Tytuł: Baśnie afrykańskie
Autor: Roger D. Abrahams
Seria: Basnie etniczne
Wydawnictwo: G+J / National Geographic
Wydanie: 2012-06-13
ISBN: 978-83-7596-048-8
Objętość: 436
Cena: 39.90
Moja ocena: 9/10 pkt
Szufladka: Wspaniała.
Kto z nas nie miałby ochoty wyjechać gdzieś na południe? Nie, nie mam na myśli krajów europejskich… A do Afryki chociażby? Zobaczyć wspaniałą naturę i codzienne życie tamtejszych mieszkańców, tak bardzo różniące się od naszego. Chyba wielu, jednak większość musiało do tej pory zadowolić się jedynie opowieściami i ciekawostkami z programów przyrodniczych. I to wszystko? Tylko tyle? Nic bardziej mylnego. Zwłaszcza, że National Gographic i Wydawnictwo G+j wychodzą nam na przekór wydając spis 94 opowieści i przypowieści z afrykańskich zakątków i wiosek.
Seria baśni etnicznych ukazuje tajemnice i historie rodem z dzikich krain. W tym przypadku pan Abrahams, jako wybitny badacz stworzył spis 94 takich opowieści, podzielonych pod kątem tematycznym w odpowiednich częściach, które zdobył w trakcie swojej podróży po bezkresnych puszczach, sawannach i afrykańskich wioskach. Z pozoru każda z nich jest powiązana w sposób dość istotny do każdej kolejnej, a mimo to widoczna jest ich odrębność i oryginalność. Historie te są naprawdę bardzo specyficzne, przez co wciągają już od pierwszej strony. Gdyby nie mała czcionka, przy której niestety oczy się szybko męczą, pochłonęłabym je jednego dnia. Dzięki „Baśniom afrykańskim” mamy możliwość w dość niekonwencjonalny, ale i bardzo ciekawy sposób poznać Afrykę „od kuchni” i mogłabym się również pokusić o stwierdzenie od „głównego źródła”.
Okładka jest dość specyficzna. Już na pierwszy rzut oka widać, z czym mamy do czynienia. Niby nie ma tutaj przerostu formy nad treścią, ale mimo swojej „ubogości” w idealny sposób ukazuje treść książki. Nie powiem, że się nią zachwyciłam, ale również nie zawiodłam. Przyciąga wzrok – to na pewno, ale czy jest idealna? Tego bym nie powiedziała.
Styl i język powieści może i nie jest taki, jak to w baśniach bywa, ale mimo to ciekawy. Nie nadaje wszystkiemu takiej ogromnej dawki surrealizmu. Jest to raczej jedna wielka powieść podzielona na kilkadziesiąt mniejszych fragmentów – równie wspaniała w całości, jak i w częściach. Z jednej strony całość tworzy wzór idealny, ale również z pojedynczych tekstów da się wynieść spore przesłanie i morały. Plusem jest fakt, że nie trzeba czytać jej od deski do deski, a można się pokusić o wybieranie pojedynczych treści mniej lub bardziej interesujących.
Widać, że autor naprawdę się poświęcił swojej pracy i stworzeniu tak odmiennej książki i już od razu widać, że się naprawdę napracował przy jej tworzeniu. Nie jest to coś, stworzone pod wpływem chwili. Nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby okazało się, ze była ona tworzona latami i nie jeden raz zmieniana i poprawiana – a to tylko działa na jej korzyść. Minusem są jednak te straszne przedmowy, które samym swym byciem mnie odrobinę zniechęcały, ponieważ wolałam czytać baśnie, a nie teksty, które mi nie przypadają – a wszelakie wprowadzenia, przedmowy i tym podobne działają na mnie odstraszająco.
Nie są to jednak powieści dla dzieci, a raczej dla starszego grona odbiorców. Zwłaszcza, ze na okładce jest również informacja na ten temat. Jeśli chodzi o pozostałych, to uważam, że dla fanatyków podróży i tajemniczych przypowieści jest to litera obowiązkowa. Przyznaję, że dla mnie to była naprawdę miła odmiana od tych wszystkich książek młodzieżowych i fantastycznych pełnych wampirów, latających stworów i całej reszty paranormalni. Czyta się z wielką przyjemnością i znając życie byłaby to też dobra opcja na opowieści „przy kominku” – mile spędzony czas, a i nie tylko…
Za możliwość poznania afrykańskich tajemnic i opowieści dziękuję