czwartek, 30 października 2014

Recenzja: "Zostań, jeśli kochasz" - Gayle Forman


Tytuł: Zostań, jeśli kochasz
Autor: Gayle Forman
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2014-09-10
ISBN: 978-83-10-12790-7
Objętość: 247
Cena: 24,90 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia

"... umieranie jest proste. To życie jest trudne." - fakt ten uświadomiła sobie Mia, która w tragicznym wypadku straciła rodzinę, a mimo to sama przeżyła. W ciężkim stanie trafiła na OIOM, gdzie musiała patrzeć, jak jej najbliżsi reagują na wieść, że została sierotą i nie wiadomo czy w ogóle z tego wyjdzie. A wszystko dlatego, że dziewczyna trwa w stanie dziwnego zawieszenia - pomiędzy życiem, a śmiercią. Ogląda wszystkie wydarzenia z boku, jak duch, ale przecież nim nie jest. Chcąc wyjść z tego stanu musi dokonać najtrudniejszej decyzji - wrócić i żyć, mimo wielkiego ciężaru na sercu, czy pójść dalej - i spotkać się ze swoją rodziną.

Szczerze powiedziawszy, to o ekranizacji dowiedziałam się dopiero, gdy pochłonęłam książkę praktycznie do połowy. Nie jestem osobą, która śledzi na bieżąco wszystkie nowości kinowe - dlatego też nie poznałam nawet tego, że okładka jest żywcem wyrwana z kadrów ekranizacji. Na swój sposób ciekawa - prosta, skromna, ale pomimo to ma w sobie głębię i szalony przekaz, który już na tzw. "dzień dobry" zaznajamia nas z tym, co czeka na nas w środku.

Sama lektura zaczyna się dość dramatycznie, jednak im dalej w las, tym wszystko przeradza się w coraz to bardziej tkliwą, acz trochę melancholijną historię. Minusem może być tutaj krótki czas akcji, bowiem wszystko rozgrywa się na przestrzeni dwudziestu czterech godzin. Plusem są natomiast wszelkie wstawki z przeszłości - wydarzenia, które wspomina Mia w trakcie, gdy próbuje podjąć decyzję. Przeszłość i teraźniejszość wręcz splatają się tutaj ze sobą, dając całkiem ciekawą mieszankę.

W dodatku sam język powieści jest naprawdę prosty i przyjemny w czytaniu - a dodając do tego fakt, iż nie jest to książka obszerna - czytelnik wręcz ją pochłania, gdyż nie sposób się nawet przy niej męczyć. Zaskoczyło mnie jednak tutaj zaskoczenie - może dlatego, iż po cichu liczyłam na to, że autorka pozostawi czytelnikom furtkę w takiej postaci, ażeby z ostatniego zdania nie wynikała w stu procentach jej decyzja, a wręcz przeciwnie - pozostawiła niepewność i możliwość wyboru przez samego czytelnika - czy dziewczyna wróci "do żywych", czy też umrze. Poza tym nie znalazłam w niej żadnych strasznych rzeczy, które w jakikolwiek sposób zniechęcałyby mnie do niej. Co więcej - nawet jestem skłonna obejrzeć ekranizację i porównać obie wersje między sobą.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia

środa, 29 października 2014

Z cyklu: Stosik na październik

Skleroza - rzecz cudowna. Oświecenie - jeszcze lepsza. Własnie się o tym przekonałam w momencie, gdy przeglądając archiwum bloga, doszłam do wniosku, iż w tym miesiącu nie pokazałam wam żadnego stosiska! Skandal to ogromny, zwłaszcza, że z tygodnia na tydzień moje nakłady nowości ulegały coraz to większym pokładom miejsca w pokoju, a ja sama nie mogłam się doczekać, aż najdzie listopad, ażebym mogła Wam je wszystkie zaprezentować. Dlatego też postanowiłam, że nie chce mi się czekać tych kilku dni i podzieliwszy mój mega-stos na dwie części, p

środa, 29 października 2014

Recenzja: "Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu" - Klaudyna Hebda

Tytuł: Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu
Autor: Klaudyna Hebda
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2014-06-30
ISBN: 978-83-10-12622-1
Objętość: 320
Cena: 64,90 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia

Coraz więcej słyszy się informacji, jakoby w kosmetykach, które stosujemy jest coraz to więcej chemii i produktów szkodliwych dla naszego organizmu. Dlatego też, która z nas nie chciałaby wiedzieć od początku do końca co tak naprawdę się znajduje w balsamie do ciała, który używamy, albo toniku do twarzy? Chyba każda. Dzięki najnowszej książce autorstwa Klaudyny Hebdy można tego dokonać. Co więcej - można zrobić samemu kosmetyki bez większych trudności. 

Sięgając po "Ziołowy zakątek" już na samym początku zauroczy nas jego okładka. Nie dość, ze bardzo tematyczna, to w dodatku bardzo barwna i kolorowa. Szczerze powiedziawszy to mogłabym się w nią wpatrywać całymi godzinami. To samo się tyczy grafiki w środku książki - pełno kolorowych zdjęć, które ukazują jak przygotowywać dany produkt i co najważniejsze - jak wygląda efekt końcowy. Minusem jest niestety fakt, że nie każda receptura ma przypisaną do siebie odpowiednią grafikę, przez co w niektórych przypadkach możemy się tylko domyślać, jak dana mikstura powinna wyglądać.

Ogólnie rzecz biorąc to jak na tego typu poradnik, to jest on bardzo przejrzysty. Ładny spis treści, wszystko podzielone pod względem tematycznym - jednym słowem - nie mamy prawa się w nim pogubić. Co lepsze - znajdziemy tutaj praktycznie wszystko, co potrzebne jest nam do naszego małego kobiecego szczęścia - masła, balsamy, oleje, peelingi, toniki, odżywki do włosów, a nawet produkty do depilacji, czy uwaga... pomadki do ust. 

Każdy przepis podzielony jest na kilka kategorii - podstawowe informacje dotyczące czasu przygotowania, poziomu trudności, zastosowania i działania, składniki i sposób przygotowania. Tak po prawdzie większość z nich jest naprawdę łatwa do przygotowania, wręcz banalna - dlatego też sądzę, że poradziłby sobie z nimi praktycznie każdy. Minusem są niestety składniki, które niekiedy są dość trudne do zdobycia, bądź kosztowne, jak np.owoce jałowca, czy wetiwer. Jeszcze jednym smutnym "ale" jest fakt, iż może i większość z nich jest prosta, ale niestety czas oczekiwania na produkt finalny trwa nawet tygodnie, co nie jest zbytnio optymistyczne dla osób, które muszą testować coś na "już" - jak chociażby ja, która to należy do osób strasznie niecierpliwych pod tym względem. Wiadomo, ze dla chcącego nic trudnego oraz, że dla piękna nie liczy się żadna cena, ale mimo wszystko warto o tym pamiętać, że nic nie jest takie hop-siup.

"ziołowy zakątek" to naprawdę ciekawy poradnik, z którym powinna się zapoznać każda kobieta, chcąca dbać o swoje ciało w jak najlepszy sposób. Osobiście wypróbowałam kilka z "przepisów" i muszę przyznać, że wyniki są oszołamiające! W pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście. Nic więc dziwnego, że lektura ta mnie wręcz pochłonęła i od tej pory nie wyobrażam sobie życia bez moich ukochanych specyfików. Jeśli więc chcecie o siebie zadbać, a nie do końca wiecie jak, to jest coś idealnego dla Was. I mówię to całkiem szczerze. Dlatego też, jak najszybciej radzę zakupić tę lekturę (i tak wiem, cena może nieco wygórowana, ale warto). Ja natomiast wracam zanurzać się z powrotem w tym wspaniałym świecie zapachów...

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia

niedziela, 26 października 2014

Recenzja: "Szukaj mnie wśród lawendy" - Agnieszka Lingas-Łoniewska


Tytuł: Szukaj mnie wśród lawendy
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Wydanie: 2014-10-25
ISBN: 978-83-7942-234-0
Objętość: 228
Cena: 29 zł

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa!

Kto z nas nie słyszał o Agnieszce Lingas-Łoniewskiej? Chyba nie ma takiej osoby - przynajmniej wśród książkowych bloggerów i czytelników literatury polskiej. Młoda wrocławianka, która nie dość, że pisze książki, to sama należy do grona recenzentów i osób propagujących polskie czytelnictwo. Osobiście to jej zazdroszczę - i nie mam tutaj na myśli tylko talentu, ale tego, że potrafi to wszystko pogodzić. No ale do rzeczy...

Dzisiaj na tapetę postanowiłam wrzucić "Szukaj mnie wśród lawendy" - powieść, która opowiada historię Zuzanny, Zofii i Gabrysi - siostrach, których życie nie układa się tak, jak one sobie tego wymarzą. Zofia - matka, żona i... fanatyczka rękodzieła, parała się pracami domowymi, nie mając ani chwili dla siebie samej. Gabrysia - samotna matka, właścicielka salonu do masażu, mieszkająca w Południowej Dalmacji, której sen z oczu spędza ojciec dziecka. I wreszcie Zuzanna - nasza tytułowa postać - pogromca wśród swoich podwładnych, przemierza korytarze wielkiej korporacji, marząc o wielkiej miłości i jakiejkolwiek formie życia prywatnego. W dodatku jak na złość każdy jej związek prędzej czy później chylił się ku upadkowi - nie to, co firma. Dziewczyny spotykają się ze sobą w malowniczej Chorwacji, a wszystko dzięki dziesiątej rocznicy założenia firmy Adama Fabera. Od tej pory zaczyna się podróż w nieznane, gdzie zapach lawendy przysłania wszystko w koło, miłość rośnie w siłę razem z mnóstwem innych mniej lub bardziej pozytywnych emocji...

Muszę przyznać, że jeszcze przed rozpoczęciem lektury, już byłam zachwycona tą książką. A wszystko przez niesamowitą okładkę - ma ona w sobie niesamowita głębię, która miesza się z delikatnością barw, jakie widzimy na pierwszy rzut oka. Nic więc dziwnego, że przyciąga wzrok i od razu z o wiele większą przyjemnością chce się ją czytać.

Jeśli chodzi o treść, to styl i język, jakim pisze autorka jest po prostu obłędny. Prosty, ale taki delikatny i wciągający, jak mało który. Autorka w sposób bardzo przemyślany lawiruje pomiędzy coraz to nowymi epizodami, a najlepsze w tym wypadku są chyba opisy krajobrazów i miejsc poszczególnych wydarzeń. Lekka i przyjemna, w sam raz na mroźne popołudnie. Już samo przeniesienie się myślą do tych wszystkich, wspaniałych i gorących miejsc potrafi człowiekowi niemało poprawić humor.

Jedynym minusem powieści pani Lingas-Łoniewskiej jest niestety to, że tego typu lektura jest strasznie przewidywalna, a wszystko przez fakt, iż na polskim rynku książek o podobnej tematyce jest cała masa. Nie uważam jednak, że jest ona zła, co to, to nie, bo to naprawdę ciekawa lektura, jednak uważam, że potrzebowałaby ona jeszcze jakiegoś małego powiewu czegoś nowego - czegoś, co do tej pory jeszcze w takich powieściach nie miało miejsca. Nie jest to jednak łatwe, przy takim asortymencie na naszym rynku.

Nie chcę tutaj gdybać, co by było, gdyby dlatego pozostanę przy tym, że mimo wszystko jest to naprawdę ciekawa historia i warta spędzenia z nią kilku godzin, zanurzając się myślami w tych ogromnych polach lawendy...

Książkę przeczytałam w ramach akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają

piątek, 17 października 2014

Recenzja: "Hopeless" - Coleen Hoover


Tytuł: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie: 2014-06-16
ISBN: 978-83-7515-281-4
Objętość: 424
Cena: 34,90 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała!

"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa. To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."

Tego typu zapowiedzi znałam na długo przed wydaniem "Hopeless". Jednak, gdy książka trafiła w moje ręce nie mogłam się przemóc, by po nią sięgnąć. Głównie przez te wszystkie wychwalające opinie - trochę się przeraziłam, że będzie to kolejna z wielu książek, o których pełno pozytywów w sieci, a tak naprawdę nic ze sobą nie wnoszą. W końcu jednak postanowiłam się odciąć od tych wszystkich recenzji i opinii innych i samej stworzyć swoją własną.

W tej chwili mogę tylko żałować jednego - że tak długo zwlekałam. "Hopeless" pochłonęłam w przeciągu jednego dnia. Naprawdę. I stwierdzam z czystym sercem, że te wszystkie tłumy wielbicieli powieści pani Coover mieli zwyczajnie stuprocentową rację. Książka jest po prostu wspaniała - jedyny minus to tylko taki, że za krótka. Pełno w niej uczuć, przesłań i wielu innych wspaniałości, które tylko nakręcają całą historię, a czytelnika wprowadzają w swój magiczny świat.

Do tej pory nie miałam styczności z podobną powieścią, dlatego też spodobała mi się ona jeszcze bardziej. Może z samego opisu wygląda tak, jakoby autorka wzorowała się na innych książkach w stylu delikatna, nieświadoma nastolatka kontra przystojny acz zły chłopak, zakazane uczucie i tym podobne, ale nie. Ta książka ma w sobie głębię, z której osobiście mogłabym nigdy nie wychodzić. Tak, jak tu stoję (a raczej siedzę) stwierdzam, że jeszcze niejednokrotnie do niej powrócę - i nie tylko, aby przeżyć na nowo przygodę ze Sky i Dean'em, ale chociażby dlatego, ażeby poczuć na nowo te wszystkie emocje, jakie towarzyszyły mi w trakcie czytania.

Tej lekturze nie można praktycznie nic zarzucić. Autorka pisze zgrabnie, ciekawie i na temat. Nie ma tzw. "lania wody", nie ma nudów. Okładka też jest po prostu nieziemska. A treść? Jeśli chcecie się przekonać, to musicie jak najszybciej ją podchwycić i przeczytać, bo naprawdę warto.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwarte

piątek, 10 października 2014

Recenzja: "Serce w płomieniach" - Richelle Mead

Tytuł: Serce w płomieniach
Autor: Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wydanie: 2014-07-09
ISBN: 978-83-1012-629-0
Objętość: 416
Cena: 39,90 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia

Swoją przygodę z książkami pani Mead zaczęłam od fantastycznej serii pt. "Akademia wampirów". Nic więc dziwnego, że po ukazaniu się kolejnej historii jej autorstwa, postanowiłam po nią sięgnąć. Tym bardziej, że moi uwielbiani i ukochani bohaterowie goszczą w "Kronikach krwi", a "Serce w płomieniach" nad którym dziś się będę rozwodzić to już czwarta część tej wampiryczno-alchemicznej przygody.

Książka opowiada historię Sydney, młodej alchemiczki, która z początku zmuszona do pracy z wampirami, teraz pokonuje kolejne przeszkody idąc z nimi ramię w ramię. Co więcej, jej wielką, acz niedostępną miłością jest bardzo przystojny, acz szalenie irytujący wszystkich w koło wampir. Nie muszę chyba dodawać, że to mój ulubieniec, rzec jasna. "Serce w płonieniach" to w zasadzie czysta kontynuacja przygód rozpoczętych w tomie poprzednim, gdzie doszły dodatkowe acz znaczące wydarzenia, jak np. Sydney wstępująca do sabatu czarownic, czy rozwód jej rodziców. Tak po prawdzie to właśnie ona jest tutaj główną bohaterką, a mimo wszystko pozostali również odgrywają znaczną rolę w tym tomie.

Gdybym miała przyrównać tę część do poprzednich, to ze szczerym sercem stwierdzam, iż jest ona zdecydowanie lepsza od swoich poprzedniczek. Widać, że autorka z każdą kolejną, wydaną częścią stara się coraz to bardziej i coraz to bardziej angażuje się w rozwijanie poszczególnych bohaterów. Tutaj nie sposób się nudzić, gdyż fabułą jest ciekawa i postępuje w miarę miarowo. Może nie jest to jakiś fenomen wydawniczy, wpasowujący się pod definicję "bestselleru", ale niemniej jest to bardzo ciekawa i zachęcająca lektura.

Styl i język pisarski jest logiczny i w żaden sposób nieskomplikowany. Czyta się szybko, można by rzec ekspresowo, a co za tym idzie chce się więcej. Nic w tym dziwnego, skoro np. taki Adrian wspaniale nakręca całość chociażby swoimi zabawnymi tekstami - gdzie chociażby dla nich samych warto ją przeczytać. Autorka pisze w miarę zwięźle i na temat. Nie ma niepotrzebnego "lania wody", ani strasznie przynudzających sytuacji w fabule. Nie. Jedynym sporym minusem jest niestety okładka, która tak samo, jak w przypadku poprzednich tomów w żaden sposób nie zachęca i nie przyciąga wzroku potencjalnego klienta, tudzież czytelnika - a warto pamiętać, że większość z nas to głównie wzrokowcy i na tym, jak wygląda okładka i jakie odczucia za sobą niesie powinno zostać dobrze przeanalizowane przez wydawnictwo, które daną powieść wydaje.

Według mnie "Serce w płomieniach" to bardzo ciekawa, lekka lekturka, umilająca popołudnie. Może nie jest jakoś górnolotna, ale mimo wszystko potrafi wkręcić na tyle, by czytelnik mógł się ze spokojem odnaleźć w świecie i przedstawionym, dlatego tez uważam, że jak na powieść dla młodzieży mogę ze szczerym sercem ją polecić nie tylko tej grupie czytelników, ale i pozostałym, którym to nie straszni są alchemicy czy wampirzy świat.

Książkę miałąm możliwość przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictw Nasza Księgarnia

sobota, 4 października 2014

Recenzja: "Rzeki Londynu" - Ben Aaronovitch


Tytuł: Rzeki Londynu
Autor: Ben Aaronovitch
Wydawnictwo: MAG
Wydanie: 2014-03-18
ISBN: 978-83-7480-425-7
Objętość: 384
Cena: 35,00 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Totalna rewelacja!

Peter Grant - niegdyś posterunkowy, obecnie prywatny detektyw, a jednocześnie uczeń na czarodzieja, którego zadaniem jest zajmowanie się wszystkimi paranormalnymi i fantastycznymi sprawami, jak np. wampiry, bogowie, duchy, itp. Jak możemy wyczytać na tylnej stronie okładki, Peter otrzymuje nowe zadanie - albowiem "Duch rozruchów i rebelii obudził się w mieście i na mnie spada obowiązek przywrócenia porządku chaosie, który wywołał." Nic więc dziwnego, że na samą myśl o tej lekturze zżerała mnie ciekawość.

"Rzeki Londynu" to historia pisana z punktu widzenia głównego bohatera, która staje się tym ciekawsza, im więcej wewnętrznych rozterek, czy rozważań Petera w sobie zawiera. Już od samego początku niesamowicie wciąga czytelnika w wir wydarzeń - zwłaszcza, że mamy tutaj wszystko - duchy, wampiry, magię, ale i trochę kryminału. W dodatku lekturę uświetniają tylko przezabawne teksty bohaterów, jak i lekkie roztrzepanie mojego nowego ulubieńca - pana Grant'a.

Ben Aaronovitch idealnie połączył kryminalistyczny świat z fantastyką, która jest dla mnie od zawsze ulubionym gatunkiem literackim. W dodatku sam styl i język powieści jest niesamowicie lekki, a co za tym idzie przyjemny i łatwy w odbiorze. Czyta się ją niesamowicie szybko, co jest z jednej strony wielką zaletą, z drugiej zaś wadą, gdy po skończonej powieści wciąż się czuje niedosyt i chęć zgłębiania kolejnych przygód naszego szalonego detektywa. Osobiście nie miałam okazji spotkać się z innymi powieściami autora, jednak jeśli są one tak samo ciekawe i przyjemne jak ta, to jestem w stu procentach pewna tego, że muszę to jak najszybciej nadrobić.

Tak naprawdę "Rzeki Londynu" z mojego punktu widzenia mogą opływać w moim niemałym zachwycie zarówno jeśli chodzi o fabułę, żwawą i ciekawą akcję, jak i bohaterów. Niestety ma również drobne minusy, a mianowicie zakończenie, które całkowicie mnie zaskoczyło i nie przypadło mi do gustu - spodziewałam się całkowicie czegoś innego - co prawda nie jest ono "urwane", jak w przypadku niektórych serii, ale i tak to nie jest to. Zagłębiać się jednak nie będę tutaj, gdyż nie chcę Wam zepsuć zabawy z czytania i niepotrzebnie spamować. Drugiem drobnym, ale mimo wszystko minusem jest okładka, która bardziej przypomina mi przygody "Sherlocka Holmes'a", aniżeli mieszankę kryminału i fantastyki w jednym. Poza tym jednak nie mam najmniejszych zastrzeżeń co do lektury i uważam, że każdy powinien się z nią zapoznać, a zbrodnią by było, gdybym Was do niej nie zachęciła.

Książkę miałam możliwość przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa MAG

czwartek, 2 października 2014

Z cyklu: Czas na nowości i zapowiedzi!

Wiecie, że w najbliższym czasie na światło dzienne wyszło kilka perełek - i kilka czeka na swój wielki dzień? "Echoprakcja" - Peter Watts  Premiera 24 września Przygotujcie się na całkowicie nową Osobliwość. Oto „Echopraksja”, kontynuacja nominowanego do nagrody Hugo „Ślepowidzenia”. Zbliża się XXII wiek. Jest to świat, w którym ci, co odeszli, wysyłają żywym pocztówki z Nieba, wierni wprowadzają się w ekstazę religijną, dokonując rewolucji w nauce; w którym genetycznie zrekonstruowane wampiry rozwiązują problemy nierozwiązywalne dl
Page 1 of 511234567...51Dalej »Ostatnia
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka