Recenzja: "Droga do Różan" Bogna Ziembicka


Tytuł: Droga do Różan
Autor: Bogna Ziembicka
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie: 2013-06-01
ISBN: 978-83-751-5204-3
Objętość: 416
Cena: 34,90 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

„Dworek w Różanach to rodzinny dom Zosi Boruckiej, która żyje tam szczęśliwie z ojcem, swoją dawną nianią Zuzanną, wśród przyjaciół. Z pasją zajmuje się kwiatowym ogrodem oraz ekologicznymi uprawami. I marzy o założeniu rodziny z Krzysztofem, którego kocha od dawna. Jednak życie bywa przewrotne – rodzina Boruckich traci ukochane Różany. W Krakowie Zosia zaczyna nowe, zupełnie inne życie. Czy zazna jeszcze radości i szczęścia? Spełni marzenia o miłości? Czy otuchę i wsparcie da jej Krzysztof czy Eryk – przyjaciel, który nie ukrywa, że chciałby być kimś więcej? Romantyczna opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie. O tym, że chcemy kochać i być kochane. O przyjemności, jaką czerpiemy z drobnych rzeczy: zapachu świeżego chleba, smaku konfitury z czereśni, feerii barw różanego ogrodu, spotkań z bliskimi. O radości życia. O szczęściu.”

Rozpoczynając swoją przygodę z „Drogą do Różan” nie do końca byłam pewna, czego mogę się po niej spodziewać. Zwłaszcza, gdy na skrzydełkach okładki znalazłam różnorakie przepisy na pierogi z mięsem i jajkiem, czy knedle z morelami. Pierwsza moja myśl – Czy to książka kucharska, czy powieść? Zwłaszcza, że okładka skłania się ku drugiej opcji – a muszę przyznać, że jest po prostu śliczna. Skromna, stonowana, ale i ciepła. Ma w sobie „to coś”.

Jeśli chodzi o problematykę, to muszę przyznać, że już sam opis na tylnej okładce mówi nam wszystko. To prawda, że jest to opowieść o miłości. O przyjaźni. O bliskości i rodzinie. O niewyobrażalnym szczęściu. Ale i o tajemnicach. Zwłaszcza, tych skrywanych od dawna. Autorka bardzo sprawnie przechodzi z jednego wątku w drugi. Nie ma tutaj zbędnych, nad wyraz rozległych opisów. Dialogi krótkie, ale treściwe. Ogólnie rzecz biorąc bardzo przypadł mi do gustu styl pisarski pani Ziembickiej. Całość nie wydaje się w żaden sposób wymuszona, a raczej pisana lekkim piórem pod wpływem natchnienia.

Jedyne, co mi nie przypadło do gustu, to sami bohaterowie. Chcąc, nie chcąc próbowałam się z nimi „zaprzyjaźnić”, jednak po kilku próbach spełzło to na niczym. Nie umiałam się wczuć w ich sytuacje w żaden możliwy sposób. Jeśli chodzi o ich charaktery, to wyjątkowo mi przeszkadzały. Nie uważam, ze były źle dobrane, jednak one, jak i same postacie były jakieś takie… niedopracowane, czy możliwe, że niedopełnione, niewykończone.

Gdybym miała podsumować „Drogę do Różan”, jako całokształt, to książka jest dobra, powiedziałabym nawet bardzo. Idealna na wieczór, po męczącym dniu. Nieźle się tez sprawdza, jako czaso-umilacz w komunikacji miejskiej – sama miałam okazję uświadczyć tego, jak to jest, gdy przez zaczytanie zapomina się o Bożym świecie i o tym, że trzeba było wysiąść jakieś trzy przystanki wcześniej. Czyta się naprawdę szybko i miło. Narracja jest prowadzona „na bogato” nie sposób się przy niej nudzić. W dodatku znajome okolice i miejsca, które możemy tutaj znaleźć tylko dodają smaczku, przez co lepiej można sobie wszystko zobrazować. Naprawdę się cieszę, że mogłam spędzić czas z powieścią pani Ziembickiej i wierzę, że jeszcze nie raz o niej usłyszę i natknę się na jej powieści, równie ciekawe i porywające, jak ta.

Za wspaniała przygodę dziękuję Wydawnictwu Otwarte!

Recenzja: "Wiosna w kuchni pięciu przemian" Anna Czelej


Tytuł: Wiosna w Kuchni Pięciu Przemian
Autor: Anna Czelej
Wydawnictwo: Illuminaio
Wydanie: 2013-03-21
ISBN: 978-83-6396-504-4
Objętość: 232
Cena: 34,90 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Jedzenie. Gotowanie. Na pozór to norma, potrzeba codzienności. Owszem, to prawda. Nie od dziś wiadomo, jednak, że tyle ile różnych kultur, upodobań i zakresu znajomości w dziedzinach kulinarnych, tyle też jest różnorakich przepisów. A dotyczą one właściwie wszystkiego. Mięsa, owoce, warzywa, desery… Kuchnia Pięciu przemian, to znakomity cykl książek na temat gotowania podzielony nie ze względu na rodzaje potraw, a… pory roku.
W moje ręce wpadła jedna z jego części, w tym wypadku „Wiosna w kuchni pięciu przemian.” Jak każdemu, wiosna kojarzy się z zielenią i budzącymi się do życia roślinami. Dlatego też w owym poradniku autorka skupia się głównie na potrawach wegetariańskich, a nie mięsnych.

Już sama okładka, a raczej jej barwna kolorystyka pobudza nie tylko naszą wyobraźnię i ciekawość, a co ważniejsze również kubki smakowe, dzięki smakowitej potrafię na pierwszej stronie. Idąc tym tropem, można tylko coraz to bardziej zgłodnieć, bowiem grafika jest tutaj wręcz oszałamiająca. Nie dość, że barwna, to w dodatku bardzo żywa i realistyczna, przez co prezentowane potrawy sycą już samym wyglądem. Do każdego zamieszczonego przepisu znajdziemy fotografię z gotowym efektem kulinarnego szaleństwa. I bardzo dobrze. Nie lubię, gdy w książkach kulinarnych rysunki, tudzież zdjęcia z potrawami znajdują na tylko na kilkunastu stronach. Wtedy to już tak nie działa, a co najważniejsze, trudniej jest sobie wyobrazić efekt końcowy. Osobiście uwielbiam przeglądać tego typu poradniki właśnie ze względu na barwne fotografie.

Przed przeczytaniem książki pani Czelej nie byłam świadoma ile wspaniałych potraw można stworzyć bez dodatku mięsa – a co ważniejsze – w wielu różnych potrawach, które znam na co dzień bez problemu można by je zamienić na o wiele zdrowsze warzywa. Oczywiście nie jestem wegetarianką i chyba nigdy nią nie zostanę. W dodatku nie jestem tez fanatyczką mięs i ciężkostrawnych sosów i potraw, przez co można uznać, ze znajduję się gdzieś pomiędzy. Dlatego tez cieszę się, że miałam możliwość poznania nowej kuchni i jeszcze więcej wspaniałych potraw. A jest ich tutaj naprawdę sporo. Aż sama nie mogę uwierzyć, że tyle smakowitości mogło znaleźć się w takiej małej książce.

„Wiosna w kuchni pięciu przemian” to idealny pomysł na prezent. Dzięki niej można „odświeżyć” swoją kuchnię z tej strasznej monotonii. A w dodatku pokazywane tutaj potrawy są zdrowe. Jest ciekawa i przejrzysta. Podzielona tematycznie rozdziałami. Mogłabym się pokusić nawet o stwierdzenie, że niekiedy miałam nadzieję, iż dorównuje moim ukochanym książkom kucharskim, które dumnie prezentują się na mojej półce. Jednak nie. Może, gdyby wszystkie pięć połączyć w jedną, wtedy mogłabym tak powiedzieć. Póki co cieszę się, ze ją mam, ale teraz już wiem, że warto jednak zaopatrzyć się w cały komplet książek, a nie tylko jedną z nich, dzięki czemu można znaleźć coś na każdą okazję. 

Za książkę dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Illuminatio!

Recenzja: "Cała prawda o..." Ilona Felicjańska


Tytuł: Cała prawda o…
Autor: Ilona Felicjańska
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Wydanie: 2013-06-06
ISBN: 978-83-276-0161-2
Objętość: 320
Cena: 39,99 zł

Moja ocena: 9/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała.

„Cała prawda o…” to nie typowa powieść o szalonych przygodach wyimaginowanych bohaterów, czy też innych mniej lub bardziej realnych wydarzeń. Nie. Jest to tak naprawdę biografia samej autorki. Modelki znanej na całym świecie. Dumnej z siebie polki, która ciężką pracą osiągnęła sukces.

„Cała prawda o tym, jak dziewczyna z kompleksami i trudnym życiem rodzinnym z dnia na dzień zostaje Wicemiss Polski, a wkrótce najbardziej znaną polską modelką. O tym, co czuje młoda dziewczyna, która wychowała się w domu krytym strzechą, gdy dostrzega ją świat. Japonia, Rosja, Francja, Niemcy – to tylko niektóre z miejsc, gdzie była i pracowała. Cała prawda o życiu jak w bajce, aż do momentu, w którym kieliszek wina przestał być jedynie dodatkiem do kolacji, a stał się ucieczką od problemów, o czasie, gdy wszystkie media mówiły o jej uzależnieniu, a ona przez swoją szczerość straciła wielu znajomych. Cała prawda o małżeństwie, które miało być szczęśliwe, a okazało się kolejną pułapką. O prawdziwym życiu celebryty, związkach, przyjaźniach i nienawiści w show-biznesie.”

Całość ukazana jest w formie kilkusetstronicowej opowieści przekazanej w formie nadzwyczaj długiego wywiadu. Z jednej strony może to się wydawać dziwne, bowiem wywiady z reguły są krótkie, acz treściwe. Z drugiej zaś jest to coś innego, nowego, taki powiew świeżości i nadzwyczajnej oryginalności. Według mnie już za samą odwagę co do formy przedstawienia życiorysu należy się ogromny plus. Muszę przyznać, że niekiedy czytałam z zapartym tchem, sama będąc coraz to bardziej zaciekawiona w jaki sposób padnie odpowiedź na zadane uprzednio pytanie. W dodatku wszystko uporządkowane Ne chronologicznie i na temat. Nie ma tutaj zbędnego „skakania” pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami.

Jeśli chodzi o styl, to przyznaję, że jest nietypowy nawet, jak na wywiad. Ani powieść bibliograficzna. Ani jedno, ani drugie – właściwie to z każdego po trochu. Dla mnie to coś pomiędzy. Czyta się naprawdę szybko, a co zaskoczyło mnie najbardziej – jest tutaj niesamowita gra na emocjach. Wszystko wręcz tętni życiem. W dodatku świadomość realizmu poszczególnych wydarzeń, jeszcze bardziej nakręca czytelnika. Na dodatek w trakcie czytania natrafiłam na masę zdjęć, które przedstawiają cały życiorys celebrytki w myślowym skrócie. Za to tez należy się spory plus. Minus, jednak za to, że według mnie powinny one się znaleźć nie po środku książki, a przy poszczególnych wydarzeniach. Zamiast zbitki zdjęć powrzucanie ich w odpowiednie miejsca, dałoby o wiele lepszy efekt w trakcie czytania.

Szczerze powiedziawszy do tej pory niezbyt interesowałam się światem celebrytów, ani modelek, czy wyborów miss. Dla mnie to była po prostu inna rzeczywistość, w której sama się nie potrafiłam odnaleźć. Po przeczytaniu „Całej prawdy o…” zrozumiałam, że nie jest istotne tylko to, co widzimy w prasie, Internecie, czy na ekranie telewizora. Każdy z nas ma większe, czy mniejsze problemy i niezależnie od pozycji społecznej musi sobie z nimi poradzić. Nie zawsze jest łatwo, wiadomo. Mimo wszystko dzięki odpowiedniemu nastawieniu i bliskich osób, które okażą pomocną dłoń i wsparcie da się osiągnąć naprawdę wiele. Muszę przyznać, że dzięki tej pozycji mój punkt widzenia zmienił się o 180 stopni, dlatego też z wielką chęcią polecam każdemu – nawet osobom, które na pierwszy rzut oka stwierdzą, ze nie jest to pozycja dla nich. Naprawdę, warto spróbować i przeczytać!

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Mira Harlequin! 
Autorce zaś dziękuję za wspaniałą niespodziankę w postaci dedykacji x)

Recenzja: "Kronika ślubnych wypadków" Jessica Hart


Tytuł: Kronika ślubnych wypadków
Autor: Jessica Hart
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Wydanie: 2013-05-31
ISBN: 978-83-2389-769-9
Objętość: 240
Cena: 9,99 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Pani inżynier Firth Williams jest ostatnio trochę zajęta. Nadzoruje budowę na terenie posiadłości Whellerby i organizuje wieczór panieński Saffron, przyrodniej siostry. To niby nic wielkiego, tyle że siostra wychodzi za gwiazdę popu. Wystarczy jedno potknięcie, a tabloidy nie zostawią na rodzinie suchej nitki. No i ten irytujący zarządca Whellerby. Jest pomocny, ale w dzisiejszym świecie nie ma nic za darmo. Czego właściwie chce i o jaką przysługę poprosi? Tak, Firth Williams ma stanowczo za dużo na głowie…

„Kronika ślubnych wypadków” to kolejna szalona powieść z serii KISS tworzonej przez Wydawnictwo Mira Harleqiun. Tym razem na ruszt rzucona zostaje nie nastoletnie pokolenie, a dojrzała kobieta – inżynier.

Jeśli chodzi o bohaterów, to muszę powiedzieć, że nie przypadli mi do gustu. Jak dla mnie byli niedopracowani, przez co wydawali się chwilami (zwłaszcza główna bohaterka) upierdliwi. To samo się tyczy George’a. Gdyby nie brać tego pod uwagę, książka wypadła by o wiele lepiej, jednak wiadomo, że tak się nie da.

Jeśli chodzi o fabułę, to jest ciekawa, acz nie zachwycająca. Czytając ma się przed oczami utarte schematy powieści romantycznych, które i tutaj znalazły swoje miejsce. Mimo tego muszę przyznać, że warto było spędzić czas nad tą pozycją, gdyż nie sposób się z nią nudzić. Autorka pisze ciekawie, a jej styl jest taki, jak trzeba. Niezbyt skomplikowany, ale i nie banalny. Tylko pozazdrościć.

Tak, jak w przypadku „Kto się śmieje ostatni”, tak i tutaj szata graficzna stała się jedną z moich lubionych. Już na pierwszy rzut okaz widać, ze ma się do czynienia z serią, gdyż są bardzo do siebie podobne. Ciepłe kolory przyciągają wzrok i cieszą oko. W dodatku, jak już wspominałam kieszonkowy rozmiar powieści daje wszystkiemu dodatkowy plus. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić wszystkich do czytania i zapoznania się z serią KISS, bo naprawdę warto. W sam raz na każdą porę roku – zwłaszcza letnie wypady!

Za kolejną wspaniała przygodę z serią KISS dziękuję Wydawnictwu Mira Harlequin!

Recenzja: "Kto się śmieje ostatni" Trish Wylie


Tytuł: Kto się śmieje ostatni
Autor: Trish Wylie
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Wydanie: 2013-06-14
ISBN: 978-83-2389-770-5
Objętość: 240
Cena: 9,99 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia.

Co, kolejny ochroniarz? Przecież ojciec wie, dlaczego pięciu poprzednich szybko zrezygnowało z pracy. Ja, Miranda Kravitz, córka burmistrza Nowego Jorku, przysięgam, że ten szósty też długo nie wytrzyma. Tyler Brannigan to policjant? Nie szkodzi, ja też jestem sprytna. Jest twardy? Mam sposoby, żeby go podejść. Zna Manhattan lepiej ode mnie? Niemożliwe. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni…

Zabierając się za tę powieść, myślałam, że będzie to coś w stylu typowego romansu. Nic bardziej mylnego. „kto się śmieje ostatni” to szalona powieść o mniej lub bardziej typowej nastolatce, która musi się zmagać z różnorakimi problemami. Głównym z nich jest fakt, że jej marzeniem jest bycie zwyczajną dziewczyną, a nie córką burmistrza, którą wszyscy mają na oku. Zwłaszcza jej prywatna ochrona, która rujnuje jej nie tylko życie towarzyskie, ale i wszystko, co tylko może. Nie wspominając już o nowym – nad wyraz upierdliwym – nabytku ochroniarskim. I jak to zwykle bywa, by nie było nudno wkrada nam się wątek romantyczny… Jak dla mnie to tak samo szalony, co romantyczny, ale to i bardzo dobrze.

Podoba mi się w tej książce to, że bohaterowie nie są nudni, ani przesłodzeni. Każdy ma wykrojony swój indywidualizm, przez co nie wieje nudą. Szczerze powiedziawszy nawet nie umiałam sama się zdecydować kogo okleić mianem mojego ulubieńca. Fabuła nakręca się stopniowo, koniec końcu porywając w wir wydarzeń. Książka wydaje się idealna na nudne wieczory, czy na deszczową pogodę, gdy każdy ma ochotę tylko i wyłącznie na to, by zakopać się w ciepłym kocu z kubkiem gorącej czekolady o móc ze spokojem poczytać dobrą książkę.

Nie jest to pozycja pisana pod schemat innych. Coś innego. Nowego. Może nawet odrobinę oryginalnego. A przede wszystkim ciekawego. Styl i język autorki prosty i logiczny, nie sposób było się nudzić, jednak chwilami miałam wrażenie, że czytam powieść typowo stworzoną dla młodych nastolatek. Coś na wzór „Pamiętnik Księżniczki” czy tego typu wydań. Mimo to ogólnie czytało się z wielką przyjemnością i zapewne jeszcze nie raz do niej powrócę. Na koniec muszę tylko dodać, że okładka idealnie wpada w moje gusta. Kolorowa, acz nie przesycona i "zarzucona:" szczegółami. W sam raz dla takiej marudy, jak ja. W dodatku wydanie kieszonkowe też ma swoje zalety, dzięki czemu książkę można zabrać ze sobą praktycznie wszędzie. Idealne rozwiązanie dla zabieganych. Szczerze polecam!

Za wspaniałą przygodę z serią KISS dziękuję Wydawnictwu Mira Harlequin!

Recenzja: "Ciemnorodni" Alison Sinclar



Tytuł: Ciemnorodni
Autor: Alison Sinclar
Wydawnictwo: Bellona
Wydanie: 2013-01-31
ISBN: 978-83-3111-2542-1
Objętość: 368
Cena: 35,00 zł

Moja ocena: 4/10 pkt.
Szufladka: Słaba.


„Ciemnorodni” to pierwszy tom trylogii autorstwa Alison Sinclar. Opowiada o rasie, która nad wyraz obawia się magii i wszystkiego, co z nią związane. Tytułowi Ciemnorodni zrobią wszystko, by nie dopuścić do istnienia magii w jakiejkolwiek formie. Nawet pod karą śmierci…

Głównym bohaterem jest tutaj Balthasar Hearne, na pozór zwykły fanatyk medycyny. Za swój główny cel uważa każdą możliwą pomoc innym. Kto by pomyślał, że właśnie dzięki chęci niesienia dobra i pomocy, może się to wszystko dla niego źle skończyć.

Już od samego początku ta pozycja mnie zaintrygowała. Nie raz stałam przez długi czas przy półkach w księgarni przeglądając ją i poszukując coraz to ciekawszych fragmentów. Jakie więc było moje wielkie zdziwienie, gdy spostrzegłam, że tak, jak owe „wyrywkowe” fragmenty napędzały mnie do chęci zakupu i przeczytania jej, tak sama powieść w całości jest po prostu… nudna. Zacznę może jednak od początku.
Tak, jak tytuł najzwyczajniej w świecie intryguje i zachęca, tak, jeśli chodzi o okładkę, to muszę przyznać, że podoba mi się w tym samym stopniu, co odrzuca. Plus za tajemniczość, minus za postać. Do końca nawet nie wiem, kogo owa okładka przedstawia…

Uważam, że sam pomysł mógłby być nawet w strzałem w dziesiątkę, gdyby najzwyczajniej w świecie było więcej ciekawych wątków i poruszana problematyka nie byłaby tak oczywista. W trakcie czytania miałam nieprzyjemne wrażenie, że wszystko mam wyłożone na tacy. Zero niedomówień, zero domysłów, po prostu zero czegokolwiek istotnego. Mogłabym się pokusić nawet o stwierdzenie, że powieść była nie do końca przemyślana po względem fabuły, jak gdyby pisana „na szybko”, pod wpływem chwili, co nie zawsze okazuje się hitem – i w tym przypadku niestety nie wypaliło.

Bohaterowie z jednej strony wydają się ciekawi, bowiem nie są stworzeni na tzw. „jedno kopyto”, tylko widać, że każdy z nich ma nie tyle różny charakter, co indywidualne cechy dobrane pod konkretną osobę. Za to również należy się plus. Szkoda tylko, że przez większość powieści są po prostu monotonni, przez co czytanie też nie należy do najszybszych i najprzyjemniejszych.

Niestety muszę to przyznać – czytało mi się ciężko. Niby książka nie należy do najobszerniejszych, a mimo to nie czułam ani krzty tej magii, którą niosą ze sobą liczne powieści. Styl i język autorki jest prosty i przystępny, jednak nie intryguje, przez co też chęć na „połknięcie” treści za jednym zamachem najzwyczajniej nie ma tutaj miejsca.

Ciężko jest mi oceniać tego typu powieści. Z jednej strony wiem, że dla poniektórych okazuje się ona czymś ciekawym, z drugiej zaś, że chcąc, nie chcąc ja nie należę do tego grona, nawet, jeśli bym bardzo chciała. Dla mnie pozycje tego typu muszą mieć w sobie „to coś”, czego tutaj zabrało. I nie zawsze chodzi mi o jakąś wielką intrygę, czy tajemnicę, a po prostu o fakt, że osobiście potrzebuję czegoś, jakiegoś punktu odniesienia, dzięki czemu powieść zaczyna sama ożywać w mojej wyobraźni, a ja nie mogę się od niej oderwać. Niekiedy jest to jeden z wątków, niekiedy sam charakter bohatera. W tym przypadku tego zabrakło. Niemniej uważam, że autorkę stać na więcej, co być może pokaże w kolejnych swoich powieściach.

Za przygodę z "Ciemnorodnymi" dziękuję Wydawnictwu Bellona!

Recenzja: "Sodomici" Elwira Watała


Tytuł: Sodomici
Autor: Elwira Watała
Wydawnictwo: Videograf
Wydanie: 2013-04-01
ISBN: 978-83-783-5177-1
Objętość: 480
Cena: 34,99 zł

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa.

Nie od dziś wiadomo, że ludzie mają różne gusta. I nie tylko w sferach codziennych obowiązków, czy wyborów, ale i w sferze seksualnej. Nic więc dziwnego, że naturalnym jest życie par homoseksualnych tak samo, jak heteroseksualnych. I nie istotne, że są jednostki, które tego nie popierają, czy nawet walczą zaciekle stosując różne pobudki i szykanowania. A po co? Człowieka się tym nie zmieni, a każdy ma rozum i wolną wolę, przez co sam ma prawo decydować o swoim życiu i o tym z kim go spędzi.

Dlatego też zabierając się za „Sodomitów” byłam trochę skonsternowana. Może głownie tym, że nie wiedziałam do końca po której stronie barykady ustawiła się autorka i o co tak naprawdę w te książce chodzi. W dodatku jest kilka „za” i „przeciw”, z który minie mogłam sobie sama poradzić. Dlatego tez zaproponowałam ją mojej kuzynce, dzięki czemu gdy już obie byłyśmy po skończonej lekturze i dyskusji, doszłam do trzech głównych, acz istotnych wniosków:

Po pierwsze: Okładka. Przyznaję, że potrafiła przysporzyć mi wielu problemów i powodów do rozmyślań. Z jednej strony należy się duży plus za odważną grafikę, z drugiej zaś uważam, ze jest odrobinę przesadzona. Za dużo się w niej dzieje, przez co wszystko wydaje się „upchane” na siłę.

Po drugie: Styl pisarski. Przyznaję, że nie tego się spodziewałam. Z jednej strony miałam wrażenie, że czytam ni to przewodnik po homoseksualizmie, ni to podręcznik od historii. Fakt, trzeba przyznać, że mimo ciężkiego tekstu niektóra treść potrafiła naprawdę wciągnąć.

Po trzecie: Problematyka. Tutaj przyznaję, że jestem aż nad wyraz zadowolona odważnej problematyki, która została tutaj ujęta. Przedstawiona rzeczowo, ale i na tyle, by móc zainteresować. W dodatku chyba większość znanych mi ludzi słysząc „skandal” prawie że od razu sięga po daną pozycję. Nie zdziwiłoby mnie więc, gdyby tak samo było z tą książką. W dodatku jest to niezwykły zbiór ogromu informacji na temat homoseksualizmu. Wszystko jest tutaj urealnione, potwierdzone i dokładnie wyjaśnione. Nie ma tutaj czasu na gdybania. Rzeczowo i na temat. Zero lania wody. Całość ujęta w sposób naprawdę wyczerpujący i logiczny. Nie ma tutaj „skakania” po różnych informacjach i wiadomościach. Wszystko mamy położone na tacy w odpowiedniej kolejności. I to mi się podoba.

Przyznaję, że nad tą lektura spędziłam naprawdę sporo czasu. W głównej mierze dlatego, że pomimo ciekawych wątków i problematyki tekst jest naprawdę ciężki do przyswojenia. Nie jest to jedna z tych lekkich pozycji, które pochłonie się w kilka godzin. Trzeba mieć na nią wyznaczony czas w ciszy i spokoju. Zapewne znajdą się osoby, które będą ją wychwalać ponad niebiosa, to na pewno. W przeciwieństwie do nich, ja uznaję, ze książka jest dobra, ciekawa i rzeczowa, bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę, ale mimo to ciężka. Ogólnie rzecz biorąc to mimo wszystko się cieszę, że mogłam poznać tyle ciekawych informacji, aczkolwiek liczyłam na coś lżejszego i łatwiejszego do przyswojenia. Na koniec mogę tylko pogratulować autorce za zdobycie takiego ogromu informacji i ukazanie go w kilkuset stronnicowej książce, co jest wielkim wyczynem.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Videograf!

Recenzja: "Dom Czwartego Przykazania" Dariusz Papież



Tytuł: Dom Czwartego Przykazania
Autor: Dariusz Papież
Wydawnictwo: Jirafa Roya
Wydanie: 2013-04-02
ISBN: 978-83-638-7905-1
Objętość: 176
Cena: 25,00 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Słaba

Wielu z Nas nie zdaje sobie sprawy, jakie mamy szczęście w życiu. Mamy praktycznie wszystko, co najważniejsze: dom, kochającą rodzinę, zdrowie, miłość, życie. Dla niektórych jest to jednak coś niezauważalnego, coś, co przecież jest naturalne i logiczne. Otóż nie. Nic bardziej mylnego… Niektórzy nie mają albo rodziny, albo domu, są schorowani lub zwyczajnie nikt ich nie chce i uważa za „zbędny ciężar”. W taki, czy inny sposób trafiają do Domów Opieki Społecznej, czy tez Domów Starców.

Ageizm. Znany również pod pojęciem „niechęci do osób starszych”. Wielu, zwłaszcza młodych ludzi ma taki, a nie inny stosunek do ludzi w starszym wieku. Osobiście nie rozumiem takiego podejścia do innego człowieka i sama bym nie mogła tak się do kogokolwiek odnosić. W końcu nikt sobie nie wybiera życia, prawda? A poza tym żaden z nas nie będzie wiecznie piękny i młody. Wystarczy się postawić na miejscu takich osób, chociaż na chwilę. Zwłaszcza tych, którzy nie mają własnego kąta, a za swój dom uznają Dom Opieki.
Dariusz Papież próbuje ukazać czytelnikowi Zycie w jednym z takich domów. Ludzie samotni, schorowani, pogrążenie w smutku i dojmującej starości. Pełni nadziei na lepsze jutro, acz równocześnie znudzeni rutyną dnia codziennego. W miejscu takim, jak to nie liczą się pieniądze. Liczy się miłość, zdrowie, zainteresowanie, czy po prostu bycie z drugą osobą, których po prostu najczęściej nie ma i brakuje.

Przyznaję, że za książkę zabierałam się z zapartym tchem. Może po części dlatego, że dla mnie taka tematyka w powieściach to coś zupełnie nowego. Przede wszystkim jednak chodziło mi o to, że sama mogłam doświadczyć „cząstki” takiego życia dzięki praktykom studenckim. Od początku wiedziałam z czym się mierzę i po części chciałam porównać, czy moje wyobrażenie o tym miejscu jest chociaż w małej mierze podobne do tego, które przedstawia pan Dariusz.

 Już sam tytuł niesamowicie mnie przyciągnął, gdyż wręcz idealnie pasuje do tematu, a jak widać, tematyka, jaką jest ukazanie życia i problemów mieszkańców Domu Pomocy Społecznej jest nad zwyczaj trudna, to fakt. Dlatego też nie mogę zrozumieć, dlaczego autor mając tyle ciekawych (według mnie) i istotnych problemów, skupia się na niepotrzebnych szczegółach. Plus jest taki, że ogólnie książka jest dobra i porusza wiele mniej lub bardziej ważnych kwestii. Minus jest niestety ten, że niekiedy zdania opisujące dane sytuacje są raz aż nazbyt banalne, a po chwili wręcz przeciwnie. Chwilami miałam wrażenie, że autor sam się gubi w fabule i życiu bohaterów. Ciężko mi było chwilami uwierzyć, ze akcja toczy się tak, a nie inaczej, nie mogąc po prostu uwierzyć w niektóre poruszane tu kwestie... Poza tym nie spodobało mi się używanie wulgaryzmów, które tutaj wychwyciłam. Ogólnie książka jest dobra, jednak osobiście poprowadziłabym całość w innym kierunku skupiając się bardziej na samych odczuciach, aniżeli na zwyczajnych czynnościach. Nie uważam, ze nie są one ważne w takim miejscu, jednak nie są też aż tak istotne, jak sam autor uważa. Nie spodobało mi się również to, że stosowany jest tutaj naprzemiennie używanie różnych czasów - przyszły, przeszły, teraźniejszy, przez co trochę to wszystko staje się zamotane.

Gdybym miała ocenić całokształt, to muszę przyznać, ze okładka i opis książki wywiera na mnie o wiele pozytywniejsze wrażenie, aniżeli treść. To prawda, jest bardzo realistyczna, ale niestety chwilami aż nazbyt banalna. Z tych kilkuset stron mogłabym wybrać kilkadzieścia, które tak naprawdę mnie wciągnęły, czy poruszyły do głębi. Pozostałe to dla mnie tylko tzw. „zapychacze”. Fakt, są chwile gdy nie pozostaje nic innego, jak poruszenie czy głęboka refleksja. Uważam jednak, że mimo wszystko mogłoby ich być zacznie więcej, a wiem, że przy takiej szerokim polu do popisu, nie trudno to osiągnąć.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jirafa Roya oraz Rynek-Ksiazki.pl!

Z cyklu: Stosik na czerwiec part.2

Chyba po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyło mi się, że w przeciągu miesiąca dodaję aż dwa stosy! W końcu... Kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? Ale przynajmniej mogę Wam pokazać jedną zaległa rzecz, która miała być pokazana już poprzednio, ale, jak to z moją sklerozą bywa - lubi dokuczać :D W dodatku przed momentem odezwała się znowu, w związku z czym też zapomniałam o umieszczeniu jednej pozycji. Ale bądźcie spokojni - umieszczę ją w kolejnym stosisku :D

No, ale od początku... Od góry:

1) "Kto się śmieje ostatni" - Trish Wylie -> egzemplarz od Miry Harlequin z ich nowej serii KISS

2) "Kronika ślubnych wypadków" - Jessica Hart -> również do Miry Harlequin, a razem z powyższymi pozycjami dostałam jeszcze cudowny prezent! Pomadka oraz pistacjowa apaszka - po prostu cudne!

3) "Cała prawda o..." - Ilona Felicjańska -> egzemplarz z wpisem od samej autorki. Również od Miry Harlequin ;)

4) "Najstarszy" - Christopher Paolini -> efekt wymiany na LC. Szkoda, że wymieniłam niegdyś swoje egzemplarze "Dziedzictwa", bo w przeciągu kilku tygodni tylko ich będzie mi brakowało do całej serii!

5) "Być mądrą mamą" - Alina Wieja -> książka wygrana w konkursie na portalu Granice.pl Szczerze powiedziawszy kompletnie zapomniałam, że brałam w nim udział, więc gdy dostałam paczkę trochę się zdziwiłam i myślałam, że to pomyłka :D

6) "Chuliganka" - Izabela Jung -> efekt dzisiejszego wieczornego zaskoczenia na widok kuriera. Od Wydawnictwa Czarna Owca. Na dodatek mogę się zachwycać nie tylko książką, ale i cudna zakładką i płyta CD z wywiadem z autorką!

7) "Przygody Alexa w krainie liczb" - Alex Bellos -> egzemplarz od Firmy Księgarskiej Olesiejuk oraz Wydawnictwa Albatros

Na koniec mój słodziak - misiak chciałby Wam przedstawić jeszcze jedną pozycję :D

Książka zakupiona przeze mnie, ale niestety nie po to, by uraczyć moje oczy, a kogoś innego ;D Fanatyka Poznania w dodatku =P "Poznań w grafice" współautorstwa Henryka Kota oraz  Grzegorza Sporakowskiego. Z początku uważałam, że będzie ona nudna, ale gdy ją kupiłam to co chwila łapałam się na jej przeglądaniu. Muszę przyznać - grafika i rysunki miejsc - nieziemskie! Na pewno jeszcze nie raz ją podkradnę i może nawet spróbuję sama coś takiego narysować :D

Do całego tego grona powinna dołączyć jeszcze "Zdemaskowana", ale jak już mówiłam - skleroza nie boli... Swoją droga - niezła kolorystyka stosika mi wyszła, prawda? ;)

Recenzja: "Legenda. Wybraniec" Marie Lu


Tytuł: Legenda. Wybraniec.
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Wydanie: 2013-03-05
ISBN: 978-83-7895-099-8
Objętość: 368
Cena: 29,90 zł

Moja ocena: 10/10 pkt.
Szufladka: Wspaniała!

O przygodach June i Daya pisałam już jakiś czas temu, po przeczytaniu pierwszego tomu trylogii. Tym razem przyszedł czas na kontynuację. „Wybraniec” to drugi z trzech tomów poświęcony ten jakże dobranej, a zarazem różniącej się parze.

W „Wybrańcu” dowiadujemy się, że Day i June, chcąc ratować Edena, dołączają do Patriotów, a wielki elektor Primo umiera. Władzę obejmuje jego syn, – Anden. Światu grozi rewolucja, a Day i June muszą podjąć decyzję, po której stronie stanąć. Wszystko zaczyna nabierać tempa, gdy para postanawia zorganizować zamach na nowego elektora. Jednak June zdaje sobie sprawę, że Anden w niczym nie przypomina swojego ojca. Dziewczyna jest rozdarta…

„Przecież gardzę Republiką, prawda? Chcę, by upadła, no nie? Sęk w ty, że dopiero teraz widzę pewną różnicę – nienawidzę praw, które rządzą Republiką, ale sam kraj kocham. Kocham tych ludzi. Nie robię tego dla Elektora. Robię to dla nich.”

Jak na powieść utopijną, to jest dostosowana do tematyki wręcz idealnie. Powieść wciąga już od początku, a poszczególne wątki i problemy się ze sobą nie mieszają. Gdybym miała przyrównać go do tomu poprzedniego, to według mnie wypada o niebo lepiej. Tutaj akcja jest nakręcona od pierwszej strony. Czytelnik jest jak gdyby wrzucony w wir wydarzeń. Z jednej strony mamy walkę o przyszłość i wolność kraju i jego ludności, z drugiej strony uczucie, jakim darzą siebie główni bohaterowie.

„Day, ów chłopiec z ulicy, którego całym bogactwem było brudne ubranie i szczerość w oczach, zawładnął moim sercem. Jest najpiękniejszy na świecie, zarówno ciałem jak i duszą. Jest srebrnym błyskiem w świecie ciemności. Jest moim światłem.”

Jeśli chodzi o owo uczucie, to przyznaję, że już dawno nie czytałam czegoś tak realistycznego i głębokiego. Wszystko tutaj jest tak realne, że ukochałam sobie nie tylko fabułę, ale i głównych bohaterów. Nic, więc dziwnego, że w ostatniej scenie wręcz ryczałam tak długo, że w domu myśleli, że coś mi się stało. Całość nasycona jest takimi emocjami, że płacz, śmiech, nostalgia, niepewność i przerażenie były u mnie na porządku dziennym. Fabuła i problematyk utworu są nad wyraz przekonujące i każdy powinien się zaznajomić z ta serią. Dla mnie osobiście już nosi i zawsze będzie mieć miano prawdziwego bestselleru.

Książka tak samo, jak w przypadku poprzedniego tomu, podzielona jest na dwie części. Chociaż słowo „części” może być tutaj źle odebrane. Mam na myśli to, że na przemian czytamy wspomnienia i wydarzenia June i Adama. Każdy ma swój rozdział. 1 os. l. poj. Dodatkowo pomaga wczuć się w odczucia bohaterów, a dzięki zmiennej czcionce nie ma problemu z rozpoznaniem, kogo „dziennik” tym razem czytamy. Czyta się szybko, nadzwyczaj szybko. Nie ma problemów z samą treścią, jednak jedyny minus to chyba fakt, że chwilami dało mi się pogubić, kogo "dziennik" aktualnie czytam - Day'a czy June. I nawet zmienna czcionka mi nie pomogła.

Na koniec muszę przyznać, że szata graficzna jest w tym wypadku zniewalająca. Zarówno, jeśli chodzi o kolorystykę, prostotę, czy przesłanie, to grafikom należą się spore ukłony w ich stronę. Osobiście nie mogę się na nią napatrzeć. Może z początku wydaje się strasznie wzorowana na „Igrzyskach śmierci”, jednak mimo to po dłuższym zastanowieniu widać, jak bardzo się od siebie różnią.

„Wynocha z mojego nieba,chłopaki!” 

Ogólnie gdybym miała podsumować swoje ostatnie czytelnicze wyzwania, to muszę z czystym sercem przyznać, że „Wybraniec” praktycznie, jako jedyny z nielicznych podbił moje serce. Nawet pod względem utopii. Nie wierzę, że to mówię, ale ta trylogia podoba mi się o wiele bardziej, aniżeli „Igrzyska śmierci”, które czytałam już parę lat temu, czy chociażby takie pozycje, jak „Atrofia” czy „Deklaracja”.

„Wybraniec” to naprawdę fenomen na rynku wydawniczym. Jak dla mnie jest zdecydowanie ciekawszy i bardziej porywający niż tom pierwszy. Czy polecam? Oczywiście, że tak! Każdemu. I nie ważne, czy jesteś stary, czy młody, mężczyzna czy kobieta, fanatyk kryminałów, paranormali czy romansów. Idealna dla każdego. A czy warto? Jak najbardziej. Ja osobiście już się nie mogę doczekać finalnej części, na którą czekam z zapartym tchem zwłaszcza po tak emocjonalnym zakończeniu drugiego tomu. Do tego czasu będę się zaczytywać we wspaniałych cytatach, które znalazłam w trakcie czytania, a które to mają niesamowite przesłanki i przekazują całkiem sensowne mądrości życiowe.

Za wspaniała przygodę dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa oraz pani Agnieszce!

Recenzja: "Powrót bogini cz.1 i 2" P.C.Cast


Tytuł: Powrót bogini cz.1 i 2
Autor: P.C. Cast
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Wydanie: 2013-04-17
ISBN 1: 978-83-238-9054-6
ISBN 2: 978-83-238-9055-3
Objętość: 368/384
Cena: 32,99 zł

Moja ocena: 7/10 pkt.
Szufladka: Godne polecenia

Chyba większość z nas kojarzy panią Cast głównie ze swojego cyku powieściowego „Naznaczonej” pisanego wraz z córką. Tym razem chciałam wam zaprezentować inne jej powieści. „Powrót bogini” to dwutomowa opowieść z cyklu „W kręgu mocy Partholonu”. Ogólnie rzecz biorąc czytając jedną po drugiej, ma się wrażenie, że z obu książek powinna powstać jedna cała, a nie dwa tomy, toteż postanowiłam ocenić je równocześnie. Zwłaszcza, że wszystko tutaj jest takie samo począwszy od okładki, na style i fabule skończywszy.

Powieści opowiadają historię młodej Shannon, która prowadzi szczęśliwe życie w mitycznym Partholonie. Wszystko układa się idealnie. Mąż powrócił z wojny, która to skończyła się zwycięstwem, a ona sama czczona jest, jako wielka wybranka bogini Epony. Pewnego dnia Shannon traci przytomność. Budzi się w realnym świecie, z którego tak łatwo zrezygnowała i od którego odwykła. Powrót do rzeczywistości okazuje się bardzo bolesny. Za Shannon trafiły tu też siły zła, gotowe zniszczyć wszystko, co jest jej drogie. Dziewczynie ciężko się odnaleźć w nowym miejscu, toteż jej liczne przygody mają tutaj spore pole do
popisu. Shannon marzy o powrocie do mitycznego Partholonu, do kochanego męża i ludzi, którzy jej zaufali. Jednak najpierw musi stanąć do walki, by móc uratować świat przed zagładą.

Cóż, gdyby przyjrzeć się tym powieściom, to tak po prawdzie niczym się nie różnią. Nawet okładki są praktycznie takie same, jeśli by nie licząc kolorystyki. Czcionka duża, przestronna, a tekst łatwo przyswajalny. Nie rozumiem, więc dlaczego autorka postanowiła podzielić tę historię na twa tomy, a nie ukazać wszystko w jednym. Chęć zarobku? Możliwe, bo na pewno nie jest tutaj istotne zagranie na niepewności czytelnika, zwłaszcza, że obie części ukazały się tego samego dnia na rynku wydawniczym. Szkoda, naprawdę szkoda, zwłaszcza, że całość podzielona jest na cztery księgi, po dwie w każdym tomie.

O samym Partholonie miałam okazję poczytać już wcześniej zagłębiając się w treść „Przepowiedni”, która powiem szczerze bardzo mnie zawiodła. W przypadku „Powrotu bogini” może i było lepiej, jeśli chodzi o treść, ale mimo to z bólem musze przyznać, ze liczyłam na więcej. Więcej akcji, więcej napięcia i więcej przygód. Fabuła niezła, jednak uważam, że sporo jej brakuje. Mityczne światy przecież dają autorom tyle możliwości! Drzwi wprost stoją przed nimi otworem. Szkoda tylko, ze pani Cast nie wykorzystała swojego talentu i owych możliwości do cna. Sporym minusem jest także fakt, iż powieści z reguły nabierają tempa i całej akcji w miarę, jak czytelnik pokonuje kolejne strony. W tym wypadku było odwrotnie. W raz z poznawaniem kolejnych ksiąg całość traciła w moich oczach. Widocznie też, dlatego, że za dużo rzeczy byłam w stanie przewidzieć. Nie mniej uważam, że czytało cię mi naprawdę szybko i ciekawie.

Styl i język autorki nijak nie zmienił się, jeśli by przyrównać owe powieści do innych jej wydań. Prosty, lekki i bezproblemowy. Nie ma większego problemu z czytaniem, no chyba, że ktoś nie lubi wyszukanych imion bohaterów i miejsc, to jedyne, co by musiał przeboleć. Również do bohaterów nie mam zbyt wielu zastrzeżeń. Ciekawi, realni, jednak każdy ma w sobie coś, co pod mityczność można by podpiąć, a mimo to nie znalazłam tam nikogo, kogo bym mogła uznać za swojego ulubieńca.

Książki ze szczerym sercem mogę polecić fanatyka mitologii i innych powieści pani Cast. To na pewno. Jeśli szukacie lekkiej, przyjemnej fabuły, bez skomplikowanych wydarzeń i problemów, to są książki dla was. Jak dla mnie idealne, do poczytania po męczącym dniu z kubkiem gorącej czekolady w ręce.

Za możliwość poznania kolejnych przygód w mitycznym Partholonie 

Recenzja: "Wieża sokoła" Katarzyna Rogińska


Tytuł: Wieża sokoła
Autor: Katarzyna Rogińska
Wydawnictwo: Oficynka
Wydanie: 2011-05-01
ISBN: 978-83-62465-14-9
Objętość: 296
Cena: 32 zł

Moja ocena: 6/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

„Piękna młoda Greczynka o imieniu Dymitra marzy o wielkiej miłości. Ma dziewiętnaście lat, jest rozpieszczona i wydaje jej się, że wiele wie o życiu. Kiedy nie udaje jej się zdać egzaminów, oburzeni rodzice postanawiają wysłać ją do pracy. Dymitra trafia na Santorini, by tam pomagać w prowadzeniu pensjonatu. Pewnego dnia poznaje przystojnego Edwarda i jego matkę, turystów z Polski. Zauroczona mężczyzną, zgadza się wyjechać z nimi do Gdańska, by opiekować się chorą żoną Edwarda. Nie wie, że teraz jej los jest już przesądzony. Nie wie, że tego, co ją w najbliższym czasie czeka, nie zobaczyłaby w najbardziej okrutnym filmie…”

„Wieża sokoła” to jeden z wielu znakomitych thrillerów polskiego świata wydawniczego. Przynajmniej tak uważa większość czytelników. Większość, jednak nie wszyscy. Chcąc, nie chcąc ja również należę do tej mniejszej grupy, która ku swojej radości i smutku wynalazła jakieś tam „ale”.

Spoglądając na książkę leżącą na półce w księgarni, przyznaję, że nigdy bym po nią nie sięgnęła. Dlaczego? Opis może i ciekawy, jednak sama okładka mnie zniechęca. Dobrze, może i tematyczna, ale mimo to cos mnie w niej odrzuca. Tak samo jeśli chodzi o bohaterów, a w szczególności ich imiona. Jak nic albo się naczytałam za dużo paranormali i książek młodzieżowych, albo nie wiem co ze mną, że w trakcie czytania mam nie głównych bohaterów, a postacie z takich znanych książek, jak np. „Akademia wampirów” lub „Zmierzch”. W dodatku nijak mi one nie pasują do samego charakteru bohaterów, co też gra na ich minus.

Jeśli chodzi o samą fabułę, to muszę przyznać, ze jest ciekawa. Ciekawa, jednak nie porywająca. To prawda, że autorka potrafi grac na emocjach i czytelnik się nie nudzi w trakcie czytania. Szkoda tylko, że na pierwszy rzut okaz wyłaniają mi się utarte schematy, które można znaleźć w innych tego typu powieściach. Oczywiście rozumiem, że aby odnaleźć się na rynku wydawniczym trzeba napisać coś co zaciekawi czytelnika, a skoro wiadomo, że jakiś schemat zdobywa sporą publiczność, to warto go wykorzystać. Jak dla mnie jednak szkoda, że mało znalazłam tutaj rzeczy, których bym nie wynalazła gdzie indziej. To samo jeśli chodzi o styl autorki. Prosty, nieskomplikowany, nie wyróżniający się zbytnio poza inne thrillery. Podoba mi się za to w jaki sposób autorka ukazała sytuację bohaterki już po wyjeździe. Wtedy według mnie książka dopiero zaczęła mnie ciekawić.

Ogólnie rzecz biorąc książka dobra. Uważam, nawet, że znalazłaby wielu fanów. Może ja sama do nich bym nie należała, ale i tak należą się spore gratulacje i ukłony w stronę autorki. Jeśli ktoś ma chrapkę na ten tytuł, to po prostu musi sam wziąć, przeczytać i się przekonać. Nie poleciłabym jej jednak każdemu, ponieważ mimo to, że osoba może być wielbicielem kryminałów, to tak "wpływająca silnie na psychikę" akcja może być zbytnim ciężarem dla niektórych. No, chyba, że lubicie koszmary nocne.

Za przygodę z bohaterami "Wieży sokoła" dziękuję Wydawnictwu Oficynka!

Recenzja: "Kamuflaż" Ewa Ostrowska


Tytuł: Kamuflaż
Autor: Ewa Ostrowska
Wydawnictwo: Oficynka
Wydanie: 2011-03-01
ISBN: 978-83-62465-04-0
Objętość: 384
Cena: 38 zł

Moja ocena: 8/10 pkt.
Szufladka: Godna polecenia

Ostatnimi czasy miałam ochotę na czytanie thrillerów. Co jest w moim wypadku dość dziwne, zwłaszcza, gdy upodobałam sobie paranormale. Widocznie każdy ma chwile, gdy musi odetchnąć od rutyny i sięgnąć po coś nowego. Na pierwszy rzut trafiła mi się książka pani Ewy Ostrowskiej, pt. „Kamuflaż”.

Już od samego początku wpadła mi w oko. Zwłaszcza pojrzeniu okładki. Mroczna, tajemnicza, a nawet bym powiedziała odrobinę przerażająca. Jak dla mnie idealne zapewnienie, że fabuła nie będzie nudna i monotonna, a wręcz nie da się usiedzieć z nadmiaru wrażeń.

Książka opowiada o losach mieszkańców Nevady. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy sprzed domu ginie synek Barkinsów. Oszaleli z rozpaczy rodzice czekają na reakcję od porywacza. Telefon, wiadomość, cokolwiek. Jednak nic takiego nie ma miejsca. Kilka dni później matka chłopca dostrzega go bawiącego się w piaskownicy. A przynajmniej ma takie wrażenie, bowiem okazuje się, że to tylko ( raczej aż) manekin dziecka w ubraniu chłopca i skalpem włosów chłopca… Cała tą sprawę ma zamiar zbadać detektyw Peters, szeryf Stan Haig i Jennifer Whitaker. Od tej chwili zaczyna się tajemnicza, ale i szalona gra nie tylko o życie chłopca. Pełna tajemniczych zagadek, niebezpieczeństw i masy niepewności…

Przyznaję, że samo wczytanie się w treść z początku szło mi opornie. Powiedziałabym nawet bardzo. Mała czcionka, niby „zwykły początek” a mimo to czułam lekki opór w czytaniu. Nie, nie twierdzę, że powieść jest nudna, co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Po owym porwaniu wszystko zaczyna nabierać tempa. Czytelnik od tej pory nie ma prawa do nudy.

Styl i język autorki może nie należy do prostych, ani tez nad wyraz wyszukanych, a mimo to potrafi zaciekawić. Najbardziej przypodobała mi się sama gra na emocjach czytelnika. To narastające tempo grozy i niepewność, co nastąpi za chwilę. Godne szacunku zagrania.

Powieść utrzymana jest w ładzie i porządku. Podzielona na kilka części, które razem tworzą jedną logiczną całość. W dodatku sam przeskok z jednaj części w drugą jest tak naturalny, że ma się wrażenie, jakby się wciąż czytało jednym tchem. Z jednej strony podoba mi się opowieść widziana oczami kilku osób, z drugiej strony niekoniecznie. Dlaczego? Chodzi mi o to, że niekiedy dałam się złapać w czytelniczą pułapkę i pogubiłam się w tym, kto teraz sprawuje pieczę nad opowieścią i kogo przypada kolej na narrację. A szkoda, bowiem właśnie przez to zaczynałam się gubić w fabule i własnych odczuciach. Wybijając się z wydarzeń i zastanawiając nas tym faktem, ciężko było wrócić do momentu, gdzie wręcz nie dało się oderwać wzroku od książki, czekając na kolejne wydarzenia.

Przyznaję, że jest to jeden z lepszych kryminałów, jaki wpadł w moje ręce. A i tytułowy kamuflaż jak dla mnie daje tutaj spora przesłankę. Czytało się szybko i z niemałą ciekawością, ponieważ książka wprost porywa czytelnika, który ma wrażenie, że jest naocznym światkiem tych wszystkich wydarzeń. Polecam każdemu, kto ma ochotę na odrobinę ostrych wrażeń i chce się oderwać od monotonii niektórych powieści. Tutaj nie ma prawa nikt się nudzić. Naprawdę!

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Oficynka!

Recenzja: "Jak wykorzystać ciemną stronę" Debbie Ford


Autor: Debbie Ford
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Wydanie: 2011-01-01
ISBN: 978-83-7377-495-7
Objętość: 224
Cena: 34,30 zł

Moja ocena: 5/10 pkt.
Szufladka: Ciekawa

„W każdym z nas jest mroczna strona”

Któż z nas tego nie widzi? Chyba każdy ma takie chwile, gdy zaczyna to dostrzegać. Debbie Ford próbuje nam pokazać, jak to wszystko wygląda naprawdę i w jaki sposób pracować nad sobą, by obrócić ową „ciemną stronę” na swoją korzyść. Ale może zacznijmy od początku…

Już na pierwszy rzut oka książka straciła w moich oczach. Dlaczego? Ze względu na okładkę, oczywiście. Nie należę do osób, które oceniają tylko po oprawie, ale mimo to uważam, że przynajmniej powinna się zgrywać z treścią. W tym wypadku powiązanie ciężko było mi znaleźć, a poza tym sama kolorystyka [i ta przeklęta biel] sprawiła, że chęć na zgłębianie treści mnie opuściła.

Mimo to przeczytałam. Od deski, do deski. Trochę to trwało, to prawda, ale dałam radę! A co w treści? Cóż… Muszę przyznać, ze jak na poradnik, to napisana jest bardzo prostym, przejrzystym i co dziwne logicznym językiem. Nie ma tutaj łopatologicznych szaleństw prosto z jakiejś konferencji doktorantów, czy coś takiego. W dodatku dzięki dużej książce czytało się szybciej i bez uciążliwego zmęczenia.

W treści oprócz kilku rozdziałów pogrupowanych w zależności od omawianego tematu, możemy też znaleźć proste ćwiczenia, – za co należy się plus. Minus, niestety za to, że sam ich opis nie należy do krótkich, a wręcz przeciwnie. Niby zrozumiałe i dokładnie opisane, jednak według mnie zbyt obszernie. Książkę warto przeczytać, jednak nie każdemu przypadnie do gustu. Trzeba lubić takiego typu pozycje, bo w przeciwnym razie tylko zaskoczy - niekoniecznie pozytywnie. Mi się podobała, aczkolwiek nie powiem, że należy ona do ulubionych z tego wydawnictwa. Chyba liczyłam też odrobinę na coś innego, przyznaję..
Ciężko jest mi ją wycenić przyrównując do konkretnej skali ocen. Ma swoje wady i zalety, to prawda. Autorka pisze ciekawie, a dzięki opowieściom, które tutaj przedstawia jest wiarygodna, jednak nie sądzę bym od tak zawierzyła temu, co ukazuje i postanowiła zmienić swoje życie.

Czy polecam? I tak, i nie. Tak, ponieważ dla fanatyków poradników okaże się fenomenem, który wręcz pochłoną. Nie poleciłabym jej jednak osobom, które nie są do takich pozycji przyzwyczajone, – bowiem po jej przeczytaniu nie tyle Najda ich wątpliwości, co do swojego życia, ale i wiarygodności przekazywanej tutaj treści.

Za książkę dziękuję serdecznie Wydawnictwu Studio Astropsychologii!

Z cyklu: Stosik na czerwiec

Witajcie kochani!

Od razu wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka! Mam nadzieję, że każdemu dzień się udał - zwłaszcza leniuchowanie z książką! Mi niekoniecznie z książką,b o cały dzień w drodze, ale i tak było cudownie ;) W dodatku najlepszą rzeczą dzisiaj chyba był sen mojej mamy o wypiekach. Dlaczego? Ponieważ od 4 spać już nie mogła, toteż szalała w kuchni. przez co też z samego rana po domu roznosił się zniewalający zapach ciast i świeżych drożdżówek. Pyszota, mówię Wam! ;)

Ale wracając do tematu - mam dla Was stosik na nowy miesiąc... Trochę skromny, ale za to jakie pozycje! W dodatku wszystkich nie uwieczniłam na zdjęciu, bowiem "Wiosnę w kuchni pięciu przemian" Anny Czelej, przygarnęła sobie moja mama, a "Dzień po dniu. Pierwszy rok życia dziecka." Joanny Wilkońskiej, aktualnie przebywa u mojej siostry ;) Tak, czy siak po kolei:

1) "Dom czwartego przykazania" - Dariusz Papież -> Egzemplarz od Wydawnictwa Jirafa Roya. Po prawdzie nie lubię recenzować książek polskich autorów (mam na myśli późniejsze nagonki autorów na bloggerów, gdy coś im nie pasuje), ale jako, że tematyka domów pomocy społecznej jest mi bliska po odbytych tam praktykach, postanowiłam spróbować. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.

2)  "Sodomici" - Ewa Watała -> Egzemplarz od Wydawnictwa Videograf. Jestem w tracie czytania, jednak sądzę, że w przyszłym tygodniu ją skończę. Recenzja w związku z tym będzie opublikowana na dniach...  A, że jest o czym pisać, to możecie mi wierzyć...

3) "Obnażeni" - Nikki Gemmel -> Prezent - trochę, a nawet bardzo niespodziewany. Chcąc nie chcąc musi poczekać na swoją kolej. Z racji zbliżającego się egzaminu zawodowego, w pierwszej kolejności biorę się za egzemplarze do recenzji, aniżeli całą resztę.

4) "Droga do Różan" - Bogna Ziembicka -> Od Wydawnictwa Otwarte. Czeka w kolejce, ale za to zapowiada się nieźle!

5) "Pieśń o poranku - Paullina Simons -> Egzemplarz recenzencki od Świata Książki. Jestem w trakcie czytania i przyznaję, że bardzo mi się podoba. Pisana idealnie pod mój humor i gust. Recenzja również na dniach.

6) "Miłość w zimie" - Magdalena Bielska -> Również od Świata Książki. Niestety też czeka na swoją kolej...

7) "Repetytorium z pielęgniarstwa. Podręcznik dla studiów medycznych" - pod red. K.Kędziora-Kornatowskiej -> Prezent od mamy, długo wyczekiwany,a le za to, jaki cudny! Dziękuję! ;**

Zauważyliście może, że większość książek to pozycje polskich autorów? Sama się sobie dziwię, bowiem jak nic, tego unikam, jak ognia - zwłaszcza w recenzjach. Mimo to, owe książki zaciekawiły mnie na tyle, ze stwierdziłam, iż muszę się z nimi zapoznać. O tym, co z tego wyszło, przekonacie się niedługo. Tym czasem chciałam Wam się pochwalić jeszcze jednym prezentem, który od dzis będzie wiernie pilnować zarówno mnie, jak i moich książek. Poznajcie proszę mojego nowego przyjaciela - Proszę Państwa oto Mr Teddy Bear! Jest cudny, naprawdę... Jeszcze raz bardzo dziękuję! Chciałam Wam go przedstawić razem z jeszcze jedną pozycją, którą dziś zdobyłam, jednak jako, że to prezent (nie dla mnie oczywiście!), to notkę zedytuję w odpowiednim czasie ;) Bądźmy zapobiegawczy :D

A póki co chciałam Wam życzyć spokojnej nocy! Chciałam jeszcze dziś wstawić jedną recenzję, jednak stwierdziłam, iż zabiorę się za to rano - chyba opanowało mnie małe lenistwo :)

PS. Kilka dni temu mój blog obchodził swoje II urodziny, jednak z braku czasu nie miałam okazji poświętować. W związku z tym po 10.06 możecie spodziewać się konkursu ;) Dlaczego wtedy? Bowiem będę już po wszelakich egzaminach na uczelni, przez co też znajdę chwilę na wymyślenie sprytnego zadania dla Was :D
Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka