Recenzja: "Kroniki Krwi" Richelle Mead


Tytuł: Kroniki krwi
Autor: Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2012-09-05 
ISBN: 978-83-10-12237-7
Objętość: 416
Cena: 34,90

Moja ocena: 3/10 pkt
Szufladka: Słaba

Wielu z nas pamięta porywająca serię o wampirach autorstwa pani Richelle Mead. Oczywiście, że tak. Mimo, iż „Akademia wampirów” na pozór wydawała się kolejnym przeciętnym cyklem o wampirach, to i tak podbiła serca wielu. Moje również. Dlatego też z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji serii w nowym cyklu powieściowym pani Mead. Tak, więc, mając ku temu możliwość, z miejsca zaczęłam się na nowo zagłębiać w historię starych-nowych „przyjaciół” z Akademii Świętego Władimira.

„Kroniki krwi” może i nie opowiadają bezpośrednio o dalszych losach Rose, Dymitra i Lissy, a mimo to się z nimi stykają. Od tego momentu główna bohaterką staje się nasza nowo poznana alchemiczka Sydney, która by odzyskać zaufanie współpracowników oraz rodziny udaje się na szaleńcza misję, której głównym tematem jest ochrona wampirzej księżniczki. Nie jest to zadanie łatwe, zwłaszcza dla kogoś, kto panicznie boi się morojów i ich magicznych zdolności. Wraz z strażnikiem Eddiem oraz zabójczo zadufanym w sobie Adrianem Iwaszkowem udają się do Palm Springs, gdzie ich kryjówką staje się… zwykła szkoła dla śmiertelników. Ukrycie się przed strzygami, czy łowcami wampirów to dopiero nic w porównaniu z tajemniczymi tatuażami, które zdobywają coraz to większa popularność w szkole. A to dopiero początek mniej lub bardziej tajemniczych przygód Sydney i jej przyjaciół.

Dwa cykle powieściowe tak bardzo ze sobą powiązane, co ma swoje plusy, ale i minusy. Dużym atutem jest fakt, że fani „Akademii…” na pewno po nią sięgną – co zresztą sama uczyniłam. Z drugiej strony całość bardzo szybko może się znudzić, ulec przejedzeniu, a pomysły na kolejne tomy łatwo wyczerpać. Szczerze powiedziawszy, gdy tylko zaczęłam czytać, od razu czułam, że coś się zmieniło. Nie spodobał mi się fakt, ze to akurat Sydney jest tutaj narratorką, bowiem mam wrażenie, że styl jej opowieści znacząco różni się od tego, do którego przyzwyczaiłam się w Akademii. Poza tym mam wrażenie, że przez większość książki nie dzieje się praktycznie nic, a całość nabiera rozpędu na ostatnie sto stron.

W dodatku mam spory zarzut co do owego „romantycznego wątku”. Nie wiem dlaczego, ale ja praktycznie go w fabule nie wychwyciłam – no może chwilami jakieś przebłyski. Gdybym jednak z góry nie wiedziała „co się świeci” to w życiu bym nie pomyślała, że będzie tak, a nie inaczej. Co do ogółu to trzeba przyznać, że było parę momentów zaskakujących, ale przyrównując je do całości to stwierdzam śmiało, że było ich zdecydowanie za mało, by „Kroniki krwi” mogły mnie porwać, zachwycić, czy chociażby poruszyć. Nie powiem, że czytało mi się źle, ale strasznie mi się dłużyło. Bywały chwile gdy tylko myślałam ile to mi jeszcze do końca zostało i czy dam radę finiszować jeszcze tego samego dnia. Oprócz tego już nie raz porzuciłam książkę w kąt zabierając się za coś innego, gdzie według mnie działo się zdecydowanie więcej. Chcąc nie chcąc przeczytałam całość i dopiero przy końcówce denerwowałam się dlaczego to już koniec i kiedy wreszcie zdobędę kontynuację.

Ciężko było mi rozstrzygnąć czy serię spisać na straty, czy też dać jej kolejną szansę. Koniec końców zdecydowałam, że spróbuję ponownie, gdy tylko ukaże się drugi tom. Możliwe też, że bohaterowie, którzy do tej pory wręcz mnie irytowali (no może za wyjątkiem Iwaszkowa oraz ojca Rose) zyskają w moich oczach i co tu dużo mówić – będzie mi się z przyjemnością czytało o ich przygodach. Póki co zaś mogę jedynie na koniec dodać, że styl, czy pomysłowość pani Mead zdecydowanie podupadła (zwłaszcza w przypadku budowania napięcia i wzajemnych relacji między bohaterami) i szczerze liczę na to, że to tylko przejściowy „kryzys” pisarski. W przypadku „Kronik krwi” nawet okładka nie do końca przypadła pod moje gusta. Nie podobają mi się ukazani na niej bohaterowie – a raczej ich fizyczny wygląd. Poza tym mogę przyznać, że nie mam nic więcej, czego bym mogła się przyczepić.

Całość może i jest lekka, ale nie przyznam, że czytało się szybko i przyjemnie, gdyż zależy to od momentu, gdzie aktualnie fabuła się rozkręcała, lub był jej całkowity brak. Naprawdę liczę na to, że wraz z zapowiedzią tomu drugiego moja ciekawość będzie na takim poziomie, że zabiorę się za przygody Sydney ponownie i z równie wielkim zaangażowaniem, które mam nadzieję, nie będzie na wyrost, a Wam mogę jedynie powiedzieć, że mimo tego, iż niekoniecznie się powieścią zachwyciłam to wiem, że ma ona wielu swoich fanów i trzeba samemu się przekonując o jej zawartości i o tym, czy zaspokaja własne upodobania i oczekiwania względem niej.

Za możliwość ponownego spotkania z przyjaciółmi z Akademii Świętego Władimira dziękuję portalowi Sztukater.pl!

7 komentarzy :

  1. Hmm... Miałam małą chęć na przeczytanie, ale teraz całkowicie mi przeszła. Chyba jednak nie jest to książka dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Sydney od początku była bohaterką przeze mnie znielubianą, więc rozczarowałaś mnie tym, że to ona jest narratorką :< Zawsze była nudna i za zwyczajna, zbyt spokojna... Nie wyobrażam sobie żadnej akcji w tej książce, za to chętnie poczytałabym dalsze losy głównych bohaterów AW i przede wszystkim Adriana (!). Może jeszcze kiedyś się tego doczekam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba tylko skuszę się na cykl poprzedni.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Akademię Wampirów" uwielbiam i mimo Twojej niskiej oceny, planuję sięgnąć po "Kroniki krwi". Chcę wyrobić własne zdanie o tej książce i zobaczyć czy mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh. Pokochałam "Akademię..." i już wprost nie mogłam się doczekać kiedy sięgnę to tę właśnie książkę, gdyż Adrian bardzo przypadł mi do gustu. A teraz... chyba sobie jeszcze poczekam. P.S. Mnie okładka tez nie zachwyca...

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedawno wypożyczyłam tę książkę, zamierzałam niedługo przeczytać, ale skoro wystawiłaś tak niską ocenę zastanawiam się nad odłożeniem jej w kąt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że ta seria zbiera naprawdę skrajnie różne recenzje :) Sama mam lekko mieszane uczucia, od chęci przeczytania po chęć odpuszczenia jej sobie. Jednak na razie nie mam zamiaru się nią martwić, tym bardziej, że właśnie będę rozpoczynała swoją przygodę z "Akademią..."

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. Będzie mi naprawdę miło i co najważniejsze dzięki nim poznam wasze zdanie, na którym mi bardzo zależy - jednakże jakakolwiek forma spamu, czy posty złośliwe, obraźliwe, tudzież wywyższające się będą usuwane w trybie natychmiastowym bez zbędnego komentarza.

Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka