewno nie.

„TV Ciało” to książka czysto fikcyjna, w której realizmu jest naprawdę mało – jednak fantastyka bym tego nie nazwała. Tak po prawdzie, to niezmiernie trudno mi jest ją przyporządkować do jakiejś poszczególnej kategorii, jeśli o sam gatunek chodzi. W końcu ile jest książek o takiej tematyce? Praktycznie wcale – a ja przynajmniej o takich nie słyszałam.

To prawda, że sam pomysł jest naprawdę ciekawy i dość niekonwencjonalny, co się chwali, jednak jego wykonanie już nie do końca mnie zachwyciło. Co prawda książka ta nie jest zła, ale mimo wszystko nie przypasował mi styl pisarski pana Noona. Jak dla mnie jest aż nazbyt przesycony, niepotrzebnie zwymyślany pomysł, a i styl pozostawia trochę do życzenia. Czytało mi się naprawdę trudno, nawet pomimo tego, że sam pomysł mi się szalenie podobał – a co ważniejsze sami bohaterowie nie byli tutaj najgorsi. Może nie do końca dopracowani, ale mimo wszystko ciekawie stworzeni – zwłaszcza główna bohaterka, na której to akcja skupiała się przez większość czasu.

Za to okładka jest po prostu nieziemska. Według mnie Wydawnictwo MAG musi posiadać naprawdę fantastycznych grafików, skoro tak wspaniałe okładki potrafią stworzyć – ja osobiście mogłabym się w nie wpatrywać całymi dniami i jeszcze by mi się to nie znudziło. W dodatku są one tak ubarwione i wykreowane, by już na pierwszy rzut oka można było domyśleć się, o czym będzie lektura, nie zdradzając tym samym za wiele z fabuły.

Ogólnie rzecz biorąc „TV Ciało” to lektura ciekawa, aczkolwiek nienależąca do lekkich i przyjemnych. Uważam, że zabierając się za takie tomy, powinno się być wypoczętym, ale i znajdować się w takim miejscu, gdzie nikt nie będzie nikomu przeszkadzał. Czytając ją w chaosie takim, jak np. autobus, czy tramwaj, za nic człowiek nie da rady wciągnąć się w fabułę. Do tego potrzeba ciszy i spokoju. Jeśli zaś ten warunek zostanie spełniony, to jest naprawdę duża szansa, że książka zachwyci, a przynajmniej zaciekawi na tyle, by móc polecić ją innym. Czy ja polecam? Owszem, ale muszę zaznaczyć, że „TV Ciało” nie należy do lektur „na jeden wieczór”.

Egzemplarz otrzymałam dzięki uprzejmości Portalu Sztukater.pl

niedziela, 30 marca 2014

Recenzja: "To, co najważniejsze" - Agnieszka Maciejewska


Tytuł: To, co najważniejsze
Autor: Agnieszka Maciejewska
Wydawnictwo: Krukowiak
Wydanie: 2012-01-24
ISBN: 978-83-934378-8-7
Objętość: 146
Cena: -

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

Agnieszka Maciejewska – polska pisarka, wrocławianka. Niegdyś udzielająca się, a raczej pracująca w internetowym portalu internetowym, teraz zagorzała dziennikarka. Swoją przygodę z poezją rozpoczęła od miłości do zwykłej muzyki. Jak to się stało, że zaczęła pisać wiersze? A tak, że z początku autorka tworzyła krótkie rymowanki, które w późniejszym okresie przekształciły się na prawdziwą i dość poważną poezję.
„To, co najważniejsze” to jej debiut pisarskie, który to wydany został w roku 2012 na łamach Wydawnictwa Krukowiak. Szczerze – to do tej pory nawet o takim wydawnictwie nie słyszałam, ale sami widzicie, że nawet małe „przedsiębiorstwa” potrafią wydać coś ciekawego.

Książka ta jest zbiorem wierszy bardzo zbliżonych ze sobą tematycznie. Opowiadają w głównej mierze o życiu, prawdzie, a przede wszystkim o miłości. Tak po prawdzie, to nigdy nie byłam zagorzałą fanką tego typu książek, gdyż zawsze fascynowała mnie tylko i wyłącznie proza, a pomimo to postanowiłam spróbować – pomińmy fakt, że decydując się na tę książkę nie przeszło mi przez myśl, że to może nie być zwykła powieść. Dlatego też z początku nie byłam do niej zbyt pozytywnie nastawiona, co z biegiem czasu w znacznym stopniu uległo zmianie, ale o tym za chwilę.

Zanim do samej treści przejdę, chciałam trochę wspomnieć o oprawie graficznej. Z bólem serca przyznaję, że widziałam wiele mniej lub bardziej przyciągających wzrok okładek, ale niestety ta należy do tej „gorszej grupy”. Nie dość, ze okładka wygląda, jakby była wykonana „na szybcika” to w dodatku kolorystyka przechodzi samą siebie – nie, żebym nie lubiła fioletów, bo je uwielbiam, ale w tym wydaniu to już lekka przesada. Nijak owa okładka nie przyciąga mojego wzroku i możecie mi wierzyć, że gdybym miała tylko po niej oceniać, to za nic nie zdjęłabym jej z półki. Oczywiście rozumiem, że w większości przypadków autorzy nie mają jakiejkolwiek możliwości doboru okładki na własne życzenie, ale już sami wydawcy powinni mieć świadomość tego, iż większość potencjalnych klientów to wzrokowcy, a  co za tym idzie grafika jest może nie tyle bardzo ważna, co po prostu istotna. A jeśli już przy tym jesteśmy, to muszę powiedzieć, ze wydawnictwo zrobiło jedną wielką „kuchę” na końcu książki – mam tutaj na myśli niepotrzebne reklamy wyglądające jak ze zwykłej miejskiej gazetki. Brak słów.

W przypadku treści, moje odczucia zmieniają się o ponad 180 stopni. Język prosty, lekki i przyjemny. Teksty z prostym, a czasem nawet dobitnym przesłaniem. Jak na tego typu teksty są napisane bardzo dobrą i wprawną ręką, a sam ich styl jest na tyle prosty i logiczny, że nie trzeba się zbytnio zagłębiać w tekst, by go zrozumieć. Zapewne jest to główna przyczyna, dlaczego tak bardzo mi się ta książka spodobała – nie muszę się domyślać, co autor miał na myśli, tylko mam wszystko prawie, że wyłożone na talerzu. Wiersze nie są banalne. Czytając je człowiek ma przedziwne uczucia wewnętrznego spokoju (przynajmniej tak było w moim przypadku), a i wiele tekstów z chęcią przełożyłabym na własne i tak już pokręcone życie.

Czyta się naprawdę szybko i z wielką przyjemnością, więc gdyby nie wpadki samego wydawnictwa, to w moich oczach lektura ta zyskałaby naprawdę wiele. Niestety jednak muszę oceniać całokształt, dlatego też ta ocena jest tak bardziej wypośrodkowana. Jednak, gdyby oceniać samą treść, to ze spokojem mogłabym wystawić nawet 9/10 pkt. Naprawdę polecam fanatykom gatunku, jak i osobom, którym potrzebna jest chwila relaksu.

Egzemplarz otrzymałam za pośrednictwem Portalu Sztukater.pl

sobota, 29 marca 2014

Recenzja: "Świat nauki w niezwykłych eksperymentach" - Hans Jurgen Press


Tytuł: Świat nauki w niezwykłych eksperymentach
Autor: Hans Jurgen Press
Wydawnictwo: Jedność
Wydanie: 2014-01-24
ISBN: 978-83-7660-832-7
Objętość: 252
Cena: 24 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

Dzieci. Z jednej strony słodkie pociechy, nad którymi można się wiecznie rozczulać i prawie, że dosłownie przychylać im nieba. Z drugiej zaś, to wieczne łobuziaki, które tylko czekają, ażeby coś zbroić, co jest przeważnie skutkiem nudy i braku pomysłów wśród rodziców na zajęcie im czasu. Dlatego też z pomocą przychodzi tutaj Wydawnictwo Jedność, które na początku roku wydało bardzo ciekawą książeczkę „Świat nauki w niezwykłych eksperymentach”.

Na pierwszy rzut oka, jest to książka głównie dla dzieci, lecz nie tych najmłodszych. Kolorowa okładka wręcz rzuca się w oczy – zwłaszcza, że pokazane są na niej przykładowe eksperymenty, które później można ujrzeć wewnątrz książki. Po głębszym zastanowieniu mogę szczerze przyznać, że nawet niejeden dorosły da się wciągnąć w owe „eksperymenty” razem ze swoim (i nie tylko swoim) dzieckiem. Osobiście postanowiłam wykorzystać ją na zajęciach z moimi maluchami, ale niestety nie każde „eksperymenty” się do tego nadawały. Dlaczego?

Głównie, dlatego, że niektóre z nich, to zwyczajne opisy zjawisk naturalnych, a nie realnych eksperymentów, które mały biolog, czy chemik może wypróbować. To prawda, że są tam takie pomysły, jak stworzenie z ziemniaka baterii, czy balony w butelce, ale „jazda na zjeżdżalni wodnej” lub „robak w jabłku” nijak się mają do prawdziwego eksperymentowania.

Opisy są proste i logiczne – użyłabym tutaj nawet stwierdzenia „krótkie, zwięzłe i na temat”. Z reguły na jednej stronie mieszczą się dwa doświadczenia włączając w to opis i ilustracje, – więc sami widzicie, że nie ma tutaj niepotrzebnego „lania wody”. Jeśli chodzi o owe ilustracje, to szkoda, że są one wykonane w taki, a nie inny sposób – osobiście uważam, że gdyby były kolorowe i stworzone chociażby na wzór okładki, wyglądałoby to wszystko o wiele ciekawiej, a co za tym idzie przyciągałoby wzrok i zachęcało o wiele bardziej, aniżeli teraz.

Jeśli o mnie chodzi, to nie jestem w stu procentach przekonana do tej pozycji. To prawda jest ciekawa i zawiera w sobie mnóstwo ciekawostek – ciekawostek, ale nie do końca prawdziwych doświadczeń. Czy się zawiodłam? No może trochę, ponieważ liczyłam na coś bardziej porywającego i zachęcającego dzieci do zabawy. Z drugiej strony na zajęcia wybrałam kilka podobnych tematycznie doświadczeń, które „przeprowadziłam” wraz ze swoimi maluchami – efekt końcowy był taki, że większość z nich była zachwycona nowymi odkryciami i najchętniej chciałyby próbować coraz to nowe rzeczy na każdych zajęciach.

Podsumowując jest to książka ciekawa, przeznaczona głównie dla starszych dzieci, które marzą nie tyle o samym eksperymentowaniu, a chcą się po prostu dowiedzieć jakiś ciekawostek dotyczących przyrody, astronomii, fizyki, chemii, itp. Język jest prosty, bo w końcu nie ma, co tutaj udziwniać – krótkie, rzeczowe opisy, na temat, bez zbędnych i niepotrzebnych opisówek. Rysunki mogłyby być wykonane w trochę lepszym stylu – głównie mam tutaj na myśli kolorystykę, ale ogólnie jest w miarę dobrze. Podoba mi się to, że wszystkie te doświadczenia są posegregowane ze względu na tematykę, której się tyczą, a nie jest to rzucone wszystko „do jednego wora”. Jak na taka pozycję, to jej cena nie jest jakoś zbytnio wygórowana, ale z drugiej strony nie jest to jakaś wybitna lektura. Czy polecam? I tak, i nie, chociaż uważam, że najlepiej jest się przekonać samemu, „co w trawie piszczy”.

Egzemplarz otrzymałam od Portalu Sztukater.pl

czwartek, 27 marca 2014

Recenzja: "Złodziejka książek" - Markus Zusak


Tytuł: Złodziejka książek
Autor: Markus Zusak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2014-01-22
ISBN: 978-83-1012-645-0
Objętość: 496
Cena: 39,90 zł

Moja ocena: 10/10 pkt.
Szufladka: Fenomen!

„Okazja czyni złodzieja, ryzyko skłania do jeszcze większego ryzyka, chęć życia budzi do życia, a zadawanie śmierci powoduje coraz więcej śmierci.”

„Złodziejka książek to powieść uznana za międzynarodowy bestseller – którą dodatku zekranizowano! – opowiadająca historię Liesel Meminger. Oddana przez matkę do innych ludzi (co prawda chciała ją chronić, ale życie z obcymi ludźmi to nie to samo, co z matką), straciwszy brata, musi nauczyć się żyć na nowo. Co ciekawsze, ukradła na pogrzebie brata książkę, z której to uczy się czytać, odkrywając tym samym przerażającą, ale i wspaniałą magię słów. Potem przychodził czasy a kolejne, i kolejne książki, nawet te własnoręcznie napisane. Jako, że Liesel żyła w okresie II wojny światowej, żywot ten nie należał do lekkich i przyjemnych. Na dodatek jej przybrana rodzina bierze pod opiekę Żydów, co niesie ze sobą wiele następstw.

Co prawda, nie pałam wielką sympatią do powieści historycznych, ani tych umieszczonych w czasach II wojny światowej. Głównie dlatego, że powieści z tego gatunku wydają mi się niesamowicie ciężkie i trudne do zmęczenia. W przypadku „Złodziejki książek” było zgoła inaczej. Już od samego początku poruszyła mnie historia Liesel na tyle, że większość lektury pochłonęłam już pierwszego dnia. Niesamowicie poprowadzona narracja i fabuła. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to powieść stworzona w sposób nieprzemyślany i nielogiczny. Tutaj wszystko ma swoje miejsce i porządek. Poszczególne wydarzenia łączą się ze sobą w jedną, wspólną i logiczną całość, dając czytelnikowi ogrom pozytywnych wrażeń w trakcie czytania.

Nie jest to może tak do końca powieść łatwa, bowiem tematy w niej poruszane nie należą do najlżejszych i najprzyjemniejszych, a mimo to czytałam z wielką chęcią nie mogąc się od niej oderwać. Mało która książka wywarła na mnie takie wrażenie, jak ta. Zwłaszcza realizm w niej przestawiony. Widać, że autor nie boi się trudnych tematów, dlatego też śmierć, ból, rozłąka, czy tym podobne problemy są tutaj na porządku dziennym i w klarowny sposób splatają się z tymi o wiele bardziej pozytywnymi tematami, jak np. miłość, przyjaźń, wiara, czy dobro.

Nie tylko pomysł i fabuła przypadły mi do gustu, ale i również bohaterowie. Tak właściwie, to chyba w tej książce nie ma rzeczy, która by mi się nie podobała. Bohaterowie dopracowani w sposób naprawdę szczegółowy. Ich charakterki dopracowane w najmniejszym calu – i dopasowane do poszczególnych postaci – co najważniejsze. Jeślibym miała wymieniać swojego ulubieńca, to mimo wszystko byłaby nią główna bohaterka.

W tej książce naprawdę sporo się dzieje i nie sposób się nudzić przy niej. Jak zresztą widać to na moim przykładzie, wciągnie nawet osoby, które nienawidzą, gdy akcja rozgrywa się w czasach wojennych. Język prosty, logiczny, a przede wszystkim fabuła i sami bohaterowie ciekawi. Wszystko tutaj jest przemyślane, nie ma nudnych i niepotrzebnych opisów, co chyba jest dla mnie największą zaletą.

Przyznaję, że dzięki „Złodziejce książek” trochę inaczej zaczęłam postrzegać nie tyle swoje życie, co otaczający mnie świat. Jak znam życie, to zapewne wielu z Wam przypadnie ona do gustu, niezależnie od gatunku w jakim się „specjalizujecie”, czy jaki sobie upodobaliście. Polecam ze szczerego serca – tym bardziej, że sama jeszcze nie raz do niej wrócę. Jak dla mnie wydawniczy fenomen i to właśnie takie książki powinny nosić miana bestsellerów.

Egzemplarz otrzymałam za pośrednictwem Portalu Sztukater.pl

poniedziałek, 24 marca 2014

Z cyklu: Czas na wyniki + krótka informacja.

Witajcie kochani! Wiosna była i się zmyła - niestety ta deszczowa pogoda nie nastraja mnie do niczego. Nawet trudno mi jest się zdecydować, co tym razem przeczytać... Straszne to - już wolę upał, naprawdę. No, ale nie o tym chciałam Wam marudzić. Zgodnie z obietnicą, przyszedł dzisiaj czas na wyniki naszego wiosennego konkursu. W związku z tym, nie przedłużając dłużej, pragnę ogłosić, iż zwycięzcą jest... Sylwka S.! Moje szczere gratulacje! Proszę o jak najszybsze podesłanie mi adresu do wysyłki, na podany w poście konkursowym adres z

czwartek, 13 marca 2014

Recenzja: "Pokój" - Gene Wolfe


Tytuł: Pokój
Autor: Gene Wolfe
Wydawnictwo: MAG
Wydanie: 2014-01-15
ISBN: 978-83-7480-415-8
Objętość: 240
Cena: 37 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Po niesamowitych wrażeniach, jakie wyniosłam z lektury „Tonącej dziewczyny”, postanowiłam zabrać się za kolejne części „Uczty Wyobraźni” licząc na kolejne wspaniałe przeżycia i odczucia nie tylko w trakcie, ale i po ukończeniu lektury. Tym razem padło na „Pokój” autorstwa Gene’a Wolfe’a.  Nic, więc dziwnego, że miałam ku niej wysokie mniemanie jeszcze przed rozpoczęciem czytania.

„Pokój” opowiada tak naprawdę błahą historię marudnego staruszka – Aldena Dennisa Weera, który to wiedzie na pozór bardzo nudne, wręcz melancholijne życie. Na pozór, bowiem jego wyobraźnia zdolna jest unicestwić czas i przeobrazić rzeczywistość, wykraczając poza samą śmierć.

Jak czytamy na różnorakich portalach „Gene Wolfe, nazywany jest przez „The Denver Post” jednym z „olbrzymów s-f”. Wielokrotnie zdobywał najważniejsze nagrody z tej dziedziny, w tym nagrody Nebula, Hugo i World Fantasy. „Pokój” to jego pierwsza pełnowymiarowa powieść, świadcząca o geniuszu, którzy później rozkwitł w dziełach takich jak Księga Nowego Słońca.”

Nic, więc dziwnego, iż powieść ta ma wręcz rzeszę fanatyków, którzy wychwalają ją ponad słońce. Zanim przystąpiłam do lektury, nie jednokrotnie przeszukiwałam recenzje innych. Jedyne, co dzięki temu osiągnęłam to nastawienie, że książka ta jest prawie, że idealna. Rzadko, kiedy znalazł się ktoś, kto miał jakieś, „ale”. Dlatego też sama zabrałam się za lekturę z takim, a nie innym nastawieniem.

"Szczęśliwy jest człowiek, który odnajduje się w pracy - ale oczywiście szczęśliwy jest też narkoman, który znalazł litrowy słój heroiny.”

Ja natomiast staję się człowiekiem szczęśliwym, gdy w moje ręce trafia fantastyczna powieść. Czy tak było i teraz? W głównej mierze owszem, pomijając kilka niedociągnięć. Ale może zacznę po kolei.

Na samym początku urzeka czytelnika niesamowita okładka. Z jednej strony dość zwyczajna, bez przesytu, z drugiej zaś niesamowita. Osobiście oczu nie mogłam od niej oderwać (jak zresztą z pozostałymi książkami wchodzącymi w skład „Uczty wyobraźni”). Tak, jak okładkę można zaliczyć do rzeczy „prostych”, tak stylu i języka, jakim się posługuje autor już niekoniecznie. Przyznaję, że nie jest to lekka lektura. Czyta się o wiele gorzej nawet, aniżeli „Tonącą dziewczynę”. Wiele razy musiałam wracać do niektórych wydarzeń, by móc sobie przypomnieć, „o co tam właściwie chodziło”. Wiele razy się zgubiłam w tym, co czytam, to fakt. Nie znaczy to jednak, że książka jest nudna, co to, to na pewno nie. Czy godna polecenia? Owszem, zwłaszcza dla fanów serii, oraz osób, które nie lubią błahych historyjek. „Pokoju” nie pochłonie się w jeden dzień. A i nie uważam, żeby nawet spróbowanie przeczytać tego na raz byłoby wskazane. Wręcz przeciwnie. Po co się spieszyć? Tylko więcej wydarzeń nam umyka. A przecież dużo rzeczy ma tutaj swoje „drugie dno”. Nie żałuję, że spędziłam z nią długie tygodnie. Dzięki temu o wiele lepiej zrozumiałam, no i przyzwyczaiłam się do bohaterów, przez co pod koniec lektura stawała się coraz to bardziej ciekawsza.

Ogólnie rzecz biorąc z początku lektura może się wydawać niesamowicie trudna. Nie należy jednak jej porzucać, bowiem z czasem idzie się przyzwyczaić do stylu autora, który sam do łatwych nie należy. Gdybym miała ją podsumować w jednym zdaniu, to chyba powiedziałabym tylko „Dobra powieść, nie zawsze jest lekką powieścią”. I tak jest też w tym przypadku. Czy do niej wrócę? Możliwe – pytanie tylko, czy wtedy jej treść odbiorę tak samo, jak teraz.

Za egzemplarz dziękuję Portalowi Sztukater.

poniedziałek, 3 marca 2014

Z cyklu: Stosik na marzec

Wiosna za pasem, przyszedł więc czas na stosik na nowy miesiąc. Wiem, że w poprzednim z recenzjami było naprawdę ubogo, jednak w tym mam silne postanowienie poprawy ;) Zwłaszcza, że tyle smakowitości trafiło na moje półki :D Nie przedłużając więcej prezentuję Wam moje nowe zdobycze :D Ze względu na fakt, iż w tym miesiącu naprawdę poszalałam z wymianami i co tu dużo mówić - zakupami - postanowiłam podzielić moje ukochane stosisko (bo stosikiem bym tego nie nazwała :P) na dwie, mniejsze części. A tak się prezentuje pierwsza z nich: 1) "Magi

poniedziałek, 3 marca 2014

Recenzja: "Tonąca dziewczyna" - Caitlin R. Kiernan

Tytuł: Tonąca dziewczyna
Autor: Caitlín R. Kiernan
Wydawnictwo: MAG
Wydanie: 2014-01-15
ISBN: 978-83-7480-417-2
Objętość: 290
Cena: 39 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Fantastyczna!

Od dawien dawna słyszałam o słynnej serii „Uczta wyobraźni” wydawanej przez Wydawnictwo MAG. Co prawda słysząc wiele mniej lub bardziej pochlebnych opinii, sama nie wiedziałam, co do końca o niej myśleć. Dlatego też postanowiłam spróbować zabrać się za jedną z jej lektur. Jaki był finał tej opowieści? A taki, że po paru pierwszych rozdziałach doszłam do wniosku, iż lektura ta jest zdecydowanie za ciężka jak dla mnie (i nie mam tutaj na myśli jej wagi, a samą treść). Odpuściłam sobie na długie miesiące, twierdząc, że prawdopodobnie nigdy do tej serii nie wrócę. Widocznie los chciał inaczej, bo moja uwagę przyciągnęła jedna z nowo wydanych powieści „Uczty wyobraźni” a mianowicie „Tonąca dziewczyna” autorstwa Caitlin R. Kiernan.

Jest to jedna z wielu powieści autorki, które ujrzały światło dzienne. Opowiada o losach Indii Morgan Phelps, która choruje na schizofrenię. Co gorsze jej matka, a uprzednio babka również były schizofreniczkami, które popełniły samobójstwo. Dlaczego? Może, dlatego, że nie mogły znieść życia. Albo owego obłędu. Albo nawet obu tych rzeczy na raz. India dopiero po latach od śmierci matki zorientowała się, że też jest szalona. Nie ufa już sobie, ani swojemu umysłowi. Dziewczyna zmagając się z realiami próbuje odkryć, co tak naprawdę się wydarzyło – czy naprawdę doszło do spotkania z bezlitosną syreną albo bezradnym wilkiem, który przybył do niej pod postacią dzikiej dziewczyny – a jeśli nie – to, z kim?

Przyznaję z bólem, że zabierając się za „Tonącą dziewczynę” toczyła się we mnie ogromna walka. Poniekąd chciałam dać tej serii drugą szansę, ale i tak non stop porównywałam ją z moim poprzednim zawodem. W końcu jednak ciekawość zdecydowała – i dobrze, bowiem historia Imp wkręciła mnie bez reszty. Z jednej strony ze względu na samą tematykę, która może i do łatwych nie należy, z drugiej ze względu na samą bohaterkę, jej charakter, bardzo szczegółowe i realne opisy, które potrafią nieźle wkręcić czytelnika w wspomnianą już tematykę.

Styl i język autorki również do łatwych nie należy – zresztą jak każdego autora podpisywanego pod serię „Uczty wyobraźni”. Fakt – jest to niezła uczta – przynajmniej w przypadku tejże książki. Nie da się jej jednak pochłonąć na raz – potrzeba czasu, ażeby ją strawić i zrozumieć, co poniektóre kwestie. W dodatku trzeba się naprawdę wczytać, by niczego nie pominąć. Uważam, że opowieść Imp jest wykreowana naprawdę dobrze, z wielkim dopracowaniem, dzięki czemu mogłam naprawdę wczuć się w jej sytuację na tyle, na ile mogłam.

Warto tez zwrócić uwagę na samą okładkę. Uważam, że Wydawnictwo MAG pod tym względem zbiera zapewne same pozytywy (a przynajmniej w większości wydanych przez siebie pozycjach), ale muszę przyznać, że grafika przedstawiona w „Tonącej dziewczyny” naprawdę mi się podoba. Jest mrok, jest głębia, jest tez fantastyczna tonacja i nawiązanie do treści. Co, jak co, ale ja nie mogłam (i wciąż nie mogę) oderwać od niej wzroku. Gdy tylko na nią spojrzę od razu staje mi przed oczami Imp i od razu nasuwa mi się na myśl milion pytań, na które sama próbuję sobie odpowiedzieć.

Podsumowując, przyznaję, iż pozycja ta do łatwych i lekkich nie należy. Przebrnięcie przez treść jest czasochłonne, to prawda, jednak za taką fabułę, a nawet za sam pomysł to warto poświęcić jej sporo czasu. Osobiście wrócę do niej jeszcze nie raz, gdyż książka ta naprawdę mnie urzekła – a co najważniejsze wreszcie przekonałam się do „Uczty wyobraźni” – i mam zamiar przeczytać pozostałe tomy wchodzące w jej skład jak najszybciej. I wam również polecam!

Za egzemplarz dziękuję Portalowi Sztukater.

niedziela, 2 marca 2014

Z cyklu: Czas na konkurs!

Bez żadnych ceregieli i nudnych wstępów - zapraszam wszystkich na konkurs! Do wygrania jedna z książek do wyboru: A) "Neva" - Sara Grant B) "Tajemnice Emmy. Powroty" - Natasha Walker C) "Polowanie na motyle" - Krystyna Mirek D) "Córka dymu i kości" - Laini Taylor Regulamin konkursu: 1. Organizatorką konkursu jest Lilien - właścicielka bloga "Miasto Recenzji" znajdującego się pod adresem: miasto-recenzji.blogspot.com 2. Przewidziana nagroda to jeden z wyżej wymienionych egzemplarzy powieści. 3. Czas trwania konkursu to trzy tygodnie licz
Page 1 of 511234567...51Dalej »Ostatnia
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka