Recenzja: "Córka Kata" Oliver Pötzsch



Tytuł/Cykl: "Córka Kata"
Autor: Oliver Pötzsch
Tom: 1
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011-06-15
Ilość stron: 460
ISBN: 978-83-61989-63-9

Moja ocena: 8/10 pkt
Szufladka: Rewelacyjna




„Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem.”
Jonathan Carroll — „Kraina Chichów cz.2”

Chyba każdy z nas może to potwierdzić. Są książki lepsze i gorsze. W tych pierwszych odnajdujemy nawet samych siebie, natomiast tych drugich mamy dość na najbliższe lata (o ile nie na zawsze). Książka to nie tylko zbiór kartek zajętych tekstem, ale i coś, dzięki czemu możemy pobudzić naszą wyobraźnię do działania. Coś, dzięki czemu możemy zrozumieć nawet otaczający nas świat – już nie wspomnę o rozwiązywaniu problemów, które wydawały się z początku niemożliwe do rozwiązania.

W przypadku dzisiaj recenzowanej książki mogę śmiało powiedzieć, że rozbudziła moja wyobraźnię do cna. Czasami, aż za bardzo, bo nie mogłam się od niej momentami oderwać…

„Córka kata” osadzona jest w czasach XVII wieku w Bawarii, krótko po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, gdzie miejsce miała seria brutalnych i przerażających morderstw na niewinnych dzieciach. Na domiar tego na ciele każdego z nich można zobaczyć tatuaż – czarnoksięskie symbole. Mieszkańcy Schongau (gdzie to czy się akcja) są przerażeni, bowiem widza w nich wyłącznie dzieło mściwego i okrutnego Szatana. Od tego momentu żadne dziecko nie jest bezpieczne, a wszyscy boja się o swoje pociechy. Kto wie, czy nie będzie następnych ofiar, a jeśli już to, kto nimi będzie?

Nie znam osoby, która to nie stanęłaby w obronie swojego dziecka. Tak też jest w przypadku mieszkańców. Dlatego też organizują polowanie. Polowanie na czarownice… Pech chciał, że Marta, która była akuszerką wpadła w ich ręce i została oskarżona za wszystkie morderstwa i konszachty z diabłem. Kat, który ma wymusić na niej przyznanie się do winy nie wierzy w to, że to właśnie ona dopuściła się tych haniebnych czynów. Próbuje dowieść jej niewinności, poprzez przeprowadzenie śledztwa na własną rękę przy pomocy miejskiego medyka - Simona oraz własnej córki, Magdaleny.

Gdybym miała określić jednym zdaniem, co sądzę o tej książce, to przyznam ze szczerym sercem: „To jest to!” Książka niesamowita, potrafi tak poruszyć czytelnikiem, że koniec końców miałam wrażenie, że faktycznie żyję w czasach polowań na czarownice. Te wszystkie tajemnice, wydarzenia, spiski są tak realistycznie oddane, jak na tamte czasy, jak mało gdzie. Uwielbiam czasy, gdy na świecie działały akuszerki, pomagając rodzącym przyjść na świat swoim pociechom bezproblemowo. No wiecie – „Młot na czarownice” i tym podobne rzeczy. Nawet na uczelni miałam zorganizowany na ten temat wykład toteż nie jest mi ta sytuacja obca i mogę ze szczerym sercem przyznać, że autor naprawdę się postarał. Zwłaszcza, że to jego debiut pisarski. Sama bym tego wszystkiego lepiej nie ujęła. Cała fabuła dograna i nawet zgadzająca się z ówczesnymi wierzeniami i wydarzeniami, jakie znamy z historii.

Jeśli chodzi o styl to tutaj trochę się zawiodłam. Dlaczego? Myślałam, że książka będzie bardziej tętnić takim starożytnym językiem (nie wszędzie oczywiście bo ciężko by się czytało, ale od czasu do czasu czemu nie?). Szkoda, naprawdę szkoda. Ogólnie większych błędów stylistycznych nie wyłapałam – nawet literówek, a to już coś.

Przyczepiłabym się jeszcze bohaterów. Wykreowani na dość „ciekawe” osobowości, trzeba przyznać. Ale nie na tyle, by mnie zadowoliły – zwłaszcza nie spodobała mi się główna bohaterka, raz postać Marty. Są tak jakby… niedokończone. Czegoś im brak, a ja nie mogę znaleźć czego tak właściwie. Nie wiem, może czasami nie pasowały mi do tamtych czasów? Możliwe. Poza tym ich charakterki, czy też zachowania czasami mnie irytowały – zwłaszcza mam tutaj na myśli Magdalenę.

Nie powiedziałam jeszcze nic na temat okładki. Cóż… według mnie jest taka, jaka być powinna. Nie powiem, że fantastyczna, bo będzie że się powtarzam, ale lepszej bym sobie nie wyobraziła. Całkowicie oddaje przesłanie i treść książki. Podobają mi się te kolory jesieni, no i przyozdobienie liśćmi. A najbardziej chyba pochwaliłabym za te czerwone plamy, oddające fantastyczny realizm. Z początku miałam wrażenie, że to prawdziwa krew – zwłaszcza przez ich wybrzuszenie i lepsze uwidocznienie na okładce. Całość jest tak wspaniale dopieszczona i oprawiona, że można tylko pogratulować grafikom. Oby więcej takich książek nie tylko ze względu na okładkę, ale i realizm ukazany w tej jakże wciągającej fabule!

Za możliwość przeniesienia się w czasy polowań na czarownice dziękuję Wydawnictwu Esprit!

6 komentarzy :

  1. zaciekawiłaś mnie recenzją, będę miała książkę na oku
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa tej książki i to bardzo:) Właśnie oczekuję na przesyłkę od pani Ani:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, i ja przeczytałabym ją z wielką przyjemnością. Piękna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuję w tym pewien powiew świeżości, ale na razie sobie daruję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może kiedyś, jak czas pozwoli :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam o tej książce wiele pozytywnych recenzji, wiec myślę, że się na nią skuszę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. Będzie mi naprawdę miło i co najważniejsze dzięki nim poznam wasze zdanie, na którym mi bardzo zależy - jednakże jakakolwiek forma spamu, czy posty złośliwe, obraźliwe, tudzież wywyższające się będą usuwane w trybie natychmiastowym bez zbędnego komentarza.

Miasto Recenzji © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka