Tytuł/Cykl: "Wschodzący księżyc" z cyklu "Zew nocy"
Autor: Keri Arthur
Tom: 1
Wydawnictwo: Erica
Rok wydania: 2011-03-09
Autor: Keri Arthur
Tom: 1
Wydawnictwo: Erica
Rok wydania: 2011-03-09
Książka jest dość... specyficzna. I nie mówię tutaj tylko o fabule. Przyznam, że gdy tylko jej okładka rzuciła mi się w oczy powiedziałam "muszę ja mieć". Tak, wiem... Nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku coś mi mówiło, że to nie może być żadna z tych nudnych powieści, które maja prawie identyczną fabułę. W tym przypadku chodzi o zupełnie coś innego. Ale na moment jeszcze wróćmy do okładki. Jest po prostu znakomita! Gdy tylko ją chwyciłam w swoje ręce non stop się jej przyglądałam. Nie lubię białej kolorystyki, więc tym bardziej zadziwił mnie fakt, że tą tak mnie ten widok pochłonął. I te szczegóły... Plus za projekt okładki. Powiecie, że przecież wygląd to nie wszystko. Najbardziej liczy się fabuła? Prawda. Wiele osób zastanawia, o co tutaj tak naprawdę chodzi. Paranormal romance, ok. Ale co z tego? A to, że fabuła jest tutaj bardzo zagadkowa. Wszystko aż tętni tajemnicą, napięciem i... co tu dużo mówić... pożądaniem.
Riley Janson - niby zwykła dziewczyna zatrudniona w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne. Nikt, a raczej prawie nikt nie wie, jaką tajemnicę skrywa. Jest rzadko spotykanym połączeniem wilkołaka i wampira. Mimo dominacji wilczej natury, wampirza część w pewnych momentach tez daje o sobie znać.
Riley ma brata bliźniaka, który jest Strażnikiem - by chronić ludzi, musi zabijać. Złośliwy los pragnie, by dziewczyna poszła w ślady Rohana. Ta jednak stanowczo się buntuje.
W trakcie tej powieści znacząca jest tutaj pełnia. Ale nie w taki sposób, jak w innych opowiadaniach o wilkołakach. Tutaj nie chodzi tylko o zwykłą przemianę w wilka, a raczej o księżycową gorączkę, która rozpoczyna się już na tydzień przed nastaniem pełni. W tym momencie w posiadanie bierze wilcza część Riley, co doprowadza ją do prawdziwej burzy zmysłów.
Książka wprost emanuje seksem. To prawda. Można się go spodziewać praktycznie w każdym rozdziale. I praktycznie w każdej sytuacji. Dlatego też nie jest to pozycja, dla młodszych fanatyków fantastyki. Jeśli ktoś nie lubi, gdy w książkach przewija się zbyt wiele scen erotycznych to lepiej radzę odpuścić ją na wstępie. Ale przecież nie tylko o to w niej chodzi. Jak na paranormal romance przystało musi być tez akcja. Przyznam, ta tutaj jest naprawdę dobrze zarysowana i dopracowana. Gdy Rhoan znika w trakcie misji, a tajemniczy, nagi i niezmiernie pociągający wampir staje na progu jej mieszkania, Riley wie, że zbliżają się kłopoty. Aby odszukać brata, angażuje się w sprawę tajemniczej śmierci Strażników Departamentu. Jakby tego było mało, okazuje się że pojawił się niebezpieczny szaleniec ogarnięty obsesyjną myślą stworzenia doskonałej istoty powstałej z połączenia kilku genów nieludzi. Kto by pomyślał, że udało się tutaj w tak dobry sposób zobrazować nie tylko całą próbę odbicia Rohana z rąk porywaczy, ale i rozpocząć poszukiwania grupy, która nielegalnie tworzy krzyżówki genetyczne.
Autorka nie szaleje z wątkami pobocznymi. Skupia się zaledwie na kilku, lecz dobrze je opracowuje. Plus za to. Nie lubię, gdy jest za dużo wątków, które trzeba ogarnąć, bo wtedy człowiek po prostu się gubi. Tutaj trzeba się skupić zaledwie na kilku rzeczach - księżycowa gorączka, krzyżówki genetyczne, porwanie. I pomyślałby kto, że w 400 stron dało radę zamknąć fabułę toczącą się zaledwie przez tydzień. Keri Arthur naprawdę w tym momencie zasługuje na wielka pochwałę i wyróżnienie.
Tak samo, jeśli chodzi o bohaterów... Czy chodzi o Riley, czy o Rohana, Mishę, a nawet o Talona... każdy z nich jest wykreowany w sposób indywidualny i osobliwy. W tej książce nie ma dwóch takich samych charakterów. Nie ważne, czy jest tam bliźniacze rodzeństwo, czy nawet złe charaktery. Każdy z nich ma zupełnie inną osobowość. W dodatku przedstawiono ich tutaj bardzo dokładnie. Nie tylko z wyglądu fizycznego, ale i charakteru.
Książkę oceniam 10/10 pkt i dodaję na moja ukochaną półkę "wyróżnionych". Wiele osób ocenia ją niżej, jak zauważyłam, ale ja mimo wszystko uważam, że zasługuje ona na najwyższą ocenę. Mało który autor potrafi tak kontrastujące ze sobą światy dobrać w jedną logiczną całość i przedstawić to w takiej formie, jak się udało pani Keri Arthur".
Jeszcze kilka słów ode mnie. Wielu z was na pewno zauważyło, iż nie dodaję zbyt często recenzji, tak jak użytkownicy których obserwuję, ale mam na to usprawiedliwienie. Proste, logiczne i całkiem dobitne. Po prostu choroba ogarnęła mnie na tyle, że ciężko jest mi się skupić i cokolwiek napisać. Tą recenzję pisałam cały dzień, ale mimo wszystko ją skończyłam i jestem zadowolona, mimo, że jeszcze niedawno zajmowało mi to niecałą godzinę. Cóż... może za jakiś czas recenzje będą się pojawiały częściej, może nawet codziennie. Póki co wolę jednak nic nie obiecywać, bo po co zapeszać. ;) Wiem za to, że jutro na pewno dostarczę jeszcze recenzję "Drżenia" Maggie Stiefvater.
Riley ma brata bliźniaka, który jest Strażnikiem - by chronić ludzi, musi zabijać. Złośliwy los pragnie, by dziewczyna poszła w ślady Rohana. Ta jednak stanowczo się buntuje.
W trakcie tej powieści znacząca jest tutaj pełnia. Ale nie w taki sposób, jak w innych opowiadaniach o wilkołakach. Tutaj nie chodzi tylko o zwykłą przemianę w wilka, a raczej o księżycową gorączkę, która rozpoczyna się już na tydzień przed nastaniem pełni. W tym momencie w posiadanie bierze wilcza część Riley, co doprowadza ją do prawdziwej burzy zmysłów.
Książka wprost emanuje seksem. To prawda. Można się go spodziewać praktycznie w każdym rozdziale. I praktycznie w każdej sytuacji. Dlatego też nie jest to pozycja, dla młodszych fanatyków fantastyki. Jeśli ktoś nie lubi, gdy w książkach przewija się zbyt wiele scen erotycznych to lepiej radzę odpuścić ją na wstępie. Ale przecież nie tylko o to w niej chodzi. Jak na paranormal romance przystało musi być tez akcja. Przyznam, ta tutaj jest naprawdę dobrze zarysowana i dopracowana. Gdy Rhoan znika w trakcie misji, a tajemniczy, nagi i niezmiernie pociągający wampir staje na progu jej mieszkania, Riley wie, że zbliżają się kłopoty. Aby odszukać brata, angażuje się w sprawę tajemniczej śmierci Strażników Departamentu. Jakby tego było mało, okazuje się że pojawił się niebezpieczny szaleniec ogarnięty obsesyjną myślą stworzenia doskonałej istoty powstałej z połączenia kilku genów nieludzi. Kto by pomyślał, że udało się tutaj w tak dobry sposób zobrazować nie tylko całą próbę odbicia Rohana z rąk porywaczy, ale i rozpocząć poszukiwania grupy, która nielegalnie tworzy krzyżówki genetyczne.
Autorka nie szaleje z wątkami pobocznymi. Skupia się zaledwie na kilku, lecz dobrze je opracowuje. Plus za to. Nie lubię, gdy jest za dużo wątków, które trzeba ogarnąć, bo wtedy człowiek po prostu się gubi. Tutaj trzeba się skupić zaledwie na kilku rzeczach - księżycowa gorączka, krzyżówki genetyczne, porwanie. I pomyślałby kto, że w 400 stron dało radę zamknąć fabułę toczącą się zaledwie przez tydzień. Keri Arthur naprawdę w tym momencie zasługuje na wielka pochwałę i wyróżnienie.
Tak samo, jeśli chodzi o bohaterów... Czy chodzi o Riley, czy o Rohana, Mishę, a nawet o Talona... każdy z nich jest wykreowany w sposób indywidualny i osobliwy. W tej książce nie ma dwóch takich samych charakterów. Nie ważne, czy jest tam bliźniacze rodzeństwo, czy nawet złe charaktery. Każdy z nich ma zupełnie inną osobowość. W dodatku przedstawiono ich tutaj bardzo dokładnie. Nie tylko z wyglądu fizycznego, ale i charakteru.
Książkę oceniam 10/10 pkt i dodaję na moja ukochaną półkę "wyróżnionych". Wiele osób ocenia ją niżej, jak zauważyłam, ale ja mimo wszystko uważam, że zasługuje ona na najwyższą ocenę. Mało który autor potrafi tak kontrastujące ze sobą światy dobrać w jedną logiczną całość i przedstawić to w takiej formie, jak się udało pani Keri Arthur".
Jeszcze kilka słów ode mnie. Wielu z was na pewno zauważyło, iż nie dodaję zbyt często recenzji, tak jak użytkownicy których obserwuję, ale mam na to usprawiedliwienie. Proste, logiczne i całkiem dobitne. Po prostu choroba ogarnęła mnie na tyle, że ciężko jest mi się skupić i cokolwiek napisać. Tą recenzję pisałam cały dzień, ale mimo wszystko ją skończyłam i jestem zadowolona, mimo, że jeszcze niedawno zajmowało mi to niecałą godzinę. Cóż... może za jakiś czas recenzje będą się pojawiały częściej, może nawet codziennie. Póki co wolę jednak nic nie obiecywać, bo po co zapeszać. ;) Wiem za to, że jutro na pewno dostarczę jeszcze recenzję "Drżenia" Maggie Stiefvater.
Świetna recenzja, a po książkę na pewno sięgnę za.. kilka dni? :) Życzę szybkiego powrotu do zdrowia życzę!!!! Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Dodaję do obserwowanych. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń