Tytuł: Tajemnice Emmy: powroty.
Autor: Natasha Walker
Wydawnictwo: Akurat
Wydanie: 2013-09-11
ISBN: 978-83-7758-471-2
Objętość: 254
Cena: 19,99 zł
Moja ocena: 4/10 pkt.
Szufladka: Słaba.
Do niedawna na rynku wydawniczym był dosłownie szał na punkcie wampirów. A wszystko dzięki powieściom pani Meyer. Bądź, co bądź, w końcu nadchodzi czas na wyciszenie i kolejne bum. W tym wypadku padło na erotyki, oraz paranormalne zakrawające o erotykę. Dzięki czemu? Oczywiście, dzięki „Pięćdziesiąt twarzy Grey’a”. Osobiście, nie wiem, co ludzie w niej widzą, ale są gusta i guściki. I właśnie, dlatego wydawnictwa wprost prześcigają się w wydawaniu książek bazujących na wyżej wymienionej trylogii. Nic, więc dziwnego, że trafiłam na jedną z pokrewnych serii.
„Tajemnice Emmy: powroty” to już trzecia odsłona historii kobiety, która odkrywa swoje seksualne fantazje za plecami męża. Tytułowa Emma, niezrozumiała przez męża, próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Stojąc na rozstaju dróg, kobieta musi dokonać wyboru. Wybierając ucieczkę, zamienia Sydney na gorące, skąpane słońcem włoskie wybrzeże. Dla nikogo nie będzie to szokiem, że na horyzoncie pojawia się przystojny, namiętny nieznajomy o południowej urodzie, który zawróci jej w głowie…
Już na wstępie muszę przyznać, że nie jest to typowa powieść erotyczna. Dlaczego? A dlatego, że tutaj aż roi się od perwersji i wyuzdanych sytuacji. Może niektórzy to lubią i na to liczą, zabierając się za tego typu książki, ale nie ja. Sceny erotyczne, to nie wszystko – ważna jest w końcu dobrze skrojona fabuła, której niestety tutaj aż za bardzo brakuje. Książce brakuje napięcia, które wzbudza ciekawość i chęć czytania. Dla mnie, jako czytelnika wydaje się najzwyczajniej w świecie słaba – zwłaszcza, gdybym miała ją przyrównać do innych, gatunkowo podobnych serii.
Język pisarski jest może i prosty, nowoczesny i łatwy w czytaniu, ale na pewno nie lekki, a raczej bym nazwała go wulgarnym, przez co powieść dodatkowo minusuje. Przyznaję, że do tej pory nie przeczytałam poprzednich tomów. Jeśli jednak są one pisane tym samym stylem i wzorem, co ta część, to coraz to bardziej zastanawiam się nad spasowaniem i pominięciem ich w swojej biblioteczce.
Jedyna rzecz, która mi naprawdę wpadła w gusta, to bohaterowie. Dobrze skrojeni, dobrani pod względem zachowania i charakteru, idealnie dopasowani. O tyle, o ile główna bohaterka nie podbiła mojego serca, o tyle, jej „kochanek” już tak. Może to też, dlatego, że wydawał się mi strasznie realną postacią.
Dodatkową rzeczą, która wpadła pod moje gusta, to zdecydowanie oprawa graficzna. Nie ma tutaj szaleństw z kolorystyką, a raczej przytłumione barwy, które nadają tajemniczości i zaciekawienia. Poza tym już sama grafika naprowadza czytelnika na tematykę, z która ma zamiar się zmierzyć – zwłaszcza, ze sam tytuł już na to nie wskazuje. Jak dla mnie należą się niemałe pokłony w stronę grafików, bo wykonali kawał dobrej roboty – może i nie należy oceniać książki po okładce, ale to właśnie dzięki niej zawieszamy oko na takiej pozycji, stajemy się zaciekawieni, co ona skrywa, by potem najczęściej wpaść nam w ręce.
„Tajemnice Emmy: powroty” to powieść dość kontrowersyjna, moim zdaniem. Ma wiele minusów, ale są też małe plusy. Gdybym jednak miała jeszcze raz się zabrać za tę książkę, to nie wiem, czy bym podołała. Na pewno zastanowiłabym się bardzo poważnie, czy odpowiada mi tak perwersyjna lektura, jak ta. Zapewne pośród czytelników znajdzie się wielu, którzy tylko czekają na takie pozycje, jednak jak wcześniej już wspominałam – sama do nich nie należę.
Przyznaję, że zabierając się za nią liczyłam na zgoła coś zupełnie innego. Owszem – erotyk, okey. Ale należy pamiętać, że nie wystarczy milion różnych, mniej lub bardziej przyzwoitych scen pożycia, żeby można było erotyk nazwać „dobrym”. Niestety w moim odczuciu książka wypada słabo. Ma kilka momentów, które są ciekawe i chętnie się czyta, jednak za bardzo są one przesłonięte całą resztą, która to już w moich oczach nie zawsze jest na miejscu. Może kiedyś zabiorę się za nią jeszcze raz i spojrzę na to inaczej, ale póki co jest, jak jest.
Za egzemplarz dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Akurat.
Nie przepadam za erotykami, nie mam zamiaru czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie. '50 twarzy Greya' też nie przeczytałam :3
OdpowiedzUsuńCzytam literaturę erotyczną i ją porównuję. 50 twarzy... nie czytałam w prawdzie, ale opinii na jego temat setki.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie przeczytam, nie dla mnie, nie przepadam za taką tematyką ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio ktoś mi powiedział, że moja erotyka podniecająca jest jak przysłowiowa kłoda drewna, no i miał rację. Podsuwane mi są do czytania takiego typu powieści, ze szczerym naciskiem: Masz ucz się pisać "te" scenki. Cierpię sromotnie, bo nie przepadam za erotykami. Na półce mam 2 soczyste kawałki (nie są to "50 Twarzy Greya";p), po to nie sięgnę, dlaczego? Chyba mi wystarczą te dwie pozycje co mam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Stag
Czytałam 50 twarzy Greya który mi się podobał, ale na Emme nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńNie lubię erotyków... Wręcz cieszy mnie, że ta książka wypadła tak słabo ;)
OdpowiedzUsuńDo erotyków jestem zrażona, ale może ktoś napiszę dobrze w tym gatunku, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń