Recenzja: Rycerz z Alcántary - Jesús Sánchez Adalid



Tytuł: Rycerz z Alcántary
Autor: Jesús Sánchez Adalid
Wydawnictwo: Bellona
Wydanie: 2011-06-29
ISBN: 978-83-11-11-2027-3
Objętość: 480
Cena: 39,00

Moja ocena: 4/10 pkt.
Szufladka: Słaba

Z reguły większość ludzi to wzrokowcy. Dlatego też tak ważne jest, by zachęcić społeczeństwo do czytania, książki muszą być wydane tak, by były akceptowalne nie tylko pod względem treści, ale i ich wizualności. Wiadomo – nie wolno oceniać książki po okładce – ale mimo wszystko lepiej dla niej i odbiorców również, gdy jest przykuwająca wzrok i po prostu ładna. Ważne jest, by nie robić jej byle jak, byle by była. W przypadku „Rycerza z Alcantary” muszę niestety stwierdzić, że owy zabieg grafikom się nie udał. A szkoda. Raz, że niewyraźna grafika, dwa, że zupełnie wyrwana z kontekstu i nijak niepasująca do tytułu. Mnie bardziej przypomina coś z cyklu „trzech muszkieterów”, aniżeli rycerza porywającego się na tajną misję. Przykro mi to przyznać, ale tym samym „Rycerz…” stracił w moich oczach jeszcze w przedbiegach.

Mimo to zagłębiłam się w jego treść. Powieść opowiada o losach młodego członka zakonu Alcantara, który to wyrusza na Wschód, na tajną misję w przebraniu kupca. Musi odnaleźć i skontaktować się z Wielkim Żydem, który w Stambule uchodzi za postać nad wyraz potężną. Jego przygody może i nie są liczne, ale za to niezmiernie przełożone masą faktów historycznych, co pod względem gatunku dobrane jest wręcz idealnie.

Minusem jest również fakt, jak mało tutaj przygód w porównaniu do nadmiernego przytaczania faktów z dziejów ludzkości. Uważam, że wykorzystywanie tego w tak wielkiej skali, jak to zrobił autor jest naprawdę niepotrzebnie. Zrozumiem jednak osoby, którzy poczują nawet pewien niedosyt, ale będzie to wynikało zapewnie z faktu, iż uwielbiają ową dziedzinę nauki. Ja bynajmniej do tego grona się nie zaliczam, dlatego też ten zabieg zmienił trochę moją opinię na niekorzyść oczywiście.

Kolejnym problemem są noty historyczne pojawiające się na końcu. Zdecydowanie bardziej bym je widziała przeplatające się w trakcie całości, a nie tak, jak jest to tutaj ukazane – po „szczęśliwym zakończeniu”. Książka podzielona jest oprócz tego na VII ksiąg, co według mnie jest bardzo dobrym aspektem i jestem jak najbardziej za. Zwłaszcza, że oprócz tego mamy również dużą czcionkę oraz dodatkowo ponumerowane w księgach rozdziały, które nie są długie, dzięki czemu czyta się łatwo i szybko.

Styl autora nie jest jakoś wybitnie górujący i wyróżniający się ponad resztę. Powiedziałabym raczej przeciętny i przystępny. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że przyjemny, gdyby nie nadmiar faktów historycznych. Język prosty, bez zbędnych udziwnień, co jest plusem. Mimo wszystko ciężko było mi się odnieść do samej problematyki, nad której rozgryzieniem spędziłam sporo czasu. Prawdopodobnie mogło to wyniknąć z mojej nieznajomości poprzednich tomów, ale mimo wszystko mam wrażenie, że nie był to jedyny czynnik wpływający na ogół wrażeń.

Ogólnie rzecz biorąc „Rycerza z Alcantary” nie polecam na pewno osobom uwielbiających nadmiar wrażeń i wydarzeń. Nie znajdziecie tutaj na pewno tego napięcia, które w takim wypadku byłoby wręcz konieczne. Zachęcam jednak do zgłębienia powieści o Luisie Montroy tym, którym bliskie są opowieści o rządach monarchii i konfliktach w kraju. Osobiście przyznaję, że osobom mojego pokroju – lubujących się, w paranormalach, fantastycznych powieściach, ale i nie tylko – nie przypadłaby do gustu. Nie jest zła, ale nie jest też zbytnio warta poświęcanego jej czasu. Ciężko powiedzieć dobra-zła a w tym przypadku już na pewno lecz mimo to nie rozumiem, jakim cudem nosi ona miano bestselleru. W związku z tym nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam śmiałej przeprawy po losach młodego rycerza.

Za możliwość recenzji oraz egzemplarz powieści dziękuję portalowi nakanapie.pl

7 komentarzy :

  1. To nawet się nie będę zabierać;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka mnie osobiście się podoba, choc na żywo jej nie widziałam. Duzo faktów historycznych, mniej akcji - to też jakoś mnie nie odstrasza... być może właśnie dla kogoś takiego jak ja jest ta książka. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam się szczerze, że dla mnie bardzo ważnym elementem jest okładka, jestem raczej wzrokowcem i zwracam na takie rzeczy dużą uwagę. Czasami nawet minimalistyczna okładka mówi więcej o treści, niż udziwnione grafiki. Fabuła niezbyt mnie zaciekawiła, nie lubię opisywania faktów, bardziej wolałabym by było więcej przygody.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno nie sięgnę, za dużo wad.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiadało się nawet ciekawie. Szkoda. Nie będę tracić na nią cennego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z tobą w pełni.
    Zwłaszcza, co do końcówki. Tu cytat z mojej recenzji:
    "Na koniec pozostaje więc zadać sobie pytanie: Czym jest bestseller dla większości osób?"

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zapowiada się kusząco, ale jak zobaczę ją w bibliotekę, to przeczytam z czystej ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. Będzie mi naprawdę miło i co najważniejsze dzięki nim poznam wasze zdanie, na którym mi bardzo zależy - jednakże jakakolwiek forma spamu, czy posty złośliwe, obraźliwe, tudzież wywyższające się będą usuwane w trybie natychmiastowym bez zbędnego komentarza.

Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka