środa, 28 marca 2012

Recenzja: "Światła września" Carlos Ruiz Zafón (audio)


Tytuł/Cykl: "Światła września - audiobook”
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Czyta: Piotr Fronczewski
Wydawnictwo: Muza S.A wraz z audioteka.com.pl
Rok wydania: 2011-11-30


Co wolicie? Okrutną tajemnicę wspaniałej nadmorskiej rezydencji pełnej wielu ponurych wspomnień, czy może tajemniczego i groźnego stwora zamieszkującego normandzki las? A co powiecie na takie dwa w jednym? Po prawdzie, to mawiają, że tę powieść mógłby napisać młody Julian Carax, bohater Cienia wiatru… O ile ktokolwiek z was go zna, to wie tym samym dlaczego.

Francja. Mamy rok 1936. Simone Sauvelle – wdowa z dwójką dzieci po śmierci męża zostaje praktycznie bez środków do życia. Dzięki pomocy sąsiada udaje jej się dostać pracę ekscentrycznego wynalazcy i fabrykanta zabawek. Pani Sauvelle wraz z dziećmi wyjeżdża do Normandii. Podczas pierwszej wizyty u gospodarza rodzina Sauvelle zostaje oprowadzone po części domu pełnego przedziwnych mechanicznych zabawek. Mimo, ze gospodarz okazuje się człowiekiem miłym, to i tak rodzina czuje się nieswojo. Wdowa dowiaduje się również o dziwnej chorobie żony Lazarusa. Po pewnym czasie Irene zaprzyjaźnia się z Hannah, kucharką wynalazcy, dzięki której poznaje Ismaela. Kiedy Hannah zostaje odnaleziona martwa, Irene i Ismael postanawiają zgłębić tajemnicę jej śmierci. Aby tego dokonać, będą musieli rozwiązać szereg zagadek związanych z Lazarusem i jego żoną. Czy budząca grozę, wypełniona armią mechanicznych zabawek rezydencja jest siedliskiem uśpionych mrocznych sił z przeszłości?

Cóż, przyznaję, że opis książki – a w tym przypadku audiobooka bardzo mnie zaintrygował. Dlaczego? Otóż nareszcie mam na wyciągnięcie ręki coś, co tak bardzo różni się od gamy fantastycznych stworzeń rodem z Transylwanii, czy jakiegoś innego horroru. Na pozór wszystko wydaje się takie… życiowe. I prawdziwe. Łatwo jest się wczuć w sytuację rodziny i cała fabułę. Książka nie jest nużąca, to na pewno. Potrafi tez dostarczyć czytelnikowi sporo emocji, a koniec końców pozostawia spory niedosyt. Czysty horror przyprawiający o dreszcze niejednego słuchacza.

Przyznaję, że bardzo lubię słuchać książki audio. Może dlatego, że dzięki słuchowiskom daję zarówno autorowi książki możliwość wykazania się, jak i osobie, która ją czyta. Po tej drugiej oczekuje przede wszystkim tego, by przy jej pomocy książka wręcz mną zawładnęła, a swoją intonacją przyprawiła o momenty grozy, niepewności, śmiechu, smutku, czy też innych wrażeń, zależnie od sytuacji i rozgrywającej się fabuły. Albo też dlatego, że mogę jeszcze lepiej się wczuć w daną sytuację, dzięki czemu więcej moich emocji, o których do tej pory nie miałam pojęcia, ma możliwość ujrzeć światło dzienne.

W tym przypadku lektorem tej (jak dla mnie) wspaniałej książki był pan Piotr Fronczewski. Jeśli miałabym w skrócie podsumować jego wkład w to wydanie, to był duży. Duży, to na pewno. Ale czy aby wystarczający? Przyznaję, że trochę zawiódł mnie fakt, że to właśnie on użycza tutaj swojego głosu. Dlaczego? Sama nie wiem. Bardzo tego pana lubię i szanuję oczywiście, jako aktora 9przede wszystkim), ale tutaj jak dla mnie się nie wykazał. Mimo, iż fabuła sama w sobie jest naprawdę wciągająca, to głos pana Fronczewskiego jakoś mi tutaj nie pasuje. Przez cały czas, gdy słuchałam „Świateł września” myślałam, nad tym, jakby to było, gdyby lektorem był ktoś inny, jak na przykład pani Anna Dereszowska (która bądź, co bądź powaliła mnie na kolana swoją interpretacja trylogii pani Collins).

Podsumowując książka od strony fabularnej i tematycznej świetna. Nawet bardzo! Wciąga, porywa słuchacza, a to przecież najważniejsze. Jeśli chodzi o wydanie audio, a raczej o głos, to tutaj jak już tak świetnie nie jest. Głos był zbyt monotonny? Mało…, ja wiem? Mało poruszający? Porywający? Nadający temu wszystkiemu jeszcze większego tempa, czy chociażby wczucia się w tekst. Dla mnie to było po prostu zwykłe „odczytanie” jakiegoś tekstu bez nadania mu rzeczywistej formy i napięcia. Takie lekkie „odstraszenie” od książki. Mimo wszystko całość oceniam dobrze (6/10pkt)  i wiem, że nie spocznę, aż nie zdobędę w pobliskiej księgarni kolejnych książek Carlosa Ruiz Zafon’a, lecz tym razem może w wersji papierowej.

Za możliwość odsłuchania i zrecenzowania dziękuję portalowi nakanapie.pl

niedziela, 25 marca 2012

Recenzja: "Hades" Aleksandra Adornetto


Tytuł/Cykl: "Hades"
Autor: Aleksandra Adornetto
Tom: 2
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2012-03-07


Chcielibyście stać się kiedykolwiek aniołem? A może się takim urodzić? Co by było, gdybyście mieli taką możliwość? Cieszylibyście się wiecznym życiem, czerpali z niego, co najlepsze, żyli w spokoju, a może spróbowalibyście uratować świat od przerażającej ciemności i zła, które tylko czyhają na odpowiedni moment, by zawładnąć światem? Cóż… Bethany nie miała nigdy takiego wyboru. Dlaczego? Dlatego, że…

Bethany Church jest aniołem i dlatego tez została przysłana na ziemię, aby powstrzymać panoszące się tu siły ciemności. Choć zakochanie się w chłopaku nie było częścią odgórnego planu, więź pomiędzy Xavierem a Beth jest bardzo silna. Niestety, ani to uczucie, ani opieka dwójki archaniołów, Gabriela i Ivy, nie zdołają uchronić Beth przed diabelskim podstępem, który zawiedzie ją wprost do czeluści piekielnych. Jack Thorn zażąda za jej uwolnienie zapłaty, która nie tylko zagrozi Bethany, lecz może także kosztować życie jej bliskich. Czy Bethany nie straci wiary w miłość? Czy zdoła wypełnić swoją misję? Czy niebo jej pomoże? Bohaterowie historii, którą Alexandra Adornetto rozpoczęła w świetnie przyjętym Blasku, powracają w powieści wartkiej i pełnej niespodziewanych zwrotów akcji. Anioły zmuszone będą stawić czoło demonom, a miłość wystawiona zostanie na niezwykle ciężką próbę…

Cała fabuła jest bardzo dobrze wykrojona i przedstawiona. Nie przeważają tutaj dialogi, a i opisy scen nie są makabrycznie obszerne i przynudzające. Przyznaję, że książka od tej strony jest ciekawa, chociaż muszę też nadmienić, że, mimo, iż jest ciekawa, a akcja zwarta i wciągająca to momentami nad wyraz mnie usypiała i przynudzała tak, że miałam ochotę ją zostawić i już do niej nie wracać. Taka sytuacja miała miejsce kilkakrotnie w ciągu całego czytania, ale mimo wszystko dotarłam do końca i nie żałuję. Dlaczego? A to, dlatego, że na sam koniec autorka postawiła czytelnika pod ścianą ostatnimi wydarzeniami i zakończeniem. Przez to właśnie (tak jak pewnie pozostali) czuje niedosyt (lekki, ale zawsze), aby się dowiedzieć, co będzie dalej i jak co poniektóre zdarzenia będą miały swój finał w części trzeciej.

Po raz kolejny mamy tutaj możliwość spotkać naszych wspaniałych bohaterów ze słynnego „Blasku” autorstwa młodej Aleksandry Adornetto, który trafił na prestiżową listę bestsellerów amerykańskiego dziennika „New York Times”. Młoda Aleksandra, urodzona w australijskim Melbourne, studiująca aktualnie na jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, nie spodziewała się, że jej książka zdobędzie taką rzesze fanów i w zaledwie tydzień po premierze zostanie tak doceniona i koniec końców wydana w dwudziestu kilku krajach na całym świecie.

Ale wracając do bohaterów… cóż przyznam, że czytając ta książkę, jakoś nie mogłam się zdobyć na to, by wybrać swojego ulubieńca – a zwykle tak robię. Każdy z nich na swój sposób potrafił mnie zaintrygować i urzec na tyle, bym nie umiała się zdecydować na wyróżnienie któregokolwiek z nich. Może wy będziecie mieli tyle szczęścia, ze wybierzecie swojego faworyta, ja jednak wolę tutaj pozostać bezstronna.

Stylistycznie nie mam się, czego uczepić. Nie zauważyłam jakiś rażących błędów, ani literówek, dzięki czemu czytało mi się łatwo przyjemnie. Językowo też wszystko jest tak, jak być powinno. Pisana językiem prostym i zrozumiałym, bez zbędnych zalawirowań i nieporozumień. Nie jest to może książka, którą będzie się przeżywać przez kilka kolejnych tygodni, ale mimo wszystko jest ciekawa i warta przeczytania.

Jeśli chodzi o okładkę, to po prostu mną zawładnęła. Jest wręcz wspaniała. Aż nie mogłam od niej oczu oderwać, jak tylko ją zobaczyłam. Naprawdę! Taka tajemnicza i skryta, a w dodatku mroczna. Ma wszystko, co mieć powinna i za to ją chwalę z czystym sercem. Idealnie pasuje do tytułu i fabuły.

Podsumowując książka ciekawa i warta uwagi. Były momenty, które wręcz się „pożerało” i nie można było się od niej oderwać, ale i tez takie, które wręcz nudziły i miało się ochotę książkę rzucić w kąt, by zbierała kurz. Gdybym miała ją wycenić to dałabym jej 7/10pkt ze względu na okładkę, bohaterów, no i może efektywny koniec, który podniósł walory i całość fabuły książki, plusując i wyrównując straty, których się dorobiła w gorszych momentach. Mimo wszystko czekam z niecierpliwością na część trzecią i liczę na zaskakujący i porywający koniec.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za którą szczerze dziękuję!

niedziela, 25 marca 2012

Z cyklu: Czas na reklamy!

Lara la Voe – polska powieściopisarka, która w wieku 19 lat zadebiutowała powieścią „3 płatki kamelii” Serdecznie zapraszam na spotkania autorskie z 20 letnią pisarką Larą la Voe, której debiut "3 płatki kamelii" z każdym dniem zyskuje kolejnych czytelników i fanów!! Lara la Voe, a właściwie Sandra Stempniewska, urodziła się 15 czerwca 1992 roku w Zielonej Górze. Przez długi czas największą miłością młodej autorki było aktorstwo, od najmłodszych lat próbowała swoich sił na szkolnych scenach, dopiero  w 2009 roku związała się z Teatrem L

wtorek, 20 marca 2012

Recenzja: "Uprowadzona" Lucy Christopher


Tytuł/Cykl: "Uprowadzona"
Autor: Lucy Christopher
Tom: 1
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010-05-21


„Ta historia mogła się przydarzyć każdej dziewczynie. Tak, tobie też…”

Zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym, co by było gdyby? Nie? To spójrz na to tak: Lotnisko. Czekasz na swój lot. Masz ochotę na kawę, więc wybierasz się do pobliskiej kawiarni. Poznajesz tam chłopaka. Fascynuje cię. Z początku jesteś nieufna, lecz w końcu się do niego przekonujesz. W końcu jak nie zaufać komuś, kto jest taki miły i uprzejmy. Nie wiesz tylko jednego. Że zauważysz nawet, jak chwilę później odurzy cię narkotykami, wyprowadzi niepostrzeżenie z lotniska i wywiezie na jakąś jedną wielką pustynię zdała od domu i rodziny. I nikt się nie zorientuje, że coś jest nie tak. Nawet ty. Do czasu, gdy odzyskujesz świadomość w jakimś obcym domu, bez ubrania. Wtedy dopiero dociera do ciebie, co się stało…

„Zobaczyłeś mnie, zanim ja zobaczyłam ciebie. Tamtego sierpniowego dnia na lotnisku twoje oczy miały taki sam wyraz, jakbyś czegoś ode mnie chciał, i to od bardzo dawna. Przedtem nikt tak na mnie nie patrzył…”

Właśnie to zdarzyło się szesnastoletniej Gemmie. Zostaje porwana przez tajemniczego chłopaka, który przedstawia się jej, jako Tyler. Wywozi ją gdzieś, gdzie do końca sama nie wie, gdzie to jest. Od Momentu, gdy trafia na pustynię jest zdana wyłącznie na siebie i na… porywacza. Jak się później okazuje, chłopak wszystko sobie dokładnie zaplanował tylko po to, by nie być tam samotnym. Potrzebując towarzystwa, porwał Gemmę, myśląc, że razem z nim odetnie się od przerażającej rzeczywistości. Nie zastanowił się jednak nad faktem, czy dziewczyna tego chce. Z drugiej strony, ta zaś nie miała pojęcia, że chłopak jest w stanie aż tak odmienić jej życie…

Cóż, szczerze przyznaję, że po raz pierwszy spotkałam się z podobną fabułą. Dla mnie to coś zupełnie nowego, dlatego też ciężko jest mi ją przyrównać do innych powieści, jak na przykład jeśli chodzi o masę książek o wampirach. Cieszy mnie fakt, że autorzy starają się pisać coś całkowicie różniącego się od znanych stereotypów dla nastolatek, dzięki czemu można łatwiej oderwać się od czystej fantastyki i zatopić w czym zupełnie nieznanym. Faktem jest, że na początku myślałam, iż to kolejny „słodki” romansik dla nastolatek. Poza tym słodziutka różowa okładka z motylkami, jakoś mnie nie potrafiła wyprowadzić z błędu, a tylko w nim utwierdzała. I nawet kajdanki nic tutaj nie dały. Jeśli więc miałabym połączyć fabułę z oprawą, to przyznam, że ani o jotę mi się to nie udaje. Grafika jest zdecydowanie zbyt przesłodzona i nie ważne do jakiej grupy wiekowej książka zostaje przydzielona. Po prostu ten słodki i niewinny róż nie pasuje mi do porwania... W szczególności, że fabuła nie jest taka zła. Może i z początku ciężko było się wczuć, to z każdym kolejnym zdaniem porywała coraz bardziej. No i koniec końcu, tak jak Tyler porwał Gemmę, tak ta książka porwała mnie w wir czytania i po prostu mną zawładnęła…

Bardzo mi się podobał styl, jakiego użyła autorka. Rzadko kiedy ma się okazję czytać coś w takiej formie. Zapewne większość z was zastanawia się jakiej. Mam tu na myśli fakt, że cała ta opowieść została spisana w formie listu porwanej do swojego porywacza. Dzięki temu możemy zobaczyć to wszystko od tej „gorszej” strony, której nikt z nas prawdopodobnie nie doświadczył i mam nadzieję, że nie doświadczy. Przynajmniej, jeśli chodzi o porwanie… Taki styl naprawdę bardzo mi się podoba, a sama fabuła koniec końców również, mimo ciężkiego początku. Dodatkowym plusem jest fakt, że naprawdę miło się czytało, w dodatku, że nie odnalazłam żadnych błędów, czy literówek ze strony wydawniczej, które jak zauważyłam w wielu książkach potrafią mi życia troszkę napsuć. Tutaj zaś było idealnie. Ciężko jest mi się czegoś uczepić – no chyba, że kolorystyki okładki, ale to już pomińmy.

Bohaterowie – cóż tutaj bym się zastanowiła. Z jednej strony ciekawi, z drugiej zaś mało barwni, ale mimo to łatwo się do nich przekonać i wczuć w ich tok myślenia. Szczególnie Gemma – czego również zasługą jest forma pisarska, dzięki której pokazuje swoje uczucia, obawy, dosłownie wszystko czego czytelnik po niej oczekuje. Mimo wszystko ją w tej powieści chyba polubiłam najbardziej. Może też dlatego, że tak łatwo było ją rozgryźć i rozumieć jak ona to wszystko widzi – chociaż fakt, faktem niektóre jej zagrania były naprawdę dziecinne…

Podsumowując książka może i na pierwszy rzut oka wydaje się nie tyle nieciekawa, co słodziutkim romansem z wplecionym porwaniem, to zdecydowanie taka nie jest. Okładka trochę myli człowieka, ale gdy już się raz wczyta, to nie sposób się od niej oderwać. Poza tym prosty język tutaj plusuje, tak jak fakt, że wszystko ukazane jest w formie listów do porywacza, dzięki którym każdy może bez problemu wczuć się w rolę i postawę Gemmy. Czyta się łatwo, lekko i przyjemnie bez zbędnych literówek i błędów w druku. Stawiając ocenę poważnie nad nią myślałam i postanowiłam koniec końców dać jej śmiało 8/10 pkt. Byłoby zdecydowanie więcej, ale chcąc nie chcąc musiałam uczepić się okładki. Mimo to ogromnie się cieszę, że mogłam się zapoznać z tą powieścią i śmiało mogę powiedzieć, że czekam na kontynuację, która mam nadzieje się kiedyś ukaże.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Wilga za którą szczerze dziękuję.

piątek, 9 marca 2012

Z cyklu: Słów kilka...

Wiosna!Czujecie ją?Bo ja i owszem... Dlatego też jest mi tak ciężko się skupić nad czymkolwiek (przede wszystkim nad nauką) i siedzieć w czterech ścianach. Najchętniej bym poszła pobiegać, gdyby nie to, że mam zabronione, tak samo jak treningi, no ale cóż. Przynajmniej mam więcej czasu na czytanie... A i własnie. Jak już przy tym jestem to mam dla was wiadomość. Recenzje się pojawią. Jedna na pewno jutro - "Uprowadzona" Christopher Lucy, jedna możliwe, że w niedzielę (o ile dam radę ją poprawić) bodajże będzie to "W pół drogi do grobu" Jeani

środa, 7 marca 2012

Z cyklu: Stosik na marzec

Oho! A ja mam dla was nowy stosik, który mi się uzbierał od czasu poprzedniego ;) Dość... zadziwiający jeśli chodzi o wielkość, jak dla mnie, no ale cóż. Nie przypuszczałam nawet, że tyle tego wyszło... Część pierwsza zawiera tomy, które zdobyłam na ostatniej akcji "PrzyTARGaj KSIĄŻKI Edycja IV" w CK Zamek pod patronatem Czytelnisko.pl :) Byłam na każdej i wiecie, coraz bardziej mi się podoba to, że jest aż tylu ludzi w Poznaniu, którzy kochają czytać książki! No więc, moje zdobycze to, od góry: 1) "U martwych w Dallas" - Charlaine Harris
Page 1 of 511234567...51Dalej »Ostatnia
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka