Tytuł/Cykl: "Uprowadzona"
Autor: Lucy Christopher
Tom: 1
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010-05-21
„Ta historia mogła się przydarzyć każdej dziewczynie. Tak, tobie też…”
Zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym, co by było gdyby? Nie? To spójrz na to tak: Lotnisko. Czekasz na swój lot. Masz ochotę na kawę, więc wybierasz się do pobliskiej kawiarni. Poznajesz tam chłopaka. Fascynuje cię. Z początku jesteś nieufna, lecz w końcu się do niego przekonujesz. W końcu jak nie zaufać komuś, kto jest taki miły i uprzejmy. Nie wiesz tylko jednego. Że zauważysz nawet, jak chwilę później odurzy cię narkotykami, wyprowadzi niepostrzeżenie z lotniska i wywiezie na jakąś jedną wielką pustynię zdała od domu i rodziny. I nikt się nie zorientuje, że coś jest nie tak. Nawet ty. Do czasu, gdy odzyskujesz świadomość w jakimś obcym domu, bez ubrania. Wtedy dopiero dociera do ciebie, co się stało…
„Zobaczyłeś mnie, zanim ja zobaczyłam ciebie. Tamtego sierpniowego dnia na lotnisku twoje oczy miały taki sam wyraz, jakbyś czegoś ode mnie chciał, i to od bardzo dawna. Przedtem nikt tak na mnie nie patrzył…”
Właśnie to zdarzyło się szesnastoletniej Gemmie. Zostaje porwana przez tajemniczego chłopaka, który przedstawia się jej, jako Tyler. Wywozi ją gdzieś, gdzie do końca sama nie wie, gdzie to jest. Od Momentu, gdy trafia na pustynię jest zdana wyłącznie na siebie i na… porywacza. Jak się później okazuje, chłopak wszystko sobie dokładnie zaplanował tylko po to, by nie być tam samotnym. Potrzebując towarzystwa, porwał Gemmę, myśląc, że razem z nim odetnie się od przerażającej rzeczywistości. Nie zastanowił się jednak nad faktem, czy dziewczyna tego chce. Z drugiej strony, ta zaś nie miała pojęcia, że chłopak jest w stanie aż tak odmienić jej życie…
Cóż, szczerze przyznaję, że po raz pierwszy spotkałam się z podobną fabułą. Dla mnie to coś zupełnie nowego, dlatego też ciężko jest mi ją przyrównać do innych powieści, jak na przykład jeśli chodzi o masę książek o wampirach. Cieszy mnie fakt, że autorzy starają się pisać coś całkowicie różniącego się od znanych stereotypów dla nastolatek, dzięki czemu można łatwiej oderwać się od czystej fantastyki i zatopić w czym zupełnie nieznanym. Faktem jest, że na początku myślałam, iż to kolejny „słodki” romansik dla nastolatek. Poza tym słodziutka różowa okładka z motylkami, jakoś mnie nie potrafiła wyprowadzić z błędu, a tylko w nim utwierdzała. I nawet kajdanki nic tutaj nie dały. Jeśli więc miałabym połączyć fabułę z oprawą, to przyznam, że ani o jotę mi się to nie udaje. Grafika jest zdecydowanie zbyt przesłodzona i nie ważne do jakiej grupy wiekowej książka zostaje przydzielona. Po prostu ten słodki i niewinny róż nie pasuje mi do porwania... W szczególności, że fabuła nie jest taka zła. Może i z początku ciężko było się wczuć, to z każdym kolejnym zdaniem porywała coraz bardziej. No i koniec końcu, tak jak Tyler porwał Gemmę, tak ta książka porwała mnie w wir czytania i po prostu mną zawładnęła…
Bardzo mi się podobał styl, jakiego użyła autorka. Rzadko kiedy ma się okazję czytać coś w takiej formie. Zapewne większość z was zastanawia się jakiej. Mam tu na myśli fakt, że cała ta opowieść została spisana w formie listu porwanej do swojego porywacza. Dzięki temu możemy zobaczyć to wszystko od tej „gorszej” strony, której nikt z nas prawdopodobnie nie doświadczył i mam nadzieję, że nie doświadczy. Przynajmniej, jeśli chodzi o porwanie… Taki styl naprawdę bardzo mi się podoba, a sama fabuła koniec końców również, mimo ciężkiego początku. Dodatkowym plusem jest fakt, że naprawdę miło się czytało, w dodatku, że nie odnalazłam żadnych błędów, czy literówek ze strony wydawniczej, które jak zauważyłam w wielu książkach potrafią mi życia troszkę napsuć. Tutaj zaś było idealnie. Ciężko jest mi się czegoś uczepić – no chyba, że kolorystyki okładki, ale to już pomińmy.
Bohaterowie – cóż tutaj bym się zastanowiła. Z jednej strony ciekawi, z drugiej zaś mało barwni, ale mimo to łatwo się do nich przekonać i wczuć w ich tok myślenia. Szczególnie Gemma – czego również zasługą jest forma pisarska, dzięki której pokazuje swoje uczucia, obawy, dosłownie wszystko czego czytelnik po niej oczekuje. Mimo wszystko ją w tej powieści chyba polubiłam najbardziej. Może też dlatego, że tak łatwo było ją rozgryźć i rozumieć jak ona to wszystko widzi – chociaż fakt, faktem niektóre jej zagrania były naprawdę dziecinne…
Podsumowując książka może i na pierwszy rzut oka wydaje się nie tyle nieciekawa, co słodziutkim romansem z wplecionym porwaniem, to zdecydowanie taka nie jest. Okładka trochę myli człowieka, ale gdy już się raz wczyta, to nie sposób się od niej oderwać. Poza tym prosty język tutaj plusuje, tak jak fakt, że wszystko ukazane jest w formie listów do porywacza, dzięki którym każdy może bez problemu wczuć się w rolę i postawę Gemmy. Czyta się łatwo, lekko i przyjemnie bez zbędnych literówek i błędów w druku. Stawiając ocenę poważnie nad nią myślałam i postanowiłam koniec końców dać jej śmiało 8/10 pkt. Byłoby zdecydowanie więcej, ale chcąc nie chcąc musiałam uczepić się okładki. Mimo to ogromnie się cieszę, że mogłam się zapoznać z tą powieścią i śmiało mogę powiedzieć, że czekam na kontynuację, która mam nadzieje się kiedyś ukaże.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Wilga za którą szczerze dziękuję.
Świetny layout bloga :) A książka - ja na razie muszę spasować, bo mam mnóstwo zaległości.
OdpowiedzUsuńLubię taką tematykę, a Twoja recenzja mnie zainteresowała, więc zapytam o nią w bibliotece.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ogromnie mi się podobała ta ksiażka :))
OdpowiedzUsuńNo, no....musze poszukać u siebie :)
OdpowiedzUsuńCzytałam :) Wyjątkowo przyjemna książka :) Aż chciałabym, żeby powstał film na jej podstawie :)
OdpowiedzUsuń