Recenzja: "Niepokój" Maggie Stiefvater

 
Tytuł/Cykl: "Niepokój"
Autor: Maggie Stiefvater
Tom: 2
Wydawnictwo:Wilga
Rok wydania: 2011-10-26

„To jest opowieść o chłopaku, który  kiedyś był wilkiem, i o dziewczynie, która niespodziewanie dla chłopaka i siebie zaczęła się przemieniać w wilka. Zaledwie kilka miesięcy temu to Sam był mitycznym stworzeniem, na którego odmienność nie mogliśmy znaleźć lekarstwa. To jego ciało stanowiło tajemnicę – zbyt dziwną, a zarazem cudowną i przerażającą, żeby można ją było zrozumieć…”

Po raz kolejny spotykamy naszych ulubionych bohaterów – Sama i Grace, których miłość i poświęcenie wywarło na wielu czytelnikach spore wrażenie. Grace nie posiada się z radości, że Sam stał się człowiekiem i mogą się sobą cieszyć bez lęku i bez względu na to co przeszli razem. Na pozór wydają się zwykłymi nastolatkami zapatrzonymi w siebie, żyjąc normalnie i mając marzenia i mnóstwo planów na przyszłość. Wszystko to jednak takie pozorne, ponieważ pewnego dnia sytuacja uległa zmianie. Sam może i jest człowiekiem, jednak Grace z nikąd zaczyna przemieniać się w wilkołaka. Nie wie, co się z nią dzieje. Na dodatek rodzice robią wszystko co tylko mogą, by rozdzielić dwójkę kochanków, co nie ułatwia całej sprawy. Nie liczą się z tym, co ona ma na ten temat do powiedzenia i jak ją to wszystko rani.  Do tego wszystkiego pojawia się nowa postać – Cole, ale kim on jest i jakie ma zamiary – niech to zostanie tajemnicą…

Książka, podobnie zresztą, jak pierwsza część porywa czytelnika do granic możliwości. Z tym jednak wyjątkiem, iż w tej części wszystko wydaje się bardziej realne, ale i zaskakujące. Jednym słowem, gdybym miała porównać obie pozycje, to „Niepokój” ma miażdżącą przewagę. 

Z góry przyznam, że  okładka może i jest bardzo podobna do tej z pierwszego tomu, ale mnie jakoś nie zachwyciła. Znów w niej czegoś brak. Tym bardziej, że po raz kolejny mam wrażenie, że będzie to coś na wzór sagi pani Meyer, czy innych pisanych w tym samym stylu książek. Chociaż przyznam, że tutaj mojej znienawidzone przeze mnie bieli jest już mniej, gdyż okładka bardziej wpada w błękitną tonację. Mimo wszystko dobrze, że obie okładki są do siebie podobne – w końcu to jedna seria i tak być powinno.

Jeśli miałabym zatrzymać się na chwilę przy bohaterach to przyznam, że ich charaktery są o wiele bardziej zindywidualizowane niż na początku. Grace i Sam przeszli już dość sporo w pierwszym tomie, toteż łatwiej przewidzieć ich reakcję, zachowanie w danej sytuacji, co teoretycznie jest odrobinę nużące, z drugiej jednak strony niekoniecznie. Niektórzy mogą uznać to za minus, mi jednak w tym przypadku to plusuje, gdyż wiem, że w jakiś sposób poznałam bohaterów tej książki na tyle, że umiem się wczuć w ich sytuację i zareagować tak, jakby oni zareagowali.

Styl i język pani Stiefvater utrzymała na równym poziomie. Książka pisana jest prostym językiem bez udziwnień, ale z nutą oryginalności. Tak być właśnie powinno. Dzięki temu całość czyta się lekko i szybko bez zbędnego „zagłębiania” się w treść i doszukiwania znaczeń w danej sytuacji. Tu nie ma miejsca na takie rzeczy, bowiem czytelnik ma wrażenie, że znajduje się w równoległym świecie gdzie problemy niby ogromne i przytłaczające niewiele się różnią od naszych.

Podsumowując książkę z wielką przyjemnością polecam każdemu, komu nie obcy jest los wilkołaków i młodzieńczych miłości. To przede wszystkim. Poza tym całej reszcie również, o ile dobrze by było najpierw zapoznać się z pierwszym tomem, bo w przeciwnym razie można się doszukać kilku niejasności. 10/10 pkt w ocenie to naprawdę szczodra ale i zasłużona cena, jaką można podsumować „Niepokój” autorstwa pani Maggie Stiefvater. 


Książka otrzymałam od wydawnictwa Wilga za którą szczerze dziękuję. 

Z cyklu: Stosik na grudzień

"Snow is fallin, all around me
Children playing, having fun
It's the season, love and understanding
Merry christmas everyone!!"

No i nadeszły święta. Tylko takie, jakieś bezśnieżne. Szkoda tylko, że mnie już święta nie cieszą. Albo z tego wyrosłam, albo po prostu nie umiem już poczuć tej magicznej atmosfery. A może jej już nie ma? Lub nigdy nie było? Tego nie wiem... Ale wie jedno. Dla mnie święta to tylko kilka dni wolnego, a nie chwila odpoczynku, radości i czasu spędzonego z rodzina na śpiewaniu kolęd i całej reszty. A szkoda...

No nic... W każdym razie przygotowałam nowy stosik z książek, które otrzymałam w tym miesiącu. Nie jest ich sporo, ale zawsze coś, jak to mówią. No to lecimy po kolei:

1) "Księga Elżbiety" - Joann Davis -> otrzymana od portalu Nastek.pl. Książka może i cieniutka, ale ciekawa. Prawdopodobnie jeszcze dziś wrzucę recenzję.

2) "Pałac" - Chelsea Quinn Yarbro -> zakupione w Taniej Książce za bagatela 9zł, co niesamowicie uradowało EmilyStrange i jeden egzemplarz poleciał do niej =)

3) "Królestwo Czarnego Łabędzia" - Lee Carroll -> zapożyczona od mojej kochanej EmilyStrange. Przyznaję, że polowałam na nią bardzo długo, marząc, bym miała własny egzemplarz. 

4) "Jedną nogą w grobie" - Jeaniene Fros -> otrzymana dzisiaj rano od portalu Sztukater.pl. Poluję jeszcze, by mieć własna pierwszą część. Kto wie może jeszcze w tym miesiącu ją sobie sprezentuję?

5) "Jedwab" - Penny Jordan -> jw. Szkoda tylko, że nasza cudowna poczta tak brutalnie się obchodzi z paczkami, skutkiem czego wyniknął fakt, że obie dotarły "lekko" poturbowane...

6) "Mroczne Serce. Nieśmiertelni" - Lee Monroe -> również zapożyczona od Emily, chociaż liczę, że zdobędę własną by dopełniła lukę na półce obok części pierwszej.

Dzisiaj wzięłam sobie za punkt honoru, by dodać jeszcze dwie recenzje - najprawdopodobniej książki "Niepokój" Maggie Stiefvater, oraz wyżej wymienionej "Księgi Elżbiety". Mam nadzieję, że mi to wyjdzie, a póki co do usłyszenia kochani!

Recenzja: "Monster High. Upiór z sąsiedztwa." Lisi Harrison



Tytuł/Cykl: „Monster High. Upiór z sąsiedztwa.
Autor: Lisi Harrison
Tom: 2
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2011-09-07

„Monster High. Upiór z sąsiedztwa” to już drugie spotkanie z uczniami niezwykłej szkoły Merston High, w której nikt niczego nie może być pewny. Nawet Cleopatra de Nile, która dotąd niepodzielnie królowała na szkolnych korytarzach, mając poddanych zarówno wśród RAD-owców, czyli członków Ruchu Atrakcyjnie Dziwnych, jak i nudnej reszty, czyli normaliów – czuje się zagrożona.”

Od samego początku uważałam, że jeśli książka mnie zachwyci, to skuszę się i przeczytam część pierwszą, której przeczytać dotąd nie było mi dane, a jeśli nie to sobie podaruję i co najwyżej oddam książkę do biblioteki, lub na wymianę. Zawsze od początku poruszam przy kilkutomowych sagach porównanie do części pierwszej, ale jakowo, że w tym przypadku nie mam możliwości, to postanowiłam zacząć od ogółu, czyli okładki a na fabule kończąc. No ale do rzeczy…

Jeśli chodzi o okładkę, to uważam, że kolorystyka i sama okładka przyciąga wzrok. Może aż za bardzo, bo ta zieleń, czy turkus… no niech będzie – morski kolor jest zbyt ostry, by książka mogła być niezauważalna. Z jednej strony ma to swój plus, bo czytelnik chcąc nie chcąc na nią spojrzy i w jakikolwiek sposób się nią zainteresuje. Z drugiej zaś okładka daje wrażenie, jakby książka została stworzona dla dużo młodszych czytelników, jak nie dla samych  dzieci. W dodatku ta a’la „czaszka” w rogu strony do złudzenia przypomina kotka z Hello Kitty, co jest kolejnym faktem, że książka nadaje się dla młodszego pokolenia nastolatków – tego które dopiero wchodzi w nastoletnie życie… A co za tym idzie chyba nie dla mnie. Mimo wszystko postanowiłam się nie zrażać i ciągnąć przygodę z nią do końca.

Fabuła - przyznaję, jest ciekawa, jednak nie powaliła mnie na kolana. (Widocznie jestem za stara na takie rzeczy, ale wszędzie widziałam jakieś dziecinne zagrywki =P) Fabuła opowiada o tym, jak od niedawna to dwie inne dziewczyny (już nie Cleo) – Frankie Stein i Melody Carver – są na ustach wszystkich. Wspólnie z Brettem kręcą film, który ma przekonać normalsów, że potwory nie są takie straszne, jak je malują.

Czy córka faraona Cleo odzyska władzę w szkole? Czy film wypromuje dziwność na hit sezonu? A może zaczniesz się zastanawiać, czy ten chłopak z sąsiedztwa nie jest czasem upiorem? To podstawowe pytania, które autorzy podrzucają swoim czytelnikom na okładce oraz forach internetowych i portalach czytelniczych. Przyznaję, że pytania są trafne, jednak z odpowiedziami na nie tu już jest gorzej.

Cały zarys fabularny opiera się tak naprawdę na zwykłych opowiastkach, które nie każdy lubi. Co prawda wciąż tu się coś dzieje, ale nie na tyle, by to jakąś wielką i ciekawą akcją można było nazwać. Chcąc nie chcąc przebrnęłam do końca i uważam, że na początku moje nastawienie było o wiele bardziej pozytywne, niż obecnie. Przyznam, że jest jeszcze jeden plus tej powieści, który może być tutaj istotny. Chodzi mi o humorystyczne ubarwienie sytuacji, a niekiedy aż komizm. Uwielbiam poczuci humoru, ponieważ już nie jedną pozycję wyprowadziła na dobre tory i pozytywne opinie czytelników powiększając tym samym grono wielbicieli.

Jeśli chodzi o bohaterów to tutaj nie wiem, czy koniec końców się zawiodłam, czy nie. Od początku miałam wrażenie, że czegoś im brakuje, jednak wciąż nie mogę dociec, dlaczego. Nie wiem, czy to skutek tego, że nie przeczytałam części pierwszej i paru sytuacji po prostu nie rozumiałam, czy zwyczajnie nie byli oni dostatecznie wykreowani. Zarówno Franke, jak i Cleo denerwowały mnie swoimi wyczynami, na tyle irytująco, że nie mogłam tego przeboleć. Poza tym, nie wiem, czy postać Cleopatry z zasady i z zamiarem została stworzona na taką materialistkę i laleczkę, która kocha modę i zakupy oraz ma fioła na punkcie swojej urody, czy po prostu ja mam, jako jedyna taką opinię. No cóż. Widać różnie się od innych sposobem poglądu na takie rzeczy, ale widać, że przez to jestem indywidualistką.

Podsumowując książka jest ciekawa, ale nie porywająca i powalająca. Ciężko postawić tutaj opinię dobrej, czy złej książki. Poza tym każda nawet najgorsza ma jakieś plusy, a nie ma książek idealnych. Tak jest też i z tą pozycją, chociaż mimo wszystko nie skreślam jej i być może pokuszę się o pierwszy tom - a nuż mi coś rozjaśni, oraz o kolejne o ile mam nadzieję, ukażą się już niedługo. Książkę wyceniam 6/10 pkt i daję sobie jeszcze jedną szansę na przebrnięcie przez pierwszy tom licząc że okaże się fenomenem gatunku.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las, za którą szczerze dziękuję!

Recenzja: "Wielka orgia dziwolągów z różnych planet" Marek Jeznach


Tytuł/Cykl: "Wielka orgia dziwolągów z różnych planet”
Autor: Marek Jeznach
Tom: 1
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2011-09-22


„Jest możliwe, aby za życia znaleźć się już w piekle i z niemocą patrzeć, jak diabły atakują wściekle. Lecz dlaczego teraz, czy to nie za wcześnie? I dlaczego w rzeczywistości, a nie najwyżej we śnie.”

Ostatnio stałam się strasznie marudna. I wybredna. A w dodatku czepiam się byle czego. Sama nie wiem, skąd ta nagła zmiana, ale tak po prostu jest. Jak do tego doszłam? A chociażby czytając książkę pana Marka Jeznacha. Może i to jego debiut, ale mimo to stałam się wyczulona na kilka rzeczy, które tutaj aż wręcz wzięły pod panowanie całą powieść jego autorstwa.

„Wielka orgia dziwolągów z różnych planet” to po prostu kolejna powieść fantastyczna, a wręcz paranormalna. Opowiada o kosmitach, którzy są pracownikami jednego z biur. Na przebywającego na ziemi Kretona zastawiono pułapkę. Zrobili to członkowie, jakiejś tajemniczej sekty, przez co zwyczajna praca „za biurkiem” może stać się niewyobrażalnym koszmarem… Orgia dziwolągów to powieść zarówno o zbrodni, zemście przeplatanej z bohaterami prosto z s-fi.

Z góry przyznam, że fabuła może i coś w sobie ma, ale z góry widać, że wszystko jest nad wyraz. Zamiast skupić się na jednej rzeczy naraz to tutaj widać, że wszystko się plącze. Wątek wątkowi nierówny. Niby coś się dzieje, ale nie do końca wiadomo, co. Jak dla mnie za dużo tutaj przepychu. Na przyszłość panu Markowi radzę napisać nie jedną książkę, a cała sagę, o ile dobrze się to rozegra.

Jeszcze jedno, co do treści. Otóż mam na myśli te „śmiałe sceny erotyczne” nadmieniona na przedniej okładce. Z początku czytając ten drobny druczek u dołu zaczęłam się śmiać, ale gdy tylko zaczęłam czytać, uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy. Sceny erotyczne może i są śmiałe, ale mi bardziej pasuje tutaj określenie odrażające i obrzydliwe. Uprawianie seksu ze wszystkimi i wszystkim, co się rusza? Chociaż to i tak mało. Jeśli ktoś chce umieszczać sceny erotyczne w książce, to musza one być dobrze dobrane i subtelne, a nie po prostu wrzucone na „odwal się”. W dodatku takie, co odpychają zdrowego na umyśle człowieka od dalszego czytania.

Uważam, że autor tutaj się nie popisał, toteż jego debiut jest na bardzo niskim poziomie. Książkę dokończyłam z wielkim przymusem, kilka stron nawet pomijając, gdyż były dla mnie po prostu nie warte uwagi. W dodatku aż roi się tutaj od błędów zarówno stylistycznych, ortograficznych (boże broń!) i co najgorsze – literówek, które wciąż mam przed oczami. Wszystko to nie pomaga, a tylko szkodzi sprzedaży i chęci czytania. Po okładce ma się wrażenie, że to książka dla dzieci, czy nastolatków, jednak tak nie jest. Wątpię, czy ktoś o słabych nerwach (zwłaszcza dorosły) przebrnął by przez nią bez cienia szwanku na psychice.

Wiem, że moja opinia nie jest w żadnym stopniu przychylna, ale niestety książka mnie nie zaciekawiła w najmniejszym stopniu. W każdej opisywanej pozycji staram się dostrzec chociaż coś pozytywnego, jednak tutaj nie było mi to dane. Możliwe, że znajda się tacy, którym błędy nie przeszkadzają, a fabuła nie odstraszy i zwyczajnie przeczytają ją z wielką chęcią, jednak ja jestem pewna, że do niej nie wrócę.

Jest mi przykro, że opinia jest aż tak ponura i nieprzychylna, jednak nie znalazłam na to rady, a nie mam zamiaru naginać prawdy. Książce mogę dać zaledwie 2/10 pkt i liczyć, że polscy autorzy, wezmą sobie do serca, jak istotna jest opinia czytelników, by z każdym kolejnym tomem ich książki były coraz to lepsze.

Książkę otrzymałam od serwisu Sztukater.pl, za co szczerze dziękuję!

Recenzja: "Mamo, mamo ile kroków mi darujesz?" Michał Zioło

 
Tytuł/Cykl: "Mamo, mamo, ile kroków mi darujesz?”
Autor: Michał Zioło OCSO
Tom: 1
Wydawnictwo: W Drodze
Rok wydania: 2011-05-20

"Poruszam się w stronę Matki drobnymi kroczkami. Dużo pytań – zdawałoby się łatwych, a jednak myślę, że wiele odpowiedzi, wiele z tej mojej pamięci wyciągniętych obrazów nie zadowoliłoby Matki. To tylko za sprawą Jej miłości posuwam się w Jej kierunku, ciągnąc za sobą drobną, nieważną, innym podobną w swej szarości historię pewnego domu..."

Te, nie inne słowa możemy dostrzec na tylnej okładce książki pt. „Mamo, mamo, ile kroków mi darujesz?”. Książka Macieja Zioło nie jest częścią żadnej trylogii. Nie jest to powieść fantastyczna. Ani kryminał, czy romans. Więc co to takiego? Wielu ludzi czytając książki czekają na takie wydania, przy których człowiek się ubawi, bądź wciągnie ich fantastyczna fabuła pełna przygód i zasadzek. Każdy ma swoje gusta. Dlatego też jest pewna liczba osób, która uwielbia takie powieści, jak ta właśnie. Chociaż powieść, to dość duże słowo. To raczej gama wspomnień. Coś na kształt biografii tylko w lepszej formie.

Cała ta historia zawarta w książce obrazuje piękne i nieco mroczne wspomnienia z dzieciństwa Michała Zioło, które można nazwać niezwykłą uczta dla wielbicieli literatury. Tak przynajmniej uważają niektórzy. A ja? Jestem wielbicielką literatury w każdym jej rodzaju, ale… No właśnie i tutaj nareszcie się znalazło to cudowne, „ale”…

Nie każda książka jest bestsellerem i ta na pewno do takiej grupy nienależny. Opisy sytuacji i wydarzeń są naprawdę dobrze napisane, bez grama błędu, ale nie jest to coś, co porwie człowieka i zatrzyma go przy sobie na dłużej. Dla mnie ta opowieść jest opisana zbyt pobieżnie. Brakuje mi kilku wyjaśnień, czy chociażby rozwinięcia tematu. Cala historia podzielona jest na rozdziały, czy chociażby kilka opowiadań, które są zbyt krótkie, by móc się w nie wdrążyć. Po prawdzie w paru miejscach książka ta mnie poruszyła, ale nie aż tak, bym wspominała ją i do niej chciała wrócić.

Wspomnienia zawarte w książce „Mamo, mamo, ile kroków mi darujesz” zostały wydane w tym roku. Jednak nie jest to pierwsza powieść jego autorstwa. Wydał on również takie książki, jak np. „Bobry Pana Boga”, „Jedyne znane zdjęcie Boga”, „Dziennik Galfryda”, „Listy do Lwa”. Jak na Dominikana, to da się zauważyć, że każda z nich ma nawiązanie do religii katolickiej.

Osobiście jednak nie spotkałam się dotychczas z żadną jego książką, toteż nie dziwi mnie fakt, że autor jest Malo znany i popularny wśród czytelników. Może właśnie, dlatego, że pozostałym, jak i mi czegoś w nich brakuje, albo po prostu jeszcze nikt się na tym nie poznał…

Czytając to, na pewno większość z Was uzna, że jestem całkowicie przeciwna wydawaniu tego typu rzeczy. Otóż nie. Jak najbardziej cieszy mnie fakt, że coś takiego powstaje, bo dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie. To, że mnie cos nie zachwyca, nie znaczy, że inni maja takie same zdanie, jak ja.

Ale znalazło się tutaj coś, co naprawdę mi się spodobało. Co? Otóż mam na myśli ilustracje i grafikę przedstawioną w tej cieniutkiej książeczce. Naprawdę jest na co popatrzeć. W tym przypadku ukłony w stronę Jarosława Zioło, bo to rzeczywiście można nazwać „edytorską perełką”. Oglądając jego prace miałam wrażenie, jakbym oglądała wystawę obrazów w muzeum, a nie czytała książkę. Każdy z nich jest indywidualnie podstawiony do rozgrywającej się sytuacji, a ich głębia zaskakuje czytelnika tak, że zastanawia się, co tak faktycznie chcą mu przekazać.

Podsumowując wszystko razem, tę pozycję „wyceniłabym” na jakieś 4/10pkt. Nie jest to może zbyt pozytywna ocena, ale nie jest też najgorsza. W końcu… Istnieją gusta i guściki, a mój, jak widać jest dość wybredny. Mimo wszystko autorowi życzę dużo szczęścia i mam nadzieję, że ma w sobie dość zaparcia, by wydawać kolejne, coraz to lepsze pozycje w kręgu wydawniczym.

Wiecie... Już pokochałam mojego nowego notebooka. Może też ze względu, że sama na niego zarobiłam i jest całkowicie mój i tylko mój. A może dlatego, że ma bezprzewodowy internet =) I że mogę go zabierać wszędzie ze sobą, nawet na uczelnię. Ajjj uwielbiam mój notebooczek i na pewno się z nim nie rozstanę przez najbliższy czas, więc przygotujcie się na zwiększona liczbę recenzji...

Książkę otrzymałam od portalu Sztukater.pl, za którą szczerze dziękuję!

Z cyklu: Czas na reklamy!

Do księgarń trafiła właśnie najnowsza książka Andreïa Makine’a, jednego z najpoczytniejszych francuskich pisarzy, którego powieści przetłumaczono dotąd na ponad 30 języków.

Bohater książki Andreïa Makine’a, Eliasz Almeida, przechodzi przez życie, będąc świadkiem bestialstwa na granicy ludzkiej wytrzymałości. Poznaje hipokryzję i okrucieństwo rewolucji. Towarzyszenie Almeidzie w jego wędrówce przez ogarnięte rewolucyjną gorączką kraje XX wieku pokazuje, że tylko dzięki miłości można pozostać człowiekiem i zachować godność wbrew barbarzyństwu otaczającego świata…

Na przykładzie aktualnych stosunków między Afryką a krajami europejskimi autor w drastyczny sposób ukazuje mechanizmy rządzące działalnością międzynarodowych organizacji pozarządowych – korupcję oraz egoistyczną walkę o wpływy.

„Ludzka miłość” jest powieścią wstrząsającą – w naturalistyczny sposób pokazuje okrucieństwo, przynosząc jednak pełne nadziei przekonanie, że podążanie za humanistycznymi ideałami jest możliwe.

Angolczyk, Eliasz Almeida, jako mały chłopiec jest świadkiem śmierci matki torturowanej przez Portugalczyków za udział męża w walce o niepodległość u boku Lumumby. Po jej śmierci Eliasz przedziera się do ojca, by walczyć o wolność ludu. Po walkach w afrykańskiej dżungli, gdzie spotyka Ernesta Che Guevarę, Almeida jedzie na Kubę, gdzie styka się z rewolucją kubańską i jej wodzem, Fidelem Castro, a następnie udaje się do Moskwy, by wykształcić się na zawodowego rewolucjonistę. W Moskwie poznaje Annę, którą będzie kochał do końca życia miłością bez granic. Nie zmieni tego ani oddalenie, ani małżeństwo Anny, ani okrucieństwa, jakich Eliasz będzie świadkiem podczas walk w Afryce, do której powróci po latach, by poświęcić życie afrykańskiej rewolucji. Zanim to jednak nastąpi, odkrywa z Anną Syberię i poznaje dzięki naocznym świadkom drugą stronę rewolucji – syberyjskie gułagi.

Książkę można dostać w dobrych księgarniach na terenie całej Polski oraz w promocyjnej cenie w księgarni internetowej wydawnictwa Akcent                                                                                

Andreï Makine urodził się w 1957 r. na Syberii. W 1985 roku uzyskał doktorat z literatury na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. W 1987 roku podczas podróży do Francji uzyskał azyl polityczny i osiadł w tym kraju na stałe, poświęciwszy się wyłącznie pisarstwu. Andreï Makine pisze po francusku. W 1990 roku ukazała się jego pierwsza książka Córka bohatera Związku Radzieckiego (La fille d'un héros de l'Union soviétique). Makine jest laureatem prestiżowych francuskich nagród literackich: Goncourtów, Medicis, RTL, Laterna Magica (za najlepszą powieść, którą można przełożyć na język kina). Poza granicami Francji został uhonorowany nagrodą Eevy Joenpelto w Finlandii w 1995 roku za Francuski testament oraz nagrodą Księcia Monako za całokształt twórczości. W Polsce ukazały się dotąd następujące powieści Makine’a: Francuski testament, Zbrodnia Olgi Arbeliny, Rzeka miłości, Requiem dla Wschodu i Muzyka życia.

A ja już dziś serdecznie wszystkich zapraszam do zapoznania się z tą propozycją i przyznam, że mnie sama zaciekawiła... A ostatnio mój gust zaczyna się robić wybredny, więc to już coś...

Przy okazji... ostatnimi czasy napisałam kilka recenzji. Dlaczego ich nie wystawiłam? Otóż. Obecnie zmieniam komputer stacjonarny na laptopa z bezprzewodowym internetem (tak kocham to - częściej będę mogła szperać po waszych stronach). W każdym razie nie mam obecnie dostępu do moich plików, które są na drugim komputerze, ale jutro, najpóźniej na początku przyszłego tygodnia wszystko będzie grać i na bieżąco powrzucam te moje bazgroły - które bagatela są dość specyficzne... No nic. W każdym razie zapraszam wszystkich do czytania i życzę udanego weekendu!

Wyniki jesiennego konkursu

Witajcie! =)
Jak co poniektórzy zauważyli jakiś czas temu zorganizowałam konkurs w którym można było wygrać jedną z poniższych książek:


Zgłoszeń było niewiele, ale za to jakie! Dziękuje wszystkim za udział i mam nadzieję, że przy kolejnym konkursie (który pojawi się po nowym roku) pozycje książkowe bardziej wam będą odpowiadać, a i frekwencja będzie większa ;) No ale do rzeczy...
Za zadanie konkursowe polegało na napisaniu krótko na temat "Dlaczego należy promować czytanie i jakie książki są najlepsze na jesienne wieczory". Pytanie niby to banalne, ale kilka osób pominęło drugą część, toteż w pierwszej kolejności brane były pod uwagę osoby spełniające wszystkie "kryteria".

Po długich namysłach i wielokrotnym czytaniu nadesłanych odpowiedzi doszłam do wniosku, że najbardziej wyczerpującej i powalającej (nie tylko ilością =P) odpowiedzi udzieliła...
która otrzyma książkę "Krajobraz miłości".

Jednakowoż była mowa o nagrodzie niespodziance. No i jest. 
Stwierdziłam, że książka pt. "Proroctwo kamieni" też musi znaleźć właściciela.
W związku z powyższym urządziłam małe losowanie, w wyniku którego powyższą książkę otrzymuje:

 Obu zwyciężczyniom serdecznie gratuluję i tym samym proszę, aby w ciągu tygodnia podesłały na mojego maila adresy do wysyłki w temacie wpisując "Konkurs + swój nick"

PS. Chciałam wrzucić zdjęcia z losowania, jednak moja siostra z różnych przyczyn pożyczyła sobie mój aparat i zwyczajnie nie miałam okazji, by zrobić zdjęcia. Następnym razem będzie zrobione to, jak należy. I wybaczcie za ten wcześniejszy post - zwyczajnie dodał mi się przed zakończeniem edycji, ale już wszystko naprawione i działa, jak należy  =)

Z cyklu: Stosik na listopad

Hejka!
Tak, wiem... znowu się opuściłam. Jednak studiowanie na Uniwersytecie Medycznym potrafi dać w kość. Pobudka o 5 rano, powrót z zajęć koło 22 i tak co dzień - i kiedy tu znaleźć czas na czytanie? Ba! A na pisanie recenzji? Plus, że już niedługo to wszystko się odmieni - wystarczy wytrwać jeszcze odrobinkę.

A stos uzbierał się taaaaki, że uznam to za stosisko urodzinowo-recenzyjno-wymienno-zakupoholikowe.
Taki mix =) No ale do rzeczy... Oto moje nowe, cudoowne nabytki ;)

Cudne, prawda? Az się napatrzeć na nie nie mogę. A wciąż mi małoo!
Przy okazji chciałam się pochwalić, że do podstrony "Współpraca" doszło mi kilka nowych nabytków - m.in nawiązałam współpracę z Wydawnictwem Studio Astropsychologii, oraz właśnie otrzymałam wiadomość o chęci współpracy od Wydawnictwa Bullet Books =) Zobaczymy, jak to dalej pójdzie, ale w każdym razie za tak miłe wiadomości bardzo dziękuję ;)

Postanowiłam podzielić mój stosik na kilka mniejszych i je ładnie pogrupować, więc:

STOSIK URODZINOWO-ZAKUPOWY:

1) "Demony. Pokusa" Lisa Desrochers -> zakup własny, w dodatku dzisiejszy - no nie mogłam się oprzeć!

2) "Pamięć krwi" Izabela Degórska -> j.w.

3) Pakiet "Nieśmiertelny" i "Zemsta nieśmiertelnego" Gillian Shields -> zamówione już dawien dawno w Empiku, a dzisiaj wreszcie odebrane! =)

4) "Spalona" P.C.Cast + Kristin Cast -> pierwszy z urodzinowych prezentów - ten akurat kupiony za Empikowską Karetę Prezentową =) Już przeczytane, więc na dniach będzie recenzja.

5) "Mroczny płomień" Alyson Noel -> kolejny urodzinowy podarunek - i już jest cały komplecik! A w 2012 wychodzi kolejna część ;)

6) "W szponach mrozu" Richelle Mead -> książka z cudownymi życzeniami na stronie tytulowej od mojej kochanej Emilki ;*

7) "Zbuntowane anioły" Libba Bray -> strach się przyznać, ze nie przeczytałam jeszcze pierwszej części, a już druga w prezencie dostałam =) Ale ciiii....

8) "Księga krzepiących kontaktów Kubusia Puchatka" -> na urodziny od Barbary - może to nie do końca książka, ale ilustracje są cudne!


KSIĄŻKI Z WYMIANY:

Jeszcze w sumie w październiku wybrałam się do Cafe Szpilka, gdzie odbyło się małe spotkanie książkoholików, gdzie każdy mógł oddać swoje książki do wymiany, a w zamian za to zabrać ze sobą jakieś inne. Oczywiście, że skorzystałam z okazji i wyniosłam stamtąd 5 tomiszczy, w tym:

1) "Pamiętnik księzniczki. Gwiazdkowy prezent" Meg Cabot -> to w sumie wzięłam mimo, że już wyrosłam z czasów gdy czytałam historie, o księżniczce Mii, ale dziesięć minut czytania, a ile się wspomnień nasunęło =)

2) "Afrodyzjak" Anthony Capella -> zainteresował mnie opis, to postanowiłam sięgnąć. Póki co grzecznie czeka na swoja kolej.

3) "Bogini oceanu" P.C.Cast -> nie wierzyłam, że ją wygmerałam spośród tego stosu książek i że w ogóle udało mi się ją zdobyć!

Oprócz tych przyciągnęłam ze sobą jeszcze książkę Katarzyny Grocholi "Kryształowy anioł", który pofrunął do mojej siostry i dlatego nie ma go na stosiku, oraz "39 i pół. Jak poznałem Ankę" Darka Jankowskiego, która również wylądowała razem z "Kryształowym aniołem". Oprócz tego z wymiany:

4) "Powołanie" P.C.Cast -> zdobyte przez wymianę z Kassandrą, za co jeszcze raz bardzo dziękuję =)


No i został nam stosik WYDAWNICZY:

1) "Nowe runiczne drogowskazy" Kulejewska Ewa -> egzemplarz recenzyjny od Studia Astropsychologii, za co serdecznie dziękuję

2) "Karty do czytania mojej duszy" Sylvia Browne -> j.w.

3) "Astrocalendarium 2012" Krystyna Konaszewska-Rymarkiewicz -> również od Studia Astropsychologii

4) "Czarownica z Portobello" Paulo Coelho -> egzemplarz recenzencki od Sztukatera, recenzja >>tutaj<<

5) "Magia Wiedźm" Claire -> od Studia Astropsycholigii

6) "Jak wykorzystać ciemna stronę" Debbie Ford -> j.w.

7) "Mamo, mamo ile kroków mi darujesz?" Michał Zioło OCSO -> ponownie od Sztukatera

8) "Wielka orgia dziwolągów z różnych planet" Marek Jeznach -> j.w.

9) "Wiersze i wierszyki dla najmłodszych" Jan Brzechwa -> j.w. recenzję możecie przeczytać >>tutaj<<

Sporo tego, prawda? A w drodze jeszcze jest  "Kuszące zło" Keri Arthur wygrane w konkursie =) Ehh, ale ja to uwielbiam. To czytanie, kiedy tylko znajdzie się wolną chwilę. Nawet w szpitalu. Na uczelni. W domu. W łóżku. Gdziekolwiek... Odpręża lepiej niż niejedna kąpiel. Naprawdę. No chyba, że by to połączyć =P Wy tez tak czasem macie?

Recenzja: "Czarownica z Portobello" Paulo Coelho



Tytuł/Cykl: "Czarownica z Portobello”
Autor: Paulo Coelho
Tom: 1
Wydawnictwo: Drzewo Babel
Rok wydania: 2007-01-01

„Światło jest nietrwałe, gaśnie na wietrze, zapala się od błyskawicy,
trudno je uchwycić, niczym płomień słońca – a jednak warto o nie walczyć”

Te właśnie słowa możemy dostrzec rozpoczynając kolejną przygodę z literaturą autorstwa Paula Coelho, pt. „Czarownica z Portobello”.

Kim jest Atena? Sierotą porzuconą przez Cygankę w Transylwanii. Dzieckiem zabranym do Bejrutu przez rodziców adopcyjnych. Urzędniczką londyńskiego banku. Wziętą agentką nieruchomości w Dubaju. Kapłanką z Portobello Road. O Atenie opowiadają osoby, które ją znały. Wśród nich jest dziennikarz badający mity o wampirach, aktorka teatralna, której Atena uwiodła narzeczonego, ksiądz, który ochrzcił jej syna, przybrana matka, były mąż i inni. Wspomnienia te po jej zniknięciu w tajemniczych okolicznościach spisuje zakochany w Atenie mężczyzna, który pragnie uchwycić prawdę o niej…

„Nikt nie zapala światła i nie zostawia go w ukryciu
ani pod kocem, lecz na świecznisku, aby jego blask
widzieli ci, którzy wchodzą”

Wszystkie książki, Coelho mają w sobie niesamowitą głębię. Poczynając od okładki, na treści kończąc. Czy może – od treści poczynając, kończąc na oprawie. W każdym razie wszystko tutaj jest opisane z taką pasją i mimo wszystko nutką tajemniczości. Jest tutaj magia. Jest taniec. I miłość. Odwaga. Nawet da się dostrzec tutaj różne próby medytacji i zajrzenia w głąb siebie. Cała ta fabuła i jej układ dopracowany jest w najmniejszych szczegółach i po skończeniu powieści czytelnik czuje lekki niedosyt. Niby lekko ponad dwieście pięćdziesiąt stron, a jak potrafią wpłynąć na ludzką wyobraźnię i zmienić pogląd i dotychczasowe widzenie świata.

"Człowiek tworzy jakąś rzeczywistość, a potem staje się jej ofiarą. Atena buntowała się przeciwko temu, i przyszło jej zapłacić za to wysoką cenę."
Heron Ryan, dziennikarz

Bardzo mi się podobało to, że w odróżnieniu w innych tego typu książkach dało radę umieścić fabułę w XXI wieku. Plus za to, ponieważ takie książki są mi dużo bardziej bliższe, niż czytanie o światach w stu procentach wyimaginowanych i nierealnych, oraz tych starożytnych, o których tak po prawdzie niewiele wiem.

"Atena manipulowała mną, wykorzystywała mnie, nie bacząc na moje uczucia. Była moją mistrzynią, zobowiązaną do przekazywania mi świętych tajemnic, do budzenia nieznanych mocy, które drzemią w każdym z nas. Wypuszczając się na nieznane morza, ślepo ufamy naszym przewodnikom - w przekonaniu, że wiedzą więcej niż my."
Andrea McCain, aktorka

Te wszystkie emocje, pragnienia, namiętności oraz tajemnice i najważniejszy w moim życiu wątek tańca porwały mnie doszczętnie i pozwoliły zagubić się i pogrążyć w głębi tej książki. Jest na świecie wiele osób, które wprost nienawidzą książek Coelho, uważając, że są po prostu nudne, lub zbyt „filozoficzne”. Kiedyś sama do tych osób należałam, ale przeczytawszy takie powieści, jak „Jedenaście minut”, „Alchemik”, czy chociażby teraz’ Czarownicę z Portobello” całkowicie zmieniłam swoje nastawienie. Fakt faktem książki nie należą do najłatwiejszych, ponieważ ich styl i język jest dość specyficzny. W pewnych momentach czyta się naprawdę ciężko, ale wystarczy przysiąść i chcieć spróbować je zrozumieć, to można naprawdę wiele się dowiedzieć, a i przede wszystkim zachwycić stylem pisania takiego pisarza, jakim jest Paulo Coelho.

"Jej wielki problem polegał na tym, że była kobietą XXII wieku, której przyszło żyć w XXI wieku - z czym się zresztą nie kryła. Czy zapłaciła wysoką cenę? Bez wątpienia. Ale zapłaciłaby dużo więcej, gdyby tłumiła kipiącą w niej energię. Stałaby się zgorzkniała, sfrustrowana, stale przejmowałaby się owym "co ludzie powiedzą”, wciąż powtarzałaby "najpierw pozałatwiam to, co ważne, a potem pomyślę o realizacji własnych marzeń”, ciągle narzekałaby, że "jeszcze nie teraz, bo ciągle stoi coś na przeszkodzie”."
 Dedeire O’Neil, znana, jako Edda

Samo zakończenie wywarło na mnie naprawdę duże wrażenie… Ale nie będę Wam go zdradzać – wolę, żebyście sami do niego dotarli i powiedzieli, jakie są Wasze wrażenia.  Za to jednak powiem jeszcze, jaki jeden plus mają książki Coelho. Otóż okładki. Są niesamowite! Naprawdę! Mało, która okładka jest na tyle poważna, kusząca, odważna, ale i porywcza. Dlatego też wystawiam książce 8/10 pkt i zachęcam każdego do zapoznania się z twórczością Coelho. A sama postanowiłam zebrać małą kolekcję jego dzieł i móc poszerzyć swoją biblioteczkę o tak wspaniałe okazy (również pod względem graficznym).

Książkę otrzymałam od serwisu Sztukater.pl, za którą szczerze dziękuję!

Recenzja: "Wiersze i wierszyki dla najmłodszych" Jan Brzechwa



Tytuł/Cykl: "Wiersze i wierszyki dla najmłodszych”
Autor: Jan Brzechwa
Tom: 1
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010-06-16

Świat idzie do przodu. Wszystko się zmienia w zawrotnym tempie. W większości przypadków nawet tego nie zauważamy. Ale czy aby na pewno wszystko? Otóż nie. A wspomnienia? Wspomnienie dzieciństwa zostanie na zawsze. Te wszystkie radosne chwile i momenty, w których codziennie wieczorem przed pójściem spać słuchało się historyjek i wierszyków z ust mamy, czy taty… A przedszkole? Kto z nas nie uczył się tam wierszyków?

„Oto książka, którą polubi każde dziecko.
Oto książka, którą chętnie przeczyta dziecku każdy rodzic.
Oto zbiór najwspanialszych wierszy Jana Brzechwy, należących do kanonu literatury dziecięcej.
Każde dziecko powinno je poznać!”

Faktycznie… No, bo kto z nas ich nie zna? Przecież każdy, zarówno ktoś starszy, jak i jeszcze malutkie dziecko wychowywało się na takiej klasyce, jak ta. A wiersze Jana Brzechwy w stu procentach się do tego kanonu lektur zaliczają. W końcu to jeden z najlepszych pisarzy dla dzieci.

Historia biednego żuczka, którego biedronka nie chciała, jako swojego męża zostawiając go dla muchomora… Chora żaba, której nie uszło na sucho… Wrona, która próbowała dociec skąd się biorą dziury w serze…  No i kos, który myślał, że ma katar i dostało mu się po nosie… Kto by mógł zapomnieć o pomidorze, który przedrzeźniał ogrodniczkę? I robaczka, który miał chęć na befsztyczek. Jest tutaj też ślimak chcący zostawić domek i żonkę. A ZOO? Pamiętacie zoo? I Matołek. I zebra, żyrafa, słoń i co nie miara zwierząt tutaj jest! Ojoj tańcowała igła z nitką, tańcowała, a żółw ze swoim żółwim krokiem pokazał nam psie smutki nad rzeczką. A nieopodal zobaczyć można jeża, który miał ostre igiełki i się jeżył, gdy tylko usłyszał o szpaku mówiącym po polsku… I swoim gadaniem zaprowadził nas do ciotki Danuty robiącej swetry na drutach. Ach! Jak można było zapomnieć o kwoce? Jakiej kwoce? Tej, która traktowała świat z wysoka, uważając, że „grunt to dobre wychowanie!”. A na koniec tej historii każdy z nas już wie, „Jak rozmawiać trzeba z psem”…

To tylko kilka znanych nam dzieł Jana Brzechwy. Dzieł, które wydawnictwo Wilga postanowiło wydać w świetnej oprawie dla najmłodszych.

„Do biedronki przyszedł żuk. W okieneczko puk-puk-puk. 
Panieneczka widzi żuka: „Czego pan tu u mnie szuka?”

Książka jest naprawdę fantastyczna. Poczynając od okładki, poprzez świetnie dobrane wiersze, oraz ilustracje. Kolorów tutaj, co nie miara… A to i tak nie wszystko. Książka zawiera szesnaście zgrabnie oprawionych oraz zilustrowanych wierszyków. Każde dziecko, które dostanie tą książkę w swoje ręce zachwyci się nią i nie będzie chciało się z nią rozstać. Wiem to, dlatego, że mojemu brzdącowi już ja zaserwowałam i mała za każdym razem, gdy jest u mnie biega z nią po domu mówiąc z pamięci poszczególne rymowanki (najbardziej do gustu przypadł tutaj „Żuk”) Szczerze powiedziawszy mi też łatwo przyszło i sama już się go nauczyłam, chcąc nie chcąc. Przeglądając i czytając ta książeczkę naprawdę przez moment poczułam się, jakbym cofnęła się o kilkanaście lat wstecz i znowu była mała dziewczynką czekającą, aż ktoś mi poczyta…

Miękka, piankowa oprawa oraz twarde tekturowe strony przezwyciężą atak nawet najbardziej szaleńczych rozrabiaków. Mnóstwo ilustracji, oraz kolorystyka pochłonie dziecko do reszty, a co ważniejsze dzięki temu malec szybciej może nauczyć się nowych słów i więcej zapamiętać (skojarzenia wygrywają). Ta książka naprawdę pomoże maluszkowi w rozwijaniu swojej wyobraźni, przyswajaniu kolorów, nowych kształtów, nazw, czy chociażby przekonania, że zwierzęta nie są złe – bo w końcu jest ich tutaj najwięcej.

Książkę mogę ze spokojem wycenić na 9/10 pkt. Dlaczego nie 10? Ponieważ czuję niedosyt i chciałabym więcej takich wierszyków (mała chyba też), a poza tym żałuję, że nie pojawiła się tutaj moja ulubiona rymowanka „Na wyspach Bergamutach”. No cóż… Może następnym razem ;)

Książkę otrzymałam od serwisu Sztukater.pl, za którą szczerze dziękuję!


Chciałam wam podrzucić mój urodzinowy stosik (i nie tylko zresztą), ale mój ukochany aparat postanowił sobie wziąść urlop i posiać mały bunt. Jednak, gdy tylko się z nim uporam, postaram się coś wstawić, obiecuję!

Konkurs jesienną porą.

"Jesień to podobno najlepsza pora do czytania książek, ponurość wieczorów wprowadza wielu do melancholijnych stanów. Niektórzy czytają inni zamykają się w sobie osiągając depresje, uważając, że wszystkiemu pogoda jest winna."

Lilien siedząc przy kominku z książką na kolanach pogrążyła się w myślach. Po chwili trafiło ją natchnienie. Wstała i zaczęła okrążać pokój uporczywie nad czymś się zastanawiając... Tylko nad czym? Otóż...

Cześć dzieciaczki!
Postanowiłam was troszkę rozruszać, bo widzę, że zastygacie tutaj, jak ta przerażająca lawa wulkaniczna i coraz mniej mam z wami kontakt. A druga sprawa jest taka, że na moim blogu wybiła symboliczna liczba 5050 wejść w tak krótkim czasie, co mnie raduje niezmiernie - oby tak dalej.W związku z tym organizuję konkurs, w którym może wziąść udział każdy, kto szpera na moim blogu.
Ale do rzeczy...


REGULAMIN:

1. Konkurs startuje z dniem 26 października od godz. 22.00. Odpowiedzi proszę umieszczać w komentarzach pod postem (razem z tytułem wybranej książki!), do dnia 30 listopada do godz. 22.00
2. W przypadku osób, nie posiadających bloga proszę o podanie adresu e-mail i nicku.
3. Spośród nadesłanych zgłoszeń w ciągu 7 dni zostanie wybrana jedna "zwycięska praca", która otrzyma nagrodę. Jeśli w ciągu 7 dni od daty ogłoszenia wyników osoba nagrodzona nie prześle swoich danych wysyłkowych, kolejna osoba zostanie wyłoniona w drodze losowej spośród wszystkich nadesłanych maili.
4. W sprawie nagród, wysyłki oraz spraw związanych z konkursem korespondencję można kierować na w.w. adres mailowy.

NAGRODY:
Otóż do wygrania jest książka (do wyboru!) z gatunku "fantasy dla młodzieży" pt. "Proroctwo kamieni" autorstwa Flavi Bujor lub książka z gatunku "literatura dla kobiet / romance" pt. "Krajobraz miłości" autorstwa Sally Beaumann. Dodatkowo przewidziana jest nagroda niespodzianka!


ZADANIE: Napisz krótko (w kilku zdaniach), dlaczego należy promować czytanie książek, oraz jakie książki uważasz za najbardziej godne polecenia na jesienne wieczory, oraz podaj powód dla którego właśnie ty powinieneś/powinnaś otrzymać nagrodę. Im oryginalniejsze odpowiedzi, tym lepiej!


Lilien robi groźną minę patrząc na zebranych, ale oczy jej się uśmiechają.
- No! To tyle ode mnie... - grozi palcem, a po chwili uśmiechając się radośnie - Liczę na sporą frekwencję i zaangażowanie. Ach, i jeszcze mala prośba. Moglibyście umieścić ten banner u siebie na stronach/blogach? byłabym dozgonnie wdzięczna.
Po tych słowach zasiadła na powrót przed kominkiem i zabrała się do czytania.

Recenzja: "Deklaracja" Gemma Malley



Tytuł/Cykl: "Deklaracja”
Autor: Gemma Malley
Tom: 1
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010-06-16

Co by było, gdyby nasz świat był podzielony na legalnych i nadmiary? Kim w takim razie my byśmy byli żyjąc w takim świecie?

„Nazywam się Anna. Nazywam się Anna i nie powinno mnie tutaj być. Nie powinnam istnieć. Ale istnieję…” takimi słowami rozpoczynamy przygodę z bohaterka książki pt. „Deklaracja” autorstwa Gemmy Malley.

Jest rok 2140. Na świecie wynaleziono środek na Długowieczność, dzięki czemu ludzie nie umierają. A mimo wszystko dzieci się rodzą. I jest ich coraz więcej na świecie. W końcu ziemia zostaje na tyle przeludniona, że utworzono tzw. Deklarację, która wyznaje zasadę „życie za życie”, czyli, że jeśli ktoś chce mieć dziecko musi poświęcić własne i nie brać środków na długowieczność. Powstał również ruch oporu zwany „Podziemiem”, który sprzeciwia się takiemu życiu i postanowieniom władz. Ale póki, co są bezsilni. A ich dzieci tak, jak reszta nadmiarów zostają kierowane do specjalnych ośrodków zamkniętych, gdzie dokonują na nich prania mózgu, lub po prostu są usypiane. Barbarzyństwo? Owszem, ale nie dla legalnych i władz…

Autorka pokazała wszystko w dość specyficzny sposób. Cała fabuła jest ustawiona pod kątem makabrycznych przeżyć dzieci, które są katowane, poniżane. Od samego początku wpaja się im, że powinny nienawidzić swoich rodziców za to, że żyją i że są tak naprawdę śmieciem i czymś, co tylko szkodzi Matce Naturze, a najlepiej by było gdyby tak po prostu nie żyły, ani się nie narodziły. Przykre to i naprawdę potrafi poruszyć człowieka do głębi. Tym bardziej, że autorka wspaniale ukazała terror i makabryczne fakty poprzez idealnie dobrane pasma poszczególnych wydarzeń składając je w jedna logiczną całość.  

Nasza główna bohaterka to na pozór zwyczajna dziewczyna. Na pozór… Wszystkie historie w tego typu powieściach zaczynają się od pozornych bohaterów. Ale ta jest inna. Dlaczego? Ponieważ Anna jest nadmiarem. Człowiekiem, który nigdy nie powinien się urodzić. Poznajemy ją 21 stycznia, w ośrodku dla nadmiarów, gdy spisuje swoje przemyślenia do dziennika, który jest jej jedyną własnością na tym świecie. Jest pracowita, skrupulatna i nad wyraz pokorna. Chce zostać Użytecznym i poznać Swoje Miejsce na Ziemi. W ośrodku dla nadmiarów poznaje Petera, który trafia do ośrodka w wieku 15 lat. Intryguje ja, bowiem zna świat na Zewnątrz i swoim zachowaniem całkowicie odchodzi od norm stosownych w Grange Hall. Dlaczego? Ponieważ próbuje na wszelkie sposoby uzmysłowić jej, że świat nie wygląda tak, jak ich tego uczą… Dziewczyna w końcu ulega. Do końca nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zwyciężyła ciekawość, czy po prostu fakt, że chłopak ją pociągał. A może świadomość, że jej rodzice nie są tacy, jakich sobie wyobrażała? Może to świadomość, że ją kochają, że czekają na nią i to, że Peter może ją do nich zabrać wygrało? Nie wiem. Ciężko było mi to rozgryźć.

Książka pod względem stylistycznym oraz wydania jest wykonania tak, że cieszy moje oko. Naprawdę. Nie zauważyłam praktycznie żadnych literówek, czy błędów. Okładka z początku wydawała się dla mnie kompletnie niepasująca ani do tytułu, ani do treści, ale gdy dotarłam do fragmentu z „motylkiem” zwyczajnie dostałam olśnienia. Co, jak co, ale tej pozycji zdecydowanie za mało mogę zarzucić (to chyba dobrze, nie?).

Przeczytałam ją już z dwa tygodnie temu, ale do tej pory nie umiałam się zabrać za jej zrecenzowanie. Dlaczego? Ponieważ na okrągło przeżywałam dramat tych dzieciaków. Wrażenie wywarła na mnie ogromne i mało, naprawdę mało jest książek, które mną wstrząsnęły do tego stopnia, co ta. Mam nadzieję tylko na szybką kontynuację oraz kolejną dawkę emocji, które po prostu w człowieku wybuchają, gdy tylko zaczyna czytać „Deklarację” Książka oczywiście otrzymuje 10/10pkt i z całą pewnością jest godna polecenia każdemu, kto nie boi się wzruszyć, pośmiać, ani przerazić wstrząsającymi scenami, które się tutaj rozgrywają.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Wilga za którą szczerze dziękuję.
 

Tyle na dziś. Jutro kolejna recenzja - tak mam odrobinę czasu, to teraz wiem, jak go spożytkować =) Widzę, że statystyka zbliża się do okrągłej liczby 5000. Co powiecie na mały konkurs na uwieńczenie tylu odwiedzin?
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka